From: Rafal Maszkowski
Newsgroups: alt.pl.radio.radiomaryja
Subject: odmajdane
Date: Fri, 27 Aug 2004 08:33:58 +0000 (UTC)
Message-ID:

Wersja TRZECIA - z kontekstem wszystkich cytatów, poza jednym, którego nigdzie
nie widać.
Na końcu podsumowanie.

On Sat, 21 Aug 2004 09:19:25 +0000 (UTC) Rafał Maszkowski wrote:
> Wczoraj popędziłem do biblioteki żeby pożyczyć wiekopomne dzieło dr hab. Jana
> Majdy, do czytania którego zachęca na okładce Jacek Kajtoch, polonista, były
> sekretarz POP PZPR w Polskiej Akademii Nauk. Myślałem, że będę ostatni na końcu
> długiej kolejki tłumów wyrywających sobie jedyny egzemplarz, ale o dziwo
> książka czekała na półce.

> Ponieważ jednym z celów naszej grupy jest grzebanie w fekaliach postanowiłem
> na podstawie książki dodać do poniższych wyjątków z Dzieła Majdy informacje
> bibliograficzne. J. Majda cytuje w artykule w NDz z następujące publikacje:

> RM "Rok myśliwego", Kraków 1991 (nie podaje wydawnictwa)
> RE "Rodzinna Europa", Warszawa 1990
> PO "Prywatne obowiązki", Olszyn 1990
> SO "Szukanie ojczyzny", Kraków 1992
> Wt2 "Wiersze", tom 2, Kraków 1984
> ZPW "Zaraz po wojnie", Kraków 1998
> TP96 "Tygodnik Powszechny", 36/1996, Apokryf nr 9/1996,, s. 6
> TP89 "Tygodnik Powszechny", 4/1989, s. 6
> TT "Traktat teologiczny" - "Tygodnik Powszechny", 11-12/2001
> http://www.tygodnik.com.pl/kontrapunkt/60-61/traktat.html

> O sprawie rozgłośni wileńskiej można znaleźć wzmiankę w
> http://serwisy.gazeta.pl/kultura/1,53421,1776652.html

> On Thu, 19 Aug 2004 09:00:34 +0200 brat_olin wrote:
>> Poniżej zapowiadany artykuł. Z Naszego Dziennika:

>> Antypolskie oblicze Czesława Miłosza

>> W związku ze śmiercią Czesława Miłosza w prasie i innych mediach pojawiło
>> się wiele gloryfikujących opinii na jego temat. Często pochodzą one jednak
>> od osób, które nie zadały sobie trudu, aby zapoznać się z dorobkiem
>> literata. Owi piewcy skłonni są uznawać go nawet za pisarza wielce
>> zasłużonego dla naszego Narodu. Rodzą się zatem pytania: jaką rzeczywista
>> wartość posiadała twórczość tego poety i jakie było prawdziwe oblicze
>> noblisty? O wypowiedz na ten temat poprosiliśmy prof. Jana Majdę, historyka
>> literatury i metodyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

>> W swej książce zatytułowanej "Karol Wojtyła, Wisława Szymborska, Czesław
>> Miłosz", która ukazała się nakładem krakowskiego Wydawnictwa Zakonu Pijarów,
>> podjął Pan Profesor zagadnienia ważkie dla właściwej oceny częściowego bądź
>> całościowego dorobku literackiego tych trojga pisarzy. Co szczególne,
>> dokonał Pan w niej rzeczowej krytyki twórczości Miłosza pod kątem przejawów
>> jego niechęci względem Polaków, polskiego języka, historii, literatury i w
>> ogóle obsesyjnego wręcz dyskredytowania podstaw naszej narodowej tożsamości
>> oraz wyszydzania zasadniczego jej składnika, jakim jest rodzimy katolicyzm.
>> Proszę podać trochę szczegółów o tej awersji Miłosza do polskości.

>> - Od roku 1951, gdy Czesław Miłosz zrezygnował z pracy polskiego dyplomaty i
>> pozostał na emigracji, we wszystkich swoich książkach brutalnie zaczął
>> znieważać nasz kraj. Napisał wręcz, że "dla Polski nie ma miejsca na ziemi"

> RM s. 162

"13 XII 1987
[...]
Do czego zmierzam? Do odsłonięcia rąbka kurtyny, bo tragedia Polski, mało
mająca sobie równych, dotychczas pozostaje zakryta. A to z prostego powodu, że
podział na kraj i emigrację zmuszał do przyjęcia jednej albo drugiej
wypaczającej perspektywy. Należało wiele przemilczeć "żeby nie dostarczać
argumentów wrogowi". I niektóre straszne prawdy nie są dotychczas głośno
wypowiadane.

