''Radio Maryja jako fenomen społeczny''

1. RADIO MARYJA / 2. FENOMEN / 3. GRZESZNI KATOLICY


2. FENOMEN

Ojcu Rydzykowi i jego sympatykom skuteczności działania może pozazdrościć każde ugrupowanie polityczne w Polsce.

Radio Maryja stało się w polskiej rzeczywistości instytucją, i to instytucją także o politycznym obliczu. A spontaniczny ruch społeczny, jaki powstał wokół rozgłośni ojca Tadeusza Rydzyka, ma znamiona ruchu ściśle politycznego.

         Po ponad 10 latach od powstania rozgłośni ojców redemptorystów nikt w Polsce nie ma już chyba wątpliwości, że mamy do czynienia z fenomenem socjologicznym. Formuła radia modlitewnego okazała się magnesem przyciągającym miliony słuchaczy. Ale nie są to zwykli słuchacze, lecz zagorzali zwolennicy, tworzący własną organizację nazywaną Rodziną Radia Maryja.

Radio Maryja ma więc swoje zaplecze w terenie, zalążki struktur organizacyjnych w postaci biur Radia Maryja (działających zazwyczaj przy parafiach), pieniądze, o których zresztą niewiele wiadomo. Ma program, z którym słuchacze zapoznają się każdego dnia. Posiadają też swoją reprezentację w parlamencie. No, i ma charyzmatycznego przywódcę, z ogromnym autorytetem wśród zwolenników.

         Te cechy to wyraźne znamiona ugrupowania politycznego. Tylko, że Radio Maryja i ruch społeczny wokół niego nie jest oczywiście partią polityczną, nawet w luźnym rozumieniu tego słowa. Choćby dlatego, że nie ma sformalizowanych reguł nabywania członkostwa, określonego sposobu podejmowania decyzji i wybierania przywódców. Radio Maryja jest na pewno obecne w polskiej polityce. Pytanie tylko: jak, za pomocą jakich środków, w jaki sposób?

O Radiu Maryja napisano już wiele. Ale jak ironicznie zauważył jeden z polityków, nie jest to temat, na którym dziennikarze mogliby łatwo zrobić wierszówkę. Ojciec Tadeusz Rydzyk pilnie strzeże wszelkich informacji na temat działania jego rozgłośni. Dziennikarzy nie wpuszcza, nie udziela innym mediom niż ściśle katolickie żadnych wypowiedzi, ani wywiadów. A w jego ślad idą współpracownicy, wolontariusze, bardziej aktywni sympatycy.

Tajemnica jest pilnie i skutecznie strzeżona.

W ostatnich latach miało miejsce kilka wydarzeń, które wzmocniły siłę rozgłośni ojca Rydzyka. Środowisko Radia Maryja ma w Sejmie swoich parlamentarzystów. Część z nich weszła Sejmu tylko dzięki poparciu na falach radiowych: byli umieszczani na odległych miejscach list i nikt wcześniej nie znał ich nazwisk. Radio ma także, po licznych perypetiach, swoją codzienną gazetą "Nasz Dziennik", nie rezygnuje z medialnej ekspansji. Powstają wokół Radia Maryja nowe instytucje i "zespoły wspierania". Ale gromadzą się też nad radiem chmury. Glemp wystosował do prowincjała zakonu redemptorystów (formalnego właściciela i przełożonego ojca Rydzyka) list, w którym zarzucił ojcu Rydzykowi nieewangeliczny język w mówieniu o polityce, ale podkreślił zasługi radia na polu religijnym.

         Lista sukcesów jest już długa. Zmobilizowanie setek tysięcy zwolenników piszących listy do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w sprawie przyznania dodatkowych częstotliwości radiu; organizowanie manifestacji i pikiet antyaborcyjnych, walka z wydawnictwami pornograficznymi.

Ale są to przedsięwzięcia wykraczające poza kwestie religijne. Na przykład zebranie w ciągu kilku dni 500 tysięcy podpisów pod protestami do Sądu Najwyższego w sprawie wyboru Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta. To rozgłośnia ojca Rydzyka wpłynęła na rezultaty wyborów prezydenckich. Kolejną batalię stoczyło Radio o konstytucję. Jeszcze kilka tygodni przed datą głosowania referendalnego przewaga zwolenników konstytucji nad jej przeciwnikami - jak wynikało z sondaży - była zdecydowana. Po ostrej kampanii na falach radia Maryja i rozdawaniu ulotek w parafiach liczba przeciwników rosła z dnia na dzień. I w dniu głosowania okazało się, że konstytucja "przechodzi", ale już tylko kilkoma procentami głosów. Jaki byłby wynik referendum, gdyby głosowania odbyło się kilkanaście dni później? ...

