|
DEKALOG DEMOKRACJI
po chrześcijańsku rozumianej
więcej
|
|
MŁODZI O PRZESZŁOŚCI I PRZYSZŁOŚCI
Stare zbrodnie - nowe zagrożenia
Więcej
|
|
APEL Z OŚWIĘCIMIA
o budzenie nadziei
więcej
|
|
Deklaracja Europejska Chrześcijan, Żydów i Muzułmanów.
więcej
|
|
Index Pamięci Polaków Zamordowanych i Represjonowanych przez hitlerowców za pomoc Żydom
zobacz informację
|
|
Przeciw antysemityzmowi!
Plakat z modlitwą Jana Pawła II w intencji narodu żydowskiego.
więcej
|
|
|
SYLWA |
Trudy i gorycz Sprawiedliwych
Alina Cała
|
Ratowanie Żydów w czasie Zagłady było przedsięwzięciem bardzo trudnym i niebezpiecznym. Wydane przez hitlerowskiego okupanta prawa przewidywały w takim wypadku karę śmierci, zarówno dla ukrywanego, jak i dla całej rodziny ukrywających.
| Irena Sendlerowa, jedna ze Sprawiedliwych / fot. Internet |
|
To nie było jedyne niebezpieczeństwo. Obawiano się denuncjatorów oraz szantażystów. W miastach ci pierwsi to przede wszystkim dozorcy domów, ustawowo zobowiązani jeszcze od czasów carskich do informowania policji o wszelkich nieprawidłowościach na terenie posesji, a więc przyzwyczajonych do donoszenia. Mógł to być również każdy z sąsiadów, pozostający w konflikcie z rodziną ukrywającą Żydów albo czyniący tak ze strachu i swoiście rozumianego legalizmu. Mógł być to również antysemita, który akceptował politykę Niemców wobec Żydów. Szantażyści robili to dla pieniędzy i czasem zadowalali się nimi, ale częściej wydawali tych, którzy nie mogli już płacić.
Nic zatem dziwnego, że ratowania Żydów podejmowali się nieliczni. Na początku okupacji było to łatwiejsze. Można było pomagać niejako mimochodem, nie biorąc całkowitej odpowiedzialności za los prześladowanego. W mieście udzielano pomocy materialnej, współdziałano w szmuglu z gettem. Na wsi na przykład zostawiano otwarte drzwi obór i stodół, tolerowano nocne wyprawy po warzywa czy zboże. Było to łatwiejsze, bo jeszcze nie brakowało ani jedzenia, ani nadziei.
Nastawienie społeczne nie sprzyjało podjęciu ryzyka. Po pierwsze, podczas okupacji przedwojenny antysemityzm bynajmniej nie zniknął. Po śmierci Piłsudskiego zdominował on niemal całą scenę polityczną, z wyjątkiem lewicy, przy czym najbardziej konsekwentni byli nielegalni i zmarginalizowani przez Stalina komuniści. Antysemityzm propagowały nie tylko Narodowa Demokracja i Obóz Narodowo-Radykalny, ale też pozostałe partie prawicowe i centrowe przyjęły go do swoich programów, uznając Żydów za “element szkodliwy" i postulując mniej lub bardziej przymusową emigrację, czyli ekspulsję Żydów.