20 XII 1987

Sauna i pływanie. W nocy sny ze znajomą fauną koszmaru lat wojny.
Dla Polski nie ma miejsca na ziemi. Odległych powodów trzeba szukać w
działalności romantycznych przyjaciół ludu:

Przebrani w kożuch, idąc od wioski do wioski,
Chuchali na folklory itp. pierwiosnki.
Aż namnożyli dziwnych nacjonalnych znaków.
to był haczyk - i sami wiszą na tym haku.
(Toast)

W istocie Niemcy i Polska były około roku 1920 rozsadnikami politycznego
romantyzmu, czyli nazywając rzecz bardziej przyziemnie, nacjonalizmu. Żeby
folklor i "duszę ludu" podnieść do drugiej potęgi i otrzymać pojęcie narodu,
trzeba wykształcenia (studenci, Filomaci) i poniżenia (którego w pobitych przez
Napoleona Niemczech i rozbiorowej Polsce nie brakowało).
[...]
Żeby język uznać za wskaźnik czyjejś przynależności do grupy zwróconej
przeciwko innym grupom, trzeba było nie lada przewrotu. Ludzkość obywała się
bez takich wyraźnych rozgraniczeń, a tym bardziej bez idei narodu, który chce
mieć własne państwo.
Gdyby po I wojnie dokładnie stosowano zasadę samostanowienia narodów,
wschodnia granica Polski przebiegałaby wzdłuż linii Curzona. Zapomnę na chwilę
o rzeczywistych układach sił, tak czy owak sąsiadami będą Polska, Litwa,
Białoruś i Ukraina.
Również zasada samostanowienia musiałaby podyktować po II wojnie obecną
wschodnią granicę w wypadku tak całkowitej przewagi zachodnich aliantów, że nie
doszłoby do ugody w Jałcie. Polska oznaczałaby wąski pas wzdłuż Wisły, zbyt
gęsto zaludniony, żeby dawało to jakieś szanse.
Żaden rząd zachodni nie wpadłby na taki pomysł jak Stalin, żeby wysiedlić
miliony Niemców z ich wielowiekowych siedzib i oddać ten obszar Polakom. Tym
samym rzec można, że Polska istnieje z woli i łaski Stalina."

>> ("Rok myśliwego"), "gdyby mi dano sposób, wysadziłbym ten kraj w powietrze"

> RE s. 273

w 44 r. po wyjściu z Warszawy Miłoszowi udało się uciec z obozu przejściowego
przed wywiezieniem do obozu w Pruszkowie.

