Po długich staraniach udało się doprowadzić do publikacji (chociaż na łamach Internetu), niewątpliwie, pionierskiej pracy nt. Radia Maryja. Samo jej powstanie jest przede wszystkim sygnałem, że ojciec Rydzyk nie może udawać, że działa w próżni, oznacza, że także jego działalność podlega ocenie. Jako osoba publiczna nie będzie (i nie może) mieć komfortu krytykowania innych, samemu nie będąc krytykowanym. Rzecz jasna, Tadeusz Rydzyk może bez problemu autora tej witryny, czy tez Autora samej pracy ochrzcić mianem masona, żyda (dokładnie, tego żyda z małej litery) czy też innym z plejady sloganów, które na antenie RM padają często i gęsto. Może także podobnymi mianami uraczyć mnie, piszącego te posłowie. Nie wiem jak Autor, czy tym bardziej promotor, ale ja mogę odpowiedzieć wprost: wali mnie to. Właśnie. Rozumiem, że praca przedstawiana do oceny, skądinąd, profesorom, winna być pozbawiona takiego słownictwa. Słownictwa tak, ale nie wyrazistości. Tymczasem, gdy Autor w ostatnim rozdziale po wymienieniu określeń jakimi można zostać uraczonym z anteny RM, w sumie, tylko dlatego, że nie należy się do Rodziny Radia Maryja (wszak, każdy kto nie należy do tego zacnego grona, łatwo może się załapać na miano liberała, europejskiego pachołka, czy nawet - a co sobie będę żałował i sam stworzę dla siebie określenie - ''zaprzedanego żydowskiego masona''), spokojnie wzywa słuchaczy RM do otwarcia i nauczenia się umiejętności słuchania. Rozumiem - Autor jest katolikiem, lecz czy wypada być ,,świętszym od papieża''? Ale to nie moja praca, nie mój wstęp, nie moje zakończenie.
Osobną kwestią na którą warto zwrócić uwagę jest opisana przez Autora próba dotarcia do ojca Rydzyka - próba nieudana, dokładniej: wielokrotna próba, wielokrotnie nieudana. Okazało się jednak, że mimo wyraźnej niechęci do udzielania jakiejkolwiek informacji, Autor wybrnął w tej sytuacji w sposób najlepszy jaki tylko był. Po prostu poprzez zacytowanie wypowiedzi samego Rydzyka jak i też jego współpracowników pozwolił, by dali świadectwo o sobie. Jak to świadectwo wypada? Pycha, buńczuczność, nienawiść. A oprócz tego Autor nie mogąc dostać się do ''wielebnego'' (tak określają Rydzyka inni hierarchowie KRK) - zwyczajnie w świecie, i słusznie, opisał swoje próby. I brawo. Jeżeli osoba publiczna nie chce się spotkać czy odpowiadać na jakieś pytania - niech tego nie robi. Ale my śmiało o tym piszmy - kto się nie chciał spotkać, na jakie pytania nie raczył odpowiedzieć. Tylko niechaj potem nie ma pretensji o to, że ta wstrętna, masońska prasa napisała... itp., itd.
Z fragmentów pracy wyłania się także inny obraz RM oraz ''podległych'' mu (przynajmniej ideologicznie) Kół Przyjaciół RM. Obraz, nie bójmy się tego słowa, sekciarski. Zamknięty krąg, brak informacji, własna nowomowa, posiadanie jedynego, wyidealizowanego przywódcy, o którym źle pomyśleć to już grzech (vide wypadki w Tormięsię), myślenie na sposób RM, my RM jesteśmy tylko w Prawdzie, reszta to..., czyż nie są to podręcznikowe wręcz, dokładnie opisane i sklasyfikowane, cechy sekty? Co odważniejszy bp (w tym Pieronek) pobrzękuje coś o możliwości popadnięcia w sekciarstwo RM. Czy rzeczywiście inni księża, biskupi (niektórzy z doktorami, profesorami w tytule) nie widzą, że nie może tu być nawet mowy o ''możliwości''? Trzeba tu mówić o PEWNOŚCI jako o zaistniałym już fakcie. Kościół wiele zrobił by ostrzegać społeczeństwo przed sektami, lecz gdzie podziała się ta odwaga Kościoła, by ostrzec własnych członków przed sektą we własnym (jak na razie) łonie? Autor w swej pracy stwierdza, że dla Rodzin Radia Maryja tuż po Bogu jest właśnie RM, trzeba by dodać z ''wielebnym'' na czele. Być może Autor ma rację przypuszczając, że hierarchia KRK po prostu boi się ojca Rydzyka i ewentualnego ''obsmarowania'' na antenie? Jakby nie było, to właśnie Kościół w Polsce wypije to piwo, które sam sobie uwarzył. (No to na zdrowie!)
Lecz czy tylko Kościół? Gdy słyszy się wypowiedź bp Edwarda Frankowskiego zwartą w homilii wygłoszonej na Jasnej Górze podczas pielgrzymki słuchaczy Radia Maryja, iż trzeba zacząć ,,budować naszą potężną (tj. RM), własną, polską strukturę polityczną nie oglądając się na otoczenie'' (Polityka 32/2002 s. 88), to można żywić uzasadnioną obawę, że któregoś ranka zamiast obudzić się w Polsce, przebudzimy się w ''Świecie według Ojca Rydzyka''; i na pewno nie będzie to komedia.
PS
Nie napisałem nic na temat ''Naszego Dziennika'', któremu Autor poświęca sporo miejsca. Nie napisałem, wszak to pismo nie jest katolickie (ostatnio potwierdził to także na łamach ''Polityki'' abp Józef Życiński - 29/2002), zatem nie ma o czym pisać. Jednak jak cholera ciekawi mnie czy czyta ''Nasz Dziennik'' któryś z odłamów protestantów, a może wyznawcy Allacha, a może, hm, rzeczywiście: tylko Żydów można się w Polsce doliczyć 300 tysięcy (a taki nakład ma ''Nasz Dziennik''). Martwi mnie jednak to, czy aby na pewno papier na którym drukuje się ''Nasz Dziennik'' jest koszerny. Tak Drodzy Czytelnicy ''Naszego Dziennika'', parafrazując biblijne stwierdzenie, jaką się bronią walczy, od takiej się ginie.
Iszbin; lipiec 2002