| |
|
|
| Wtorek, 1 sierpnia 1944 roku. 16-letni Andrzej Cielecki z pistoletem za pasem jedzie rikszą na Wolę, na koncentrację swego oddziału "Broda 53", należącego do legendarnego dziś batalionu Szarych Szeregów "Zośka". Jeszcze wtedy w Warszawie nie znano piosenki batalionu:
Szare hełmy błyszczą stalą, Rytm podkutych nóg, Twardo dudni bruk, Hej, niech zmyka wróg... ... Zośko, Zosiu! hej, Zosieńko! Weźmy wszyscy się pod rękę W te radosne dni...
- ale muzyka grała już w sercu chłopca - tak jak w sercach tysięcy warszawskich dzieci - jego rówieśników, nieco od niego starszych, ale i wielu młodszych. Każda minuta tego pamiętnego dnia i każdy następny dzień zapisywały się w sercu i w pamięci jak w otwartej księdze. Pierwsze strzały, pierwsza radość zwycięstwa nad Niemcami wypartymi z bunkrów w Monopolu Tytoniowym i pierwsza ulewna noc, która spłukała z ulic kurz upalnego dnia i krew. Przedtem jakiś mężczyzna z biało-czerwoną opaską na ramieniu uścisnął mu dłoń. Jakby nie dość wrażeń na jeden dzień: to był komendant główny Armii Krajowej, gen. Bór-Komorowski, którego sztab mieścił się wówczas w pobliżu! Jego koledzy umierali w następne dni na Woli, w czasie zdobywania Gęsiówki i na Starówce. Próba przebicia się przez plac Bankowy do Śródmieścia się nie udała. Na jego oczach Niemcy dobijali rannych kolegów i koleżanki. Uratowały go granaty przeciwpancerne z alianckiego zrzutu. Przebił się. Ranny w głowę i w szyję na Starówce, zaraz po operacji, mdlejąc co chwila, przedzierał się kanałami do skrzyżowania Wareckiej i Nowego Światu.
Stare Miasto za nami, Trzeba obejść kanałami, Chociaż rany tak pieką i rwą. Chociaż serce tak boli, Trzeba iść wbrew swej woli, Chociaż oczy zachodzą mi łzą...
Armia Krajowa - zapluty karzeł reakcji! W roku 1949 Andrzej cierpiał stokroć boleśniej, gdy w piwnicach bezpieki przy Koszykowej bito go metalowymi prętami i ściągano paznokcie z rąk i nóg. Przesłuchiwała go osobiście "Krwawa Luna" - Julia Brystygierowa. Starczyło sił. Przeżył. Nie starczyło sił i chęci do życia, po tym co przeżył w czasie przesłuchań, Jankowi Rodowiczowi "Anodzie" z tego samego batalionu "Zośka". Niewiarygodnie odważny, w czasie wojny odznaczony dwukrotnie Krzyżem Walecznych i Krzyżem Virtuti Militari. Aresztowany z nakazu "Krwawej Luny" w wigilię Bożego Narodzenia 1948 r., dwa tygodnie później - jak podano oficjalnie - wyskoczył z wysokiego piętra gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Prawdopodobnie został wyrzucony.
Andrzej ukończył politechnikę, przez wiele lat pracował w Instytucie Fizyki PAN. Kiedy 13 grudnia 1981 roku wprowadzono stan wojenny, skonstruował nadajnik radiowy, by informować świat o tym, co się dzieje w Polsce. Nadał kilkadziesiąt audycji i nie dał się namierzyć SB! Na potrzeby Radia Solidarność wykonał liczne proste nadajniki. 4 czerwca 1989 roku, w dniu wyborów "okrągłostołowych", nadawał już z własnego mieszkania. Rozpoczął starania o koncesję, którą otrzymał dopiero w roku 2001. Nadaje na częstotliwości 99,5 MHz ze swego niewielkiego mieszkania na VI piętrze bloku na Ursynowie. Zasięg - około 60 km. Na dachu bloku umieścił biało-czerwoną flagę z powstańczą kotwicą Polski Walczącej - kotwicą nadziei. Jego stacja nazywa się "Jutrzenka" - Polskie Radio AK im. Generała Grota-Roweckiego. Andrzej Cielecki z własnej woli jest ciągle oficerem służby czynnej AK. Uważa, że rozkaz gen. Leopolda Okulickiego "Niedźwiadka" z 19 stycznia 1945 roku o rozwiązaniu Armii Krajowej nie zwalniał bynajmniej ze służby. Tak samo myślało po wojnie wielu oficerów i żołnierzy, którzy podjęli walkę z nową, komunistyczną okupacją: "Łupaszko", "Zapora", "Ogień" i inni. Walczyli z wrogiem na podstawie rozkazu, który w terminologii wojskowej nazywał się "a la longue" - do odwołania... Czy tak rozumiał swój rozkaz generał Okulicki? Nigdy się już tego nie dowiemy. Sowieci zamordowali go w moskiewskim więzieniu, w wigilię Bożego Narodzenia 1946 roku.
"Tygodnik Powszechny" z 18 stycznia. List czytelnika z Piaseczna, Maszkowskiego: "[Radio Jutrzenka] nie jest to zbyt sympatyczna rozgłośnia. Wiele razy słyszałem u nich artykuły z 'Naszej Polski' - tygodnika reklamowanego wielokrotnie na falach Radia Maryja, zbliżonego poglądami do 'Naszego Dziennika', choć radykalniejszego. Zasięg 60 km to na szczęście przesada. Z Piaseczna, gdzie mieszkam, a które znajduje się dość blisko Ursynowa (miejsca, skąd nadaje rozgłośnia), słychać ledwo ledwo. Radiostacja jest powiązana ze Światowym Związkiem Żołnierzy Armii Krajowej. Zajmując się intensywnie Radiem Maryja (prowadzę stronę internetową z informacjami o tej rozgłośni), miałem okazję wiele razy słyszeć członków władz tego stowarzyszenia: prezesa Stanisława Karolkiewicza i sekretarza rady programowej Józefa Rella...". Panu Maszkowskiemu nie podobają się Radio Maryja i Radio Jutrzenka, a więc rozgłośnie niezależne od mediów liberalnych, od potężnych sił, które robią wszystko, by ludzie myśleli tak, jak chcą anonimowe centra nieformalnej władzy. Jest późny wieczór. Maszkowski słucha radia. Rozdarty między chęcią posłuchania ulubionego Kol Israel (jak podaje na swojej stronie internetowej) a narzuconym sobie obowiązkiem monitorowania "antysemickich" radiostacji, wybiera obowiązek. W końcu zmęczony zasypia. Jutrzenko, trwaj! Może Maszkowski kiedyś się obudzi...? Szczepan Surdy
| | | >> Na początek << | |
|
| |
| |