Na prowincję docierał przede wszystkim antysemityzm klerykalny, propagowany poprzez masowe pisma katolickie, takie jak "Przegląd Powszechny" i "Sodalis Marianus” krakowskich jezuitów, najpopularniejszy "Przegląd Katolicki", osławione wydawnictwa franciszkanów z Niepokalanowa pod Warszawą ("Mały Dziennik" i "Rycerz Niepokalanej", łącznie w ok. milionowym nakładzie) czy opiniotwórcze w środowisku duchownych "Ateneum Kapłańskie" (redagowane m.in. przez ks. Stefana Wyszyńskiego). Właściwie wszystkie konfesyjne periodyki, o ile zabierały głos w "kwestii żydowskiej" (a czyniła to większość z nich i dość często), to posługiwały się schematami antysemickimi i rasistowskimi, mimo że były one potępione przez Watykan 1. Niejednokrotnie gloryfikowały Hitlera i jego politykę wobec Żydów, wysuwały też projekty antyżydowskich ograniczeń, czasem idące dalej niż te wdrażane w życie w III Rzeszy. Niewątpliwie to one kształtowały opinię publiczną, zarówno klas uboższych, jak i inteligencji, a nie pisma narodowe, których łączny nakład w latach trzydziestych nie przekraczał 100 tysięcy.
W takiej sytuacji Kościół katolicki nie mógł nastawić moralnie swoich wyznawców na to, co miało nastąpić. Wręcz przeciwnie, przygotował ich do przyjęcia tego, czego byli świadkami, jako czegoś “do pomyślenia". Nierzadko w katolickiej prasie przewijał się postulat zakazania Żydom osiedlania się w bardziej prestiżowych dzielnicach, wypędzania ich z miast o znaczeniu militarnym lub religijnym, zakazu opuszczania im własnych dzielnic, a wreszcie - otoczenia tych dzielnic murem. Gdy w latach 1936-1938 przez Polskę przeszła fala ponad 100 pogromów, episkopat wprawdzie ich nie poparł, ale wielu duchownych usprawiedliwiało przemoc wobec Żydów. Hierarchia kościelna sprzyjała narodowcom i nie protestowała przeciw wybijaniu szyb w sklepach żydowskich, nagminnej zabawie motłochu i młodzieży narodowej, która w ten sposób urządzała sobie nie tylko noce, ale i dnie "kryształowe". Sporo eufemizmów, jakimi posługiwano się w odniesieniu do losu żydowskiego, np. "getto", "eksterminacja", "likwidacja", "deportacja" - zostało już wymyślonych wcześniej, przez antysemickich publicystów. Chyba tylko słowo "zagłada" weszło w użycie dopiero w czasie okupacji.
W latach wojny Kościół był w bardzo trudnym położeniu, na klasztory spadały represje, niektóre naziści zamykali, wielu księży zostało zamordowanych lub wysłanych do obozów koncentracyjnych. Trudno zatem wymagać, by w takich warunkach instytucja ta mogła publicznie zabierać głos w obronie mordowanych Żydów. Zastanawiające jest jednak, że żaden z tajnych dokumentów wysyłanych przez polskich hierarchów do Watykanu lub do rządu londyńskiego nie zawierał najmniejszej wzmianki o zagładzie Żydów. Z drugiej strony, jakby wbrew napastliwej, wrogiej Żydom propagandzie w przedwojennych pismach konfesyjnych, wielu duchownych złagodziło podejrzliwy stosunek do zgłaszających chęć konwersji. Nierzadko wydawano fałszywe metryki chrztu. Jednym ze skuteczniejszych sposobów przeżycia było dla Żydów schronienie się w klasztorach. Choć nie było to nagminne, w taką pomoc angażowały się niektóre klasztory, które przed wojną prowadziły aktywną agitację antysemicką. Duże zasługi w ratowaniu miały zwłaszcza żeńskie klasztory, zawsze bardziej skupione na pomocy społecznej i działalności filantropijnej, a mniej uwikłane w polityczne dążenia hierarchii katolickiej. Można przypuszczać, że często takie działania wypływały z pobudek misyjnych, zwłaszcza wobec dzieci, które z reguły chrzczono natychmiast po przyjęciu, a czasem - intensywnej indoktrynacji w postaci antysemickich kazań.