"[...] Ale ta wioska i wszystkie wioski były wydane na łup, ich klęska nie
datowała się z czasów bomb i samolotów. Próbowałem dosięgać korzeni i dlatego
ciągle, niby wywoływacz duchów, obcowałem z wiekiem XVII, wiekiem sprzed
klęski. Barokowe anioły w kościele, może barokowa jeszcze, niezmienna, motyka w
moich rękach. Warszawy sobie zabraniałem: po prostu obsunęła się w przepaść
wielka połać równiny, grzebiąc ludzi i budowle.
[...]
Pusta szosa, czarne drzewa, kałuże w wyboistym bruku miasteczka i zaraz
przypływ rozpaczy, o jakiej tam, pracując u Kija, już zapomniałem. Nie tylko z
powodu żandarmów w hełmach i niebezpieczeństwa łapanki. W tym kraju jedynie
wieś miała jakąś formę, przestarzałą, ale formę, określona przez potrzeby i
zadania czterech pór roku. Miasta wyraźnie się nie udawały. Mniej zaprzątało
mnie kilka dużych miast, z których główne zresztą było teraz wypaloną ruiną.
Poczucie osadzenia, oparcia zyskuje się, kiedy wyobraźnia może zaczepić się o
obszar wypełniony dużą liczbą skupisk ludzkich poddanych jakiemuś ładowi, tak
żebyśmy myśleli, że w każdym z nich moglibyśmy mieszkać. Ale tutaj na wpół
rozwalone płoty, kury rozlatujące się w popłochu przed chłopskim wózkiem,
kamienice, z których zabrano na stracenia Żydów, ziały nicością i nienawistnym
dla mnie rozpadem, mnożyłem rozpad przez rozpad i otrzymywałem w wyniku
pustynię, bez miejsca, gdzie złożyć głowę. Gorąco w mojej krwi buntowało się
przeciwko tej bezwładnej sile niedołęstwa i opuszczenia. Należy jednak
zrozumieć, że jeżeli to, co nas otacza, zanadto godzi w nasze pasje
budowniczych i nowych Faustów, pojawia się reakcja odwrotna, tj. tylko chęć
odwrócenia się plecami. Rewolucja, niech będzie rewolucja, ale nic tutaj nie
zmieni, bo według wschodniego jej modelu takie stratowane pole dostarczało
zwykle tylko soków kilku jej gigantycznym przedsięwzięciom i tutejszy bezwład
był jedynie wstępem, zapowiedzią pękających murów i dziurawych dachów, czyli
szczegółów niegodnych uwagi. Przyszłe lata, dziesiątki lat, przybierały dla
mnie, kiedy szedłem ulicą, czujny i napięty wygląd zupełnej daremności i
cokolwiek przeżyłem dotychczas, spiętrzyło się po krótkim okresie ulgi czy
samoobrony, zgęstniało, tak że gotów byłem twierdzić, przyznaję się szczerze,
że nad tym właśnie kawałkiem Europy ciąży przekleństwo, że nie ma żadnej rady.
I być może, gdyby mi dano sposób, wysadziłbym ten kraj w powietrze, żeby matki
nie opłakiwały już zabitych na barykadach siedemnastoletnich synów i córek,
żeby trawa nie rosła na popiołach Treblinki, Majdanka i Oświęcimia, żeby na
koszmarnych, zdeptanych wydmach przedmieścia nie rozlegał się dźwięk ustnej
harmonijki pod karłowatą sosną. Bo jest gatunek litości, którego nie można
udźwignąć, i wtedy wysadza się jej przedmiot w powietrze przynajmniej
subiektywnie, tj. owłada nami jedno jedyne pragnienie: żeby nie patrzeć."

>> ("Rodzinna Europa"), to znów, że "Polska to Ciemnogród" ("Prywatne

> PO s. 68

s. 111 w wydaniu WL 2001.
Interpretacja poglądów Brylla na podstawie wiersza "Mtacminda":

"[...] Jeżeli chciałbym "wytoczyć proces", to raczej ludziom pióra. Wolno im
stawiać pewne żądania i wtedy może się okazać, że trochę zbyt skwapliwie
tłumaczą się okolicznościami. W Polsce po roku 1956 było dużo swobody, trudno
jednak uznać sposób, w jaki ją wykorzystywano, za najlepszy. Słonimski całkiem
słusznie ostrzegał przed modnym awangardowym "bełkotem", który piszących,
kapłanów sztuki (patrz rok 1990), coraz bardziej wyobcowywał. Stąd przeskok, by
tak rzec, dialektyczny: no tak, Polska to Ciemnogród, ale my sami z
Ciemnogrodu, więc piszmy, że nie sądzone jest nam wyjść poza Ciemnogród.
Przytoczony wiersz Brylla to właśnie, nic innego, głosi."

>> obowiązki"). Podobnych zniewag Polski w jego książkach jest dużo. Krytycznie
>> ocenia on wszystkie okresy naszej historii, zwłaszcza okres rozbiorów i
>> hitlerowską okupację - szydzi z patriotycznej postawy Polaków walczących o
>> niepodległość. Ot, chociażby jedna jego charakterystyczna wypowiedź
>> odnosząca się do sytuacji z 1939 roku, gdy Rosjanie zajęli Wilno: "Było mi
>> żal tego miasta", ale "nie doznałem niczego podobnego podczas podboju Polski
>> przez Hitlera" ("Rodzinna Europa"). Tu jasno widać, kim był ten noblista,

> RE 226

"Było mi żal tego miasta, bo znałem tu każdy kamień, i wszystkich dróg, lasów,
jezior, wiosek kraju wrzuconych w młyn mielący nie tylko ludzi, również
krajobrazy, na miazgę. Nie doznałem niczego podobnego podczas podboju Polski
przez Hitlera, bo w głębi serca nie mogłem uważać nacjonal-socjalizmu za
zjawisko mocne i trwałe."