         Z wyjątkiem zdeklarowanych antyklerykałów nikt już dzisiaj nie kwestionuje wielkiej roli jaką odgrywa Radio Maryja wśród wiernych. Zgoda ta dotyczy jednak tylko wymiaru religijnego. Bo polityczna działalność rozgłośni ojca Rydzyka zarówno wśród hierarchów kościelnych, jak i prawicowych polityków wywołuje ostre kontrowersje.

Jedno jest natomiast pewne - politycy na prawo od SLD czują respekt wobec siły i możliwości, jakie ma toruńska rozgłośnia.

         Marian Krzaklewski działacz AWS, regularnie uczestniczył w audycjach z udziałem słuchaczy. Czasami nawet - jak można się było zorientować - łączył się z rozgłośnią nawet z telefonu komórkowego w swoim samochodzie. Tłumaczył się ze swoich posunięć, działań koalicji, decyzji rządu. Cierpliwie wysłuchiwał krytyki, nierzadko inwektyw pod swoim adresem.

         Bez wymiaru politycznego Radio Maryja nie byłoby tym, czym jest; ono musi działać we wszystkich wymiarach. Sympatycy Radia Maryja to z reguły ludzie, którzy się wcześniej polityką nie interesowali. A ojciec Rydzyk sprawił, że jest inaczej.

Tadeusz Rydzyk w wypowiedzi dla tygodnika "Niedziela" z '95 roku:

 "Nie możemy pozwolić na to, abyśmy stanowili ciche i bezwolne przedmioty, które można przesuwać w dowolnym czasie i miejscu. Katolicy powinni zajmować się polityką, brać udział w życiu publicznym i przejmować odpowiedzialność za losy kraju".

         Najpierw było radio, a potem zaczęła powstawać jego społeczna emanacja, czyli Rodzina Radia Maryja. Rodziny Radia Maryja powstają przy parafiach, do których dociera "katolicki głos w waszym domu". Ich techniczno-organizacyjnym zapleczem są biura Radia Maryja, które czasem mieszczą się w prywatnych mieszkaniach, czasem w budynkach przyparafialnych. Szczegółową mapę ma rozgłośnia w Toruniu, ale jej nie udostępnia. Dzisiaj szacuje się, że rodzin maryjnych jest około tysiąca (na dwa i pół tysiąca gmin w Polsce). Rodziny nie mają żadnego formalnego statusu, nie są ani stowarzyszeniem, ani organizacją religijna, co uniemożliwia ich kontrolę i nadzór.

Jest to "struktura terenowa", której radiu mogłaby pozazdrościć każda partia polityczna w Polsce.

         Ale na tym nie koniec. Przy Radiu Maryja działa między innymi Instytut Edukacji Narodowej - organizujący odczyty i seminaria. Jest też Zespół Wspierania Radia Maryja w Służbie Kościołowi, Ojczyźnie i Narodowi Polskiemu. Należą do niego politycy między innymi Józef Frączek, Adam Bachleda-Curuś, jak i osoby z tytułami profesorskimi między innymi z KUL. Po jednej z wypowiedzi bpa Tadeusza Pieronka, zespół nazwał kłamstwem opinię, jakoby Radio szerzyło nienawiść.  

           Liczba słuchaczy zwiększyła się w ostatnich latach kilkunastokrotnie. Ojciec Rydzyk dysponuje więc potężnym medium. Radio sięga też po inne środki przekazu. Ale najważniejsza jest oczywiści charyzma. Bez niej nie byłoby ani zaplecza, ani pieniędzy, ani rzeszy słuchaczy. A ojciec Tadeusz Rydzyk jest osobowością charyzmatyczną, potwierdzają to zgodnie zarówno jego zwolennicy, jak i krytycy. I niczym rasowy przywódca polityczny nie musi ciągnąć ludzi za sobą, tylko sprawia, że sami za nim podążają.

Na czym polega charyzma? "Alleluja, i do przodu" - w tym powiedzeniu księdza Rydzyka tkwi zapewne klucz do jego charyzmy. Jest w nim religijność i kierunek działania, i radość.

Z ojca Rydzyka promieniuje siła, energia, głębokie przeświadczenie o własnych racjach. Ludzie, którzy się z nim stykają, dostają wskazania, co robić.

Ksiądz potrafi pociągnąć za sobą nieprzekonanych. Po latach działalności ma zwolenników zarówno wśród niewykształconych, jak i inteligentów bardzo aktywnych zawodowo. To nieprawda, że Radia Maryja słuchają niemal wyłącznie niewykształceni. Z badań ośrodków opinii publicznej wynika, że struktura wykształcenia w gronie słuchaczy Radia Maryja odpowiada mniej więcej relacjom w całym społeczeństwie, na przykład osoby z wyższym wykształceniem stanowią siedem procent, czyli tyle, ile wynosi "średnia krajowa". Natomiast rzeczywiście więcej jest osób starszych, a bardzo niewiele osób do 24 roku życia.