Nawiasem mówiąc, z katolickiego dyskursu w przedwojennej prasie katolickiej zakonnice były wykluczone. Tylko nieliczne wypowiadały się w kwestiach teologicznych, żadna w sprawie żydowskiej. Na ten temat głos zabierały wyłącznie świeckie działaczki katolickie, jak Zofia Kossak-Szczucka, która dała wówczas wyraz swoim rasistowskim poglądom. Trudno przypuszczać, by zakonnica mogły mieć poglądy odmienne od tego, co było "normą" w środowisku katolickim, ale ta ich nieobecność, zestawiona z cichą aktywnością podczas okupacji - daje do myślenia. Tym bardziej że nie zawsze żeńskie zakony stosowały nawracanie ukrywanych dzieci. Z reguły też nie stawiały przeszkód, by przekazać je po wojnie żyjącym krewnym, choć były także wyjątki (zwykle gdy ukrywana lub ukrywany został wyznawcą katolicyzmu).
Mieszkańcy prowincji o tradycyjnym światopoglądzie próbowali nadać sens chaosowi i straszliwym okrucieństwom, których byli świadkami, za pomocą fatalistycznego stwierdzenia, że los, który spotkał Żydów, był skutkiem wyroków Boskich, karą za ukrzyżowanie Chrystusa. Nie miało to nic wspólnego z antysemityzmem - podobnie interpretowali swój własny los niektórzy ortodoksyjni Żydzi, uważając, że Zagłada była Boska karą za łamanie zasad religii i ogólne zepsucie. Takie interpretacje sprzyjały nieangażowaniu się w pomoc.
Państwo podziemne, w którego strukturach przeważały przedwojenne elity sanacji oraz sympatycy partii prawicowych, w tym Narodowej Demokracji, nie było zainteresowane tworzeniem zorganizowanej pomocy Żydom, nigdy też do takich działań nie wezwało, mimo nacisków ze strony rządu emigracyjnego w Londynie. Podziemna prasa narodowa wprost wyrażała satysfakcję, że "problem żydowski" zostanie "rozwiązany" cudzymi rękoma, martwiąc się jedynie, co zrobić w przyszłości z tymi, którzy przeżyją. Struktury podziemne pozostawały dla Żydów zamknięte, Armia Krajowa nie chciała przyjąć do szeregów swojej partyzantki nawet garstki bojowników z getta warszawskiego.
Do czasu powstania Rady Pomocy Żydom "Żegota" w 1943 roku pomaganie Żydom było inicjatywą wyłącznie prywatną. Z dwoma wyjątkami: do 1941 roku legalnie pomagała im w postaci darów Rada Główna Opiekuńcza, a po zakazaniu tej działalności i rozwiązaniu współpracującej z nią Żydowskiej Samopomocy Społecznej, szef RGO, Adam Ronikier, za wiedzą i poparciem arcybiskupa Krakowa Adama Sapiehy kontynuował nielegalną pomoc gettom i ukrył u siebie reżysera teatralnego Michała Weicherta, który kierował tą akcją.
Drugim zorganizowanym wyjątkiem była działalność Ireny Sendlerowej, zapoczątkowana już w 1939 roku, prowadzona ponad murami getta, a w końcu - we współpracy z "Żegotą", która przejęła opiekę nad niektórymi podopiecznymi Sendlerowej. Związana ze środowiskami lewicowymi, Irena Sendlerowa uratowała ponad tysiąc dzieci żydowskich, a co więcej - udało jej się do wciągnąć współpracy Jana Dobraczyńskiego, pisarza katolickiego o prawicowych, antysemickich poglądach, którym dał zresztą wyraz w 1968 roku.
Większość tych, którzy podjęli się ratowania Żydów, skazana była na osamotnienie. Nie mogli ufać ani sąsiadom, ani wielu przyjaciołom. Tylko nieliczni, ci z dużych miast, mogli liczyć na ograniczoną i siłą rzeczy skąpą pomoc materialną ze strony państwa podziemnego, o ile udało się im nawiązać kontakt z "Żegotą". Co więcej, nie byli pewni, czy postępują słusznie. Wielu uważało, że przeciwstawiają się wyrokom Boskim. Inni - że wspomagają w ten sposób Sowietów, z którymi prawicowcy utożsamiali Żydów. Takiego poświęcenia nie uważano za przejaw walki z okupantem.