Dziwne, że ten "komunista" wg Majdy nie lubi Stalina, a lubi Hitlera. Tymczasem
chodzi o to, że lekceważy nazizm, widząc trwalsze niebezpieczeństwo w
komunizmie.

>> deklarujący się wszędzie jako Litwin. Można zresztą stwierdzić, że w swym
>> stosunku do polskiego patriotyzmu był konsekwentny. Na przykład w 1996 r. w
>> "Tygodniku Powszechnym" pisał: "patriotyzm i ojczyzna, czyli wartości
>> zbiorowe. Jest mi to najzupełniej obce"...

> TP96

Ostre cięcie Majdy:

"W latach 30. w Warszawie byłem na odczycie Witkacego, który mówił o lenistwie
polskiej inteligencji, zupełnie się nie interesującej problemami
metafizycznymi. To była rozpacz Witkacego, owe bezskuteczne próby
ufilozoficznienia tej społeczności. Formacja inteligencji polskiej była
zasadniczo pozytywistyczna i racjonalistyczna, do czego później dochodzi
patriotyzm i ojczyzna, czyli wartości zbiorowe. Jest mi to najzupełniej obce.
Nie można zrozumieć pewnych zjawisk w Polsce, jeżeli się nie pamięta o tej
niesłychanej podatności na dość płasko pojęty pozytywizm, materializm,
racjonalizm."

>> ...ale nieobce było to wielkim twórcom polskiej literatury. Nasz wieszcz
>> Cyprian Kamil Norwid z pewnością inaczej pojmował te sprawy, skoro napisał:
>> "Ojczyzna jest to wielki, zbiorowy obowiązek". Czegóż jednak można było
>> wymagać i spodziewać się po człowieku, który wyznawał raczej "prywatne
>> obowiązki"...

>> - Trafna uwaga. Miłosz zresztą specjalnie nie krył, że ma inna niż Polska
>> ojczyznę, chciał bowiem pracować tylko dla swej ukochanej Litwy: "Los Litwy
>> mnie naprawdę obchodzi" ("Szukanie ojczyzny"). Wszystko, co polskie, było

> SO s. 177

To chyba rekord: w "cytacie" jest mniej niż 1/10 zdania:

"Istnieć w języku, tak jak O. M. [Oskar Miłosz] istnieje w języku francuskim:
to przesądza o przynależności na innym poziomie niż dzisiejsze narodowościowe
podziały. Zarazem okazało się, że los Litwy mnie naprawdę obchodzi i że wypadło
mi, trochę jak memu kuzynowi, bronić jej interesów na polu międzynarodowym,
przypominając o deportacjach i całym nieszczęściu sowieckiej okupacji,
występując w prasie za niepodległością państw bałtyckich, a przede wszystkim
starając się przyczynić do poprawnych stosunków między Polską a Litwą."

>> dla tego noblisty tylko tematem-pretekstem do uprawiania literackiego
>> szyderstwa i dyskwalifikacji. W swojej pełnej antypolskich paszkwili książce
>> "Prywatne obowiązki" wyznaje szczerze swój chorobliwy stosunek do polskości:
>> "Przyznaję się, na 'polskość' jestem alergiczny". Natomiast o

> PO s. 66

Tutaj niewiele jest do wyjaśniania, "polskość" jest w cudzysłowie (podwójnym),
a akapit wyjaśnia o jaki sens polskości chodzi:

"Przyznaję, że na "polskość" jestem alergiczny. Zarazem rozumiem, że każda
cywilizacja ma swój własny kitch i schmalz*, za dużo wiem np. o Rosjanach i
Niemcach, żeby im zazdrościć. Nie jest wykluczone, że tak ujawniający się
konflikt stanowi tylko przerzut jakiegoś zasadniczego konfliktu z istnieniem,
że jestem zwolennikiem poza-świata. Stosunki moje z obcymi są zbyt płytkie,
powierzchowne, żeby został ugodzony żywy nerw i żeby odezwał się niepokój, do
jakiego daje powód nasza przynależność do ludzkiego gatunku. Natomiast u
Polaków wystarcza mi drobny znak, a już odtwarzam wszystko, co w nich siedzi,
bo to nie jest tylko w nich, poza mną, ale także we mnie, jako część mojego le
moi haisable. Ich zachowanie się mnie drażni, ponieważ demaskuje skłonności,
jakie w sobie samym staram się rozumem i wolą ujarzmić."