         Dla sympatyków radia ojciec Rydzyk stał się niekwestionowanym autorytetem. "A ojciec Tadeusz powiedział inaczej" - ten argument wystarcza za wszystko dla wielu słuchaczy.

         Ojciec Tadeusz Rydzyk zaapelował w 1997 roku do słuchaczy Radia Maryja o szybkie wpłacanie pieniędzy na konto toruńskiej stacji...44

Wszystko kosztuje nas dużo, ponad milion złotych miesięcznie - stwierdził ojciec dyrektor dramatycznym tonem w komunikacie, który powtórzono kilka razy na antenie. - Nasze radio dociera do wielu rodaków...

         Toruńska rozgłośnia oo. redemptorystów nadająca ze stu miast polskich, kilku amerykańskich utrzymuje się wyłącznie z darowizn. Poza datkami na samo radio przez ponad rok ojciec Rydzyk zbierał pieniądze i świadectwa udziałowe na wykupienie Stoczni Gdańskiej.

Stocznię kupił kto inny, gotówka i papiery wartościowe zostały jednak w rozgłośni redemptorystów. Ile? Na ten temat krążą w Toruniu legendy. Samych świadectw NFI zebrano tyle, że były kłopoty z ich upchnięciem w kilku salach.

Faktycznie: za strzeżoną elektronicznie bramą i dwumetrowym ogrodzeniem przy ul. Żwirki i Wigury w Toruniu siedziba radia ciągle się rozbudowuje. Kilkupiętrowe, postawione w ciągu trzech lat pawilony wyglądają lepiej niż siedziby toruńskich banków. Na parkingu nowe mercedesy, wewnątrz najdroższy sprzęt nadawczy i kamery śledzące wchodzących.45

W radiu pracuje na stałe siedmiu redemptorystów, kilka zakonnic i przeszło setka wolontariuszy. Nikt z nich nie bierze oficjalnego wynagrodzenia. Nie wierzę, żeby Rydzykowi zabrakło pieniędzy. To zbyt dobry organizator, by mógł dopuścić do takiej sytuacji. To po prostu wezwanie słuchaczy, żeby sięgali do kieszeni, bo widocznie ostatnio sięgali zbyt płytko.

         Podczas przeprowadzania upadłości, w marcu 1997 roku, syndyk był zmuszony zwolnić wszystkich pracowników, cztery tysiące stoczniowców. Nikt nie mógł przewidzieć, czy stocznia jako przedsiębiorstwo zostanie uratowana i czy stoczniowcy do niej wrócą. W tym czasie narodziły się dwie inicjatywy pomocy stoczni i stoczniowcom.

         Komisja Krajowa NSZZ "Solidarność" powołała Stowarzyszenie Solidarni ze Stoczni Gdańska. Stowarzyszenie zbierało fundusze, rozprowadzając cegiełki, dlatego przylgnęła do niego nazwa "komitet cegiełkowy" lub po prostu "cegiełki". O ofiarność apelował prymas Józef Glemp, apelował związek, w mediach wykupiono promocję pomocy stoczni. Wyemitowano cegiełki o wartości trzydziestu jeden milionów złotych.

         Aby pieniądze nie zostały rozdane na bieżące zasiłki, komitet powołał fundusz inwestycyjny, który wraz z innym inwestorem miał wyłożyć społeczne datki na zakup stoczni, zapewniając sobie, jak każdy pasywny inwestor, wyjście po kilku latach z tego układu z pewnym zyskiem. Sądzono, że pieniądze powiększone o zysk w razie potrzeby można będzie przeznaczyć na kolejną pomoc.

Sprzedaż solidarnościowych cegiełek zbiegła się z akcją zbierania pieniędzy przez Radio Maryja na pomoc dla stoczni. Część pieniędzy zamiast do "komitetu cegiełkowego" trafiła na konto rozgłośni.

Na spotkaniach Mariana Krzaklewskiego z Polonią amerykańską okazywało się, że już dyrektor Radia Maryja, ojciec Tadeusz Rydzyk, zebrał pieniądze.