Charakterystyczny jest przykład ukrycia żydowskiego chłopca przez mieszkankę wsi Mulawicze na Podlasiu. Analfabetka, żyjąca w biedzie i obarczona gromadką dzieci oraz chorym mężem, podjęła to ryzyko, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, toteż nie próbowała ukryć faktu przygarnięcia żydowskiego sieroty. Odpowiedzialność za jego przetrwanie wzięła na siebie cała wieś, która w większym stopnia była świadoma zagrożeń. Sołtys uprzedzał kobietę zawsze, gdy pojawiała się groźba wizyty Niemców stacjonujących w miejscowej szkole. Dzięki zbiorowemu wysiłkowi chłopiec wojnę przeżył. Co jest najbardziej zadziwiające w całej sprawie, to zatajanie tego zdarzenia przez wioskową opinię. Kiedy w późnych latach siedemdziesiątych prowadziłam w tej wsi badania dotyczące wizerunku Żyda, bardzo podejrzliwie przyjęto moje zainteresowanie i musiałam sporo się natrudzić, by wydobyć skrywaną skrzętnie "tajemnicę".
Zakończenie działań wojennych nie zmieniło osamotnienia Sprawiedliwych. Czasem byli oni potępiani przez społeczność swojej wsi czy miasteczka, wciąż musieli obawiać się o życie, zagrożone przez antykomunistyczną partyzantkę. Centralny Komitet Żydów Polskich starał się objąć ich opieką: od wypłacania jednorazowych zapomóg pieniężnych (zwykle dołączano list dziękczynny) 2 i stałej pomocy społecznej, po interwencje w imieniu tych, którzy weszli w konflikt z prawem lub którym władze sowieckie odmawiały prawa repatriacji. W kilku przypadkach CKŻP podjął skuteczne interwencje w sprawach politycznych (np. ratując rodzinę niemiecką przed wysiedleniem). W 1948 roku powołano Komisję Pomocy Polakom przy Wydziale Prawnym CKŻP, która kontynuowała tę działalność przez następne dwa lata. Po likwidacji partii żydowskich i wymuszonym przez władze przekształceniu Komitetu w Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce, pomoc ta ustała. TSKŻ wprawdzie w swoim statucie przewidywał kontynuację takiej działalności, ale było całkowicie uzależnione od dotacji państwa, a ono ich na ten cel nie udzielało.
| Ustanowiony przez Instytut Yad Vashem medla dla Sprawiedliwych |
|
Z reguły organizacje żydowskie udzielały pomocy Sprawiedliwym dyskretnie. Michał Borwicz wspominał, że kiedy postanowił opublikować nazwiska osób pomagających Żydom, jedynie nieliczni z nich się na to godzili, większość prosiła o zachowanie anonimowości, ze względu na presję otoczenia 3. Jednym ze skutków traumatycznych przeżyć, przez jakie zmuszeni byli przejść i Polacy, i Żydzi, było pragnienie znalezienia winnych. Tuż po wojnie, w latach czterdziestych, odbywały się liczne procesy folksdojczów i polskich kolaborantów, w tym szmalcowników, które cieszyły się poparciem społecznym. Komuniści wrogów widzieli w reakcyjnym podziemiu, zwalczając po-akowską partyzantkę i piętnując Narodowe Siły Zbrojne jako kolaborantów. Antykomuniści wrogów upatrywali w komunistach. Większość społeczeństwa widziała wrogów, co zrozumiałe, głównie w Niemcach - także w niemieckiej ludności cywilnej, która zamieszkiwała Ziemie Odzyskane. Zemsta z reguły była okrutna. Część społeczeństwa potrzebowała "wrogów zastępczych", a tradycje antysemityzmu, podsycone hitlerowską propagandą, podsuwały obraz Żyda. Ci, którzy Żydom pomagali, stali się podejrzani. Kultura ludowa miała do nich stosunek ambiwalentny, tak jak zresztą i do denuncjatorów. Świadczą o tym legendy, które zaczęły powstawać: o nieziemskim świetle nad masowymi grobami, o nieszczęściach, jakie spadły na donosicieli, o tym, że nie odniosą korzyści ci, którzy zajęli domy żydowskie lub ich majątki. Z drugiej strony, opowiadano sobie o ukrytych przez Żydów skarbach, a swoista psychoza "pożydowskiego złota" pchała niektórych do przekopywania miejsc kaźni i terenów obozów zagłady. O pomagających Żydom w czasie wojny opowiadano z zawiścią, że później zostali przez uratowanych sowicie wynagrodzeni i dlatego żyją w dostatku 4.