* kitch i schmalz - (niem.) tu: kicz i ckliwość
[przypisy wg wydania WL, Kraków 2001]

>> reprezentantach naszego Narodu wyraża się nader obelżywie: "Polak musi być
>> świnią, ponieważ się Polakiem urodził". A w wierszu "Moja wierna mowo" ten

> PO s. 77

Chodzi o poglądy przypisywane przez Miłosza Bryllowi. W wydaniu z 2001 r. (WL,
Kraków), s. 125-126:

"W "Rzeczy listopadowej" Brylla Warszawę nazywa się grobowcem, ale w tym
grobowcu rozlega się śmiech:

D r u g i - Czasami jak się Polska w to dowcipkowanie zacznie zabawiać...
K a n c l e r z - I śmichać i chichać z samego śmiechu też może mój panie...
P i e r w s z y - Nasz naród...
D r u g i - Jak z zarazy
P i e r w s z y - Do szczętu wyzdychać...

Śmiech może pochodzić z gniewu na zło, ale ze śmiechem bywa jak z narkotykami,
trzeba zwiększać dozę, i bywa, że wtedy gniew zmienia się w gniew na gniew,
czyli ironista obiera za przedmiot ironii ironię. Natomiast negacja negacji
równa się jakiej takiej afirmacji i to właśnie zaszło u Brylla. Dla niego
śmieszni są przede wszystkim inteligenccy ironiści, bo zapominają, że plugawość
jest polską dolą, powinna być więc przyjęta jako dola nieodwracalna. Cytuje z
wiersza Bryll pt. "Sarmacki":

[...] Tak, wacan, niełatwa
dla naszych brzuchów sztuka - żeby nie wymiotować
patrochów swoich. A jeśli dopuści
Bóg to nieszczęście - to się szparko puścić
do "sarmackiego". i Jak paw się trzpiotać
ciągnąc tęczowość kiszków za sobą...

Poezja Brylla zaczynała się od ironii ludzi schwytanych, którzy muszą lawirować
i kluczyć, żeby jakoś przeżyć i coś cennego ocalić. Następnie przekroczył próg
i zwrócił się przeciwko swoim towarzyszom w nieszczęściu, atakując ich za to,
że łudzą się, nie chcą uznać tego, co jest, ciągle marząc o tym, co być
powinno, toteż słusznie są bici. Poezja jego przekształciła się w katalog
sarmackich obrzydliwości, bynajmniej nie podawanych za piękne, właśnie za
ohydne, ale nieuniknionych, swoich, narzuconych przez konieczność czy
Opatrzność. Teza, jaką można z niej odczytać, jest następująca: inteligenci
[którzy] wyobrażają sobie, że w Polsce może być miejsce na szlachetne
zachcianki, jak w XIX wieku, to głupcy, bo jakakolwiek wybredność podniebienia
jest w Polsce p o n a d s t a n , i Polak musi być świnią, ponieważ się
Polakiem urodził. Zaiste przyzwyczajono nas w tym stuleciu do wszystkiego,
gotowi więc nawet jesteśmy pokwitować wzruszeniem ramion prosty fakt, że
stylistycznie Bryll wywodzi się z Norwida, stanowiąc zarazem najjaskrawsze
zaprzeczenie ideałów, jakim całe życie służył Norwid. Oto późny jego wnuk,
który nie minął pisma*, ale spożytkuje pismo swego pradziada, żeby zatwierdzać
"śmierć mej ojczyzny"."

* "Oto późny jego wnuk, który nie minął pisma" - aluzja do wiersza Cypriana
Norwida "Klaskaniem mając obrzękłe prawice" (1858)

>> Litwin-noblista tak znieważa polski język: "Bo ty jesteś mową upodlonych,/
>> mową nierozumnych i nienawidzących siebie bardziej niż innych narodów,/ mową
>> konfidentów, mową pomieszanych,/ chorych na własną niewinność".

> Wt2 s. 181

"Moja wierna mowo":

"[...]
Teraz przyznaję się do zwątpienia.
Są chwile kiedy wydaje się, że zmarnowałem życie.
Bo ty jesteś..."

Chyba nie ma czego tutaj wyjaśniać, chyba że chorym na własną niewinność,
którzy i tak nie zrozumieją.

>> Dyskwalifikuje też Miłosz całą naszą literaturę za jej patriotyczne treści,
>> uderzając zwłaszcza w jej filary - twórców tej miary co A. Mickiewicz, J.
>> Słowacki, C.K. Norwid, H. Sienkiewicz, S. Żeromski, S. Wyspiański i wielu
>> innych.

>> Wydaje się, że Miłosz najwięcej żółci wylał pod adresem naszych pisarzy w
>> swej "Historii literatury polskiej". Jak, jako historyk literatury i metodyk
>> kształcący przyszłych nauczycieli polonistów, a więc w pełnym tego słowa
>> znaczeniu znawca problematyki (w odróżnieniu od Miłosza, który był z
>> wykształcenia prawnikiem), ocenia Pan Profesor wartość tej książki? Czy
>> rzeczywiście można uznać ją za wyraz obiektywnego spojrzenia na dzieje
>> naszej literatury, czy raczej za zbiór osobistych i ferowanych stronniczo
>> sądów i wyroków?

>> - Ta książka jest dowodem na to, że Miłosz prawnik posiadał mentalność
>> prokuratora, a nie historyka literatury, toteż po prokuratorsku oskarżał
>> naszą literaturę, ale nie miał w tej dziedzinie fachowej wiedzy, więc
>> wszystkie jego oskarżenia były i są fałszywe. Miłosz mylił się zasadniczo w
>> ocenie utworów literackich, gdyż nie znał często podstawowych naukowych
>> zasad ich wartościowania. Z tego więc powodu kierował się w swych sądach
>> jedynie własnym "alergicznym" subiektywizmem, litewską awersją do polskości
>> i urazami wobec wielu polskich pisarzy, których stale potępiał za ich
>> patriotyzm. Nie miejsce tu, by szczegółowo zajmować się analizą książki,
>> która pełna jest niefachowych ująć i niewłaściwych ocen dorobku naszych
>> poetów czy prozaików. Podkreślić jednak należy zdecydowanie, że jest ona
>> przykładem niekompetencji i awersji tego literata w ocenach polskiego
>> piśmiennictwa, a także przykładem jego patologicznego sobiepaństwa. Dlatego
>> wskazane byłoby, żeby nauczyciele poloniści nie posługiwali się w żadnej
>> formie tym pseudopodręcznikiem, ponieważ jest w nim zawartych dużo błędnych
>> interpretacji literackiej twórczości naszych pisarzy.

"Profesor" Majda zna sie na literaturze jak o. (redemptorysta zresztą) M.
Pirożyński, autor "Co czytać - Podręcznik dla czytających książki". Cytuję z
opracowania (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,343): "Potępia w nim m.in.
powieści Balzaka ("nie ma w nich głębszej myśli", wyklęty czterokrotnie),
Iwaszkiewicza ("w utworach jego brak głębszej myśli, brak nawet polskości"),
Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Goethego ("opanował współczesne umysły i
narobił wiele złego"), Stefana Żeromskiego ("pragnący odegrać rolę nauczyciela
narodu - rolę, do której nie dorósł... 'Dzieje grzechu' - ohyda ...
'Przedwiośnie', ohydny paszkwil na Polskę i na inteligencję wiejską, stronnicze
i niezgodne z rzeczywistością apoteozowanie warstwy wyrobniczej i Żydów. Poza
tym wybujały erotyzm i wywrotowa ideologia"). Twórcy bronili się przed tym
urzędowym ciemniakiem. Tadeusz Żeleński-Boy pisał: "Litość i zgroza. Litość dla
człowieka, który ma takie widzenie świata, takie horyzonty; dla tej naiwnej
płaskości i ciemnoty; ale zarazem zgroza, kiedy się pomyśli, że to jest
przekrój kasty, która z całą bezwzględnością i z takim zuchwalstwem wyciąga
ręce po wszystkie władze w dzisiejszej Polsce, która zwłaszcza chce wyłącznie
kierować duszą młodzieży"."

>> Opinie historyków literatury - a zatem najbardziej kompetentnych (w obszarze
>> zagadnień nas interesujących) reprezentantów środowiska naukowego - o
>> awersji Miłosza do Polaków i polskości są już dość ugruntowane, choć może
>> nie objęły jeszcze w dostatecznym stopniu szerszych kręgów społecznych.
>> Przypuszczalnie wielu naszych rodaków żyje wciąż w (jakże mylnym!)
>> przeświadczeniu, że ten "polski" noblista dobrze zasłużył się dla naszego
>> kraju...

>> - Dobrze Pan to zauważył, bo istotnie przeważająca część naszego
>> społeczeństwa nie zapoznała się jeszcze z całą twórczością Czesława Miłosza
>> i nie zna zarówno jej walorów, jak i stron ujemnych, w tym jej antypolskich
>> cech. A przyczyną tego jest to, że gdy Miłosz zerwał stosunki z naszym
>> krajem, za karę druk jego książek był zakazany. Dopiero po przyznaniu mu

Chyba z komunistycznym rządem?

>> Nagrody Nobla jego książki powoli zaczęły się ukazywać w naszych
>> księgarniach. Jako pierwsi czytali je historycy literatury - z zawodowego
>> obowiązku - i wielu z nich zaczęło pisać o antypolskim buncie i awersji do
>> polskości tego noblisty. Przytaczam ich oceny w mojej książce. Natomiast
>> zwykli czytelnicy początkowo rzadko kupowali książki Miłosza czy naukowe
>> opracowania o nim, bo w pierwszych latach naszej polityczno-gospodarczej
>> transformacji panowała u nas bieda, a książki były drogie. Poważano tego

Bieda owszem, ale akurat wtedy książki były stosunkowo tanie...

>> noblistę tylko formalnie, bez poznania jego twórczości. Po ukazaniu się mej
>> książki "Karol Wojtyła..." zapraszano mnie na spotkania autorskie do kilku
>> miast - wtedy zauważyłem, że rzadko kto czytał książki Miłosza. Nawet
>> nauczyciele poloniści znali najczęściej tylko kilka lekturowych wierszy i
>> byli zaskoczeni, gdy mówiłem o awersji Miłosza do polskości.

>> Przygotowując swą pracę o Miłoszu, zadał sobie Pan Profesor trud zapoznania
>> się ze wszystkimi utworami tego pisarza. Jak zatem, jako historyk
>> literatury, ocenia Pan wartość twórczości autora "Pieska przydrożnego"?

>> - Zarówno przedwojenna, jak i emigracyjna poetycka twórczość Czesława
>> Miłosza stała na dość dobrym poziomie, ale nie to stało się głównym bodźcem
>> do przyznania mu literackiej Nagrody Nobla. Przyczyną tego był jego bunt
>> przeciw komunizmowi: zerwanie z PRL-em i wydanie antysocjalistycznych w swej
>> wymowie książek - "Zdobycie władzy" i "Zniewolony umysł". Za pierwszą z nich
>> otrzymał nawet francuską nagrodę, poza tym nagrodzono jeszcze kilka innych
>> jego utworów.

"Zniewolony umysł" był wydany w 1953, tłumaczenia też długo przez rokiem 1980.
W międzyczasie Miłosz coś jeszcze napisał.

>> A jak można ocenić postawę Miłosza jako człowieka i obywatela, który
>> wychowany i wykształcony przez Polskę odpłacił jej jawną niewdzięcznością, a
>> nawet pogardą i wrogością?

>> - Miłosz od dzieciństwa do śmierci czuł się tylko obywatelem Litwy. Jeszcze
>> w roku 1996 w "Tygodniku Powszechnym" oświadczył: "Do Litwy, kraju mych
>> przodków, chętnie się przyznaję". Juz w dzieciństwie narodziła się w nim

> TP89 (błędny rok powyżej)

" Do Litwy, kraju moich przodków, zawsze chętnie się przyznaję i mam nadzieje,
ze coś niecoś zrobiłem dla niej na forum międzynarodowym. Nic nie miałbym
przeciwko nazywaniu mnie Litwinem, tym bardziej, że litewskość wytykają mi
patrioci niemiłego dla mnie chowu. Niestety, choćbym bardzo ich lubił, podczas
wojny nie mogło być mowy o przyznaniu