"Komitet cegiełkowy" przeznaczył pół miliona złotych na zapomogi dla zwalnianych stoczniowców. W kryzysowych tygodniach pomocowe zasiłki umożliwiły zatrzymanie w stoczni trzonu załogi, a później wznowienie produkcji statków. Większość środków, równowartość miliona dolarów, stocznia wykorzystała na kaucję gwarancyjną. Dzięki między innymi pieniądzom bank Pekao SA zgodził się kredytować dwa kontenerowce, zatem do stoczni przyjęto z powrotem robotników.46

         Po wyborach wygranych przez AWS "cegiełki" szybko zmontowały zupełnie nowe konsorcjum: "komitet cegiełkowy", Stocznia Gdynia S.A, bank Pekao S.A. i spółka developersko-budowlana Nederpol, czyli tzw. konsorcjum czterech. List intencyjny w sprawie powołania konsorcjum podpisali w Warszawie prezesi firm oraz Marian Krzakleski lider "Solidarności" i AWS.

         Pomysł, iż związany z Radiem Maryja komitet przejmie stocznię, polegał na tym, że wierzyciele za umorzenie 95 procent swoich należności mieli otrzymać akcje stoczni, które tymczasem skarb państwa sprzeda komitetowi. Komitet część akcji oddałaby wierzycielom, a sam stałby się głównym udziałowcem. Plany te nie miały solidnych podstaw ekonomicznych. Nie było na przykład wiadomo, skąd komitet weźmie pieniądze na niezbędne inwestycje w stoczni.47

W związku z ofensywą komitetu skupionego wokół Radia Maryja "cegiełki" zachowywały się biernie. Tak zadecydował Krzaklewski, który liczył się ze zdaniem Radia. "Cegiełki" przestały odgrywać poważniejszą rolę w procesie kupna - sprzedaży stoczni.

Zawarta znacznie wcześniej umowa między konsorcjami (cegiełkowym i radiowym) przewidywała, że będą działać niezależnie, lecz jeśli dojdzie do realizacji planu jednego komitetu, czyli kupna bądź układu, drugi przekaże zebrane pieniądze partnerowi.

         Pomysły komitetu pod patronatem Radia Maryja przyjmowano sceptycznie. Można było wątpić, czy jakiś poważny armator zdecyduje się ulokować zamówienia na statki w stoczni kontrolowanej przez kontrowersyjną radiostację. Komitet nie miał początkowo większej siły przebicia. Sytuacja zmieniała się radykalnie po wyborach. W skład zwycięskiej AWS wchodziła bowiem, może nie bardzo liczna, ale dość wpływowa i dająca o sobie głośno znać, grupa określana potocznie jako frakcja Radia Maryja. Frakcja zaczęła domagać się przeprowadzenia układu, podkreślając, że jest to jedyne słuszne rozwiązanie problemu stoczni. Sprzedaż należało wykluczyć, bo stocznia mogła dostać się w niepowołane ręce.

W dniu symbolicznym, 11 listopada 1997 roku ogłoszono apel do premiera, siedemdziesięciu parlamentarzystów, głównie z AWS, o pilne rozwiązanie problemu stoczni. Jednocześnie związany z Radiem Maryja komitet rozpoczął akcję propagandową. Twierdził, że jest pomijany przez konsorcjum, które ma kupić stocznię. Tymczasem przedstawiciele "cegiełek" podkreślali, że komitet zaproszono do konsorcjum czterech. Z propozycji jednak nie skorzystał.

         Ta jednak została sprzedana Stoczni Gdynia. Wywołało to protesty zarówno "Solidarności" w Stoczni Gdańskiej, jak i komitetu przy Radiu Maryja. Gdyby współinwestorem były "cegiełki", sprzedaży towarzyszyłyby mniejsze emocje.

         Osoby związane z komitetem Radia Maryja starały się unieważnić akt sprzedaży stoczni. Sądy kilka razy odrzucały skargi i zażalenia. Procesy sprawiły, że przekazanie stoczni nabywcy opóźniło się prawie o pół roku. Z braku produkcji groziły masowe zwolnienia stoczniowców.

         Działania zwolenników układu współfinansował... solidarnościowy "komitet cegiełkowy". Opłacał ekspertyzy prawne, delegacje, telefony komórkowe itp.

         Radio Maryja ani jego komitet nigdy publicznie nie ujawniły, ile zebrały pieniędzy. Rozgłośnia apelowała nie tylko o wpłacanie gotówki, ale i o przesyłanie świadectw udziałowych NFI. Ile zebrała pieniędzy, nie wie ani stoczniowa "Solidarność", ani "komitet cegiełkowy". Stoczniowa "Solidarność" szacuje, że komitet Radia Maryja zebrał tyle, ile zebrały "cegiełki", czyli około pięciu milionów.48



44 "Gazeta Wyborcza" z dn. 22.08.1998r.
45 "Gazeta Wyborcza" z dn. 22.08.1998r.
46 "Rzeczpospolita" z dn. 29.05.1998r.
47 "Rzeczpospolita" z dn. 29.05.1998r.
48 "Rzeczpospolita" z dn. 29.05.1998r.

DALEJ