Jakby przedłużając czas wojny, każdy z kimś walczył, wysuwając przy tym mocno zmistyfikowane i traktowane instrumentalnie racje moralne. Lewicowa inteligencja opierała się w swych rozrachunkach na stereotypie reakcjonisty, wstrętnego filistra, który bezwstydnie bogacił się na krzywdzie Żydów 5. Środowiska opozycyjne szermowały obrazem Polaków, którzy powszechnie i z narażeniem życia pomagali prześladowanym Żydom. Prawicowcy z reguły dodawali do tego zarzut niewdzięczności uratowanych. Sprawiedliwi znaleźli się między tymi ocenami, dla wszystkich stron niepotrzebni lub niezbyt wygodni. Wkrótce otoczyło ich milczenie. Nie jest przypadkiem, że dotujące TSKŻ państwo, finansujące wszystkie jego statutowe cele, łącznie z potrzebami religijnymi, na jedno tylko zadanie - pomocy Sprawiedliwym - nie znalazło funduszy. Los Żydów został wyłączony z wizji polskiej martyrologii, nie był to wyłącznie skutek stalinizmu czy jasno uświadomionej polityki komunistów. Milczenie trwało w 1956 roku, gdy niemal całe społeczeństwo podejmowało wielowątkową dyskusję na rożne, także niewygodne, tematy.
O tym jednak, jak bardzo obraz własnej martyrologii Polaków był związany z kompleksem winy, świadczyć może to, że gdy tylko podjęte zostały próby przewartościowania wizji utrwalanej dotąd przez komunistów, natychmiast pojawiały się upiory Żydów 6. Stało się tak za sprawą frakcji "moczarowskiej" w PZPR w późnych latach sześćdziesiątych. Paradoksem jest to, że właśnie oni, pomniejszając lub bagatelizując cierpienia Żydów w czasie wojny, zarazem przerwali wieloletnią ciszę, która otaczała Sprawiedliwych. Stali się oni "listkiem figowym" dla antysemickiej propagandy lat 1967-1968. Propaganda moczarowców zawierała zalążek "kłamstwa oświęcimskiego", umniejszając martyrologię Żydów. Obrazowi Polaków dzielnie walczących przeciwko okupantom, choć niektórzy walczyli w Gwardii Ludowej, inni zaś w Armii Krajowej, przeciwstawiono "tchórzliwych" Żydów, biernie dających się prowadzić na śmierć (była to opinia głęboko ugruntowana, zresztą po części także za sprawą żydowskich kombatantów). Przeciwwagę dla szmalcowników miały stanowić żydowska policja gettowa, żydowscy donosiciele oraz zjawisko kolaboracji, jakoby "powszechne" zarówno w gettach, jak wśród ukrywających się Żydów 7. Dopełnieniem tej propagandowej kliszy byli szlachetni Polacy, którzy z narażeniem życia ratowali Żydów, czasem wbrew ich woli, lub przełamując "żydowską bierność" - a także niewdzięczność tych ostatnich, którzy nie tylko nawet nie podziękowali swym wybawcom, lecz zaczęli knuć intrygi przeciwko Polsce.
Niejako obok takich wywodów, publikowanych z ogromną napastliwością w prasie przez usłużnych publicystów, wydane zostało poważne dzieło Władysława Bartoszewskiego, jednego z organizatorów "Żegoty", oraz Zofii Lewinówny Ten jest z Ojczyzny mojej.... Poprzedzone było tylko jedną pracą, przygotowaną przez naukowców Żydowskiego Instytutu Historycznego, Tatianę Berenstein i Adama Rutkowskiego (Pomoc Żydom w Polsce 1939-45, wyd. Polonia, Warszawa 1963). Następna praca, Teresy Prekerowej, także związanej z "Żegotą", ukazała się dopiero w 1982 roku 8; a następne - w ostatnich kilku latach. Jest to zadziwiająco mało jak na rolę, jaką odgrywali Sprawiedliwi w manipulacjach politycznych tamtych czasów. Dodać należy, że wykorzystywani byli bardzo instrumentalnie. Nie łączyła się z tym żadna forma ich uhonorowania ani jakichkolwiek przywilejów czy pomocy ze strony państwa, choć wielu z nich żyło w nader skromnych warunkach materialnych. Władze posługiwały się nimi jako swoim alibi, odpierając zarzuty ze strony Zachodu o antysemityzm państwowy. Sprawiedliwi reagowali na to lękiem. Wciąż nie było wiadomo, czy postępowali słusznie, chroniąc tych, których właśnie uznano za zdrajców narodu. Nie było też pewne, czy nie spotkają ich za to jakieś represje.
| Drzewko w gaju Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata,
posadzone przez Jana Karskiego / fot. W. Piasecki |
|
Założony w Jerozolimie w 1953 roku Instytut Pamięci Yad Vashem ustanowił medal i tytuł honorowy dla tych, którzy ratowali Żydów na terenie okupowanej lub zdominowanej przez hitlerowskie Niemcy Europy. Na terenie Polski Yad Vashem współpracował z Żydowskim Instytutem Historycznym, który niejako chyłkiem, od 1950 roku, kontynuował działalność Komisji Pomocy Polakom, zbierając relacje świadków, starając się pomagać Sprawiedliwym w życiowych trudnościach, jednak nie miał ani funduszy, ani możliwości interwencji na miarę CKŻP. Przejęcie przez Państwo Izraela obowiązku pamięci o Sprawiedliwych miało dobre i złe strony. Dobre, bowiem uroczystość wręczania medalu odbywała się skromnie, w budynku poselstwa Izraela, a nazwiska uhonorowanych nie były ogłaszane publicznie, toteż nie byli oni narażeni na ewentualne szykany ze strony opinii publicznej. Złe, ponieważ wciąż pozostawali w cieniu, a przytłaczająca ich większość to inteligenci, którzy nie bali się szykan ze strony sąsiadów. Po zerwaniu stosunków dyplomatycznych między PRL a Izraelem przyznawanie medali Polakom prawie ustało. Wprawdzie ŻIH nadal kompletował dokumentację, ale nie mógł jej przekazywać legalnie do Yad Vashem. Sprawiedliwi bali się przyjmować medal, bowiem groził im już nie ostracyzm społeczny, ale konkretne restrykcje polityczne ze strony rządzącej partii. Praktycznie dopiero gdy Polska i Izrael podjęły pierwsze próby ocieplenia stosunków w połowie lat osiemdziesiątych, Yad Vashem wznowił swoją działalność w tej materii. Od 1990 roku uroczystość wręczenia medali (zwykle kilkunastu osobom) organizowana jest dwa razy do roku przez ambasadę Izraela, z udziałem przedstawicieli polskich władz. Do początku 2005 roku izraelski Instytut Pamięci Yad Vashem uhonorował około 20 tysięcy osób, w tym nieco powyżej 6 tysięcy Polaków za pomoc niesioną Żydom w czasie okupacji. W odniesieniu do Polaków nigdy nie będzie to liczba całkowita, bowiem tryb przyznawania medali powoduje, że tylko w wyjątkowych przypadkach przyznawane są one pośmiertnie tym, którym nie udało się ocalić ukrywanych, a którzy sami stracili życie z tego powodu.
Ambiwalentny, pełen zakłamania stosunek do Sprawiedliwych przetrwał upadek komunizmu i zmieniał się dość opornie. Jedną z przyczyn było odrodzenie się ruchu antysemickiego, a także posługiwanie się antysemickimi argumentami jako metodą socjotechniczną, stosowaną nie tylko przez skrajną prawicę, ale i niemałą część centroprawicy. Jednym z pierwszych posunięć Sejmu III Rzeczypospolitej było odebranie praw kombatanckich tym, którzy walczyli z hitlerowcami, ale po wojnie wstąpili do komunistycznego aparatu przemocy. Przyznano zaś wszystkie przywileje i honory kombatanckie dawnym partyzantom Narodowych Sił Zbrojnych, programowo zwalczających Żydów, utożsamiając ich z Sowietami, a którzy niekiedy podejmowali współpracę z gestapo w celu przekazania im informacji o ukrywających się lub ukrywanych Żydach. Trzykrotnie odrzucano postulat przyznania Sprawiedliwym praw kombatanckich przez Sejm III Rzeczypospolitej, zanim wreszcie uczyniono to w 1999 roku.
Historię naszą można by w tym miejscu zakończyć optymistycznym akcentem. W wolnej, demokratycznej Polsce Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, o ile dożyli tych czasów, spotkali się z zasłużonym szacunkiem. Przyznawane wciąż przez Yad Vashem medale wręcza się uroczyście, w pełnej gali, w obecności przedstawicieli rządu lub prezydenta Rzeczypospolitej. W Stanach Zjednoczonych powstała fundacja żydowska, która stara się udzielać pomocy materialnej odznaczonym, o ile takiej pomocy potrzebują. To o nich wspomina się przy każdej okazji oficjalnych kontaktów polsko-żydowskich. Podczas rozmaitych uroczystości rocznicowych z dumą mówi się o blisko 6 tysiącach polskich drzewek w Yad Vashem i podkreśla, że jest to największa liczba drzewek przypadających jednemu narodowi.
Tymczasem jedyna rodzina w Jedwabnem, która ukryła kilku Żydów, ratując ich w ten sposób przed spaleniem w stodole przez polskich sąsiadów - niedawno zmuszona została do wyjazdu z miasteczka, a nawet zdecydowała się wyemigrować z kraju, w którym nie było dla nich miejsca. Na emigrację do Stanów Zjednoczonych udał się również były burmistrz tego miasteczka, który zaangażował się w przygotowanie ekspiacyjnych uroczystości, upamiętniających ofiary mordu w Jedwabnem, dokonanego rękoma grupy jego mieszkańców. Naciski miejscowej opinii publicznej, skupionej wokół księdza, zmusiły go do rezygnacji ze stanowiska oraz wyjazdu.
Przypisy:
1. W "Ateneum Kapłańskim" ks. W. Gronkowski podważał teologiczny sens sakramentu chrztu, stwierdzając: "nie jest zdolny przekształcić krwi, koloru skóry, cech rasowych tego osobnika, który go przyjmuje" (1939, vol. 43, nr 5), a ks. S. Solarz proponował stworzenie dla ochrzczonych Żydów odrębnej organizacji kościelnej o obrządku asyryjsko-chaldejskim", z językiem aramejskim jako liturgicznym (1935, vol. 36, ss. 79-86). Ta sama argumentacja pojawiła się również w tygodniku Obozu Narodowo-Radykalnego, "Prosto z Mostu" (1938, nr 31), w artykule sygnowanym "Ks. C.O". W pićmie "Pro Christo" (1934, nr 8), wydawanym przez księży marianów z warszawskich Bielan, można było przeczytać: "w Polsce rdzennym aryjczykiem może być ten, kto może udowodnić, że przynajmniej od pięciu pokoleń nie było w jego rodzie osoby rasy żydowskiej". Ks. F. Błotnicki argumentował na łamach "Gazety Koćcielnej" (1939, nr 37): "Istnieje coś fizycznego, coś, co nas od żydów odtrąca, jak np. białego od murzyna, których dzieli nie tylko kolor skóry, lecz i odmienny zapach". Więcej przykładów zob.: A. Landau-Czajka, W jednym stali domu: Koncepcje rozwiązania "kwestii żydowskiej" w publicystyce polskiej 1933-39, Warszawa 1998; D. Libionka, Obcy, wrodzy, niebezpieczni: Obraz Żydów i "kwestii żydowskiej" w prasie inteligencji katolickiej lat 1930-tych w Polsce, "Kwartalnik Żydowskiego Instytutu Historycznego" 2002, nr 3 (203). Powrót
2. Według Protokołu z kontroli całokształtu działalności i gospodarki CKŻP, spisanego przez inspektora Biura Kontroli przy Prezydium KRN 15 listopada 1946 roku, do tego czasu na "nagrody dla rodzin polskich za ukrywanie i pomoc Żydom podczas okupacji" CKŻP wydatkowało w sumie 166 500 zł, jednorazowo udzielając sum w granicach od 1 tys. do 10 tys. zł. (AŻIH, CKŻP, Wydz. Org., sygn. 304, t. 27, s. 5). W rok później jednak wstrzymano tę działalność wobec "całkowitego wyczerpania się funduszy" (ibid., t. 42). Powrót
3. M. Borwicz, odpowiedź na ankietę "Kultury", 1956. Zob. również świadectwa ukrywanych Żydów, opublikowane w "Tygodniku Powszechnym" (lipiec-sierpień 1946 roku) po artykule Stefanii Skwarczyńskiej, napisanym w reakcji na pogrom kielecki. Powrót
4. Zob. A. Cała, The Image of the Jew in Polish Folk-Culture, Jerusalem 1995 (rozdz. 6). Powrót
5. Zob. np. tekst J. Putramenta w "Odrodzeniu" (1944), cytowany w Biuletynie Żydowskiej Agencji Prasowej 1944, nr 3, s. 3. Powrót
6. Na temat związku między zmianami świadomości narodowej Polaków a pamięcią o Holokauście - zob. M. Steinlauf, Pamięć nieprzyswojona. Polska pamięć Zagłady, Wyd. Cyklady, Warszawa 2001 (ang.: Bondage to the Dead, Syracuse Univ. Press, 1997). Powrót
7. Zob. np. T. Bednarczyk, Życie codzienne warszawskiego getta, Warszawa 1995 (jest to wznowienie poprawionej i jeszcze bardziej napastliwie antysemickiej pracy, w której opisana została rola policji gettowej. Autor był w czasie wojny poborcą podatkowym w getcie - w IPN są ślady nadużywania tej funkcji, szantażowania i okradania Żydów). Powrót
8. T. Prekerowa, Konspiracyjna Rada Pomocy Żydom w Warszawie, 1942-1945, Państwowy Instytut Wydawniczy 1982. Powrót
Tekst p. Aliny Całej Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Trudne ratowanie i gorycz ukazał się styczniowym numerze miesięcznika "Midrasz". Redakcji dziękujemy za zgodę na jego publikację na stronach FORUM.
Tytuł na stronie FORUM pochodzi od naszej redakcji.
|
|
|
Fundacja Judaica Miesięczny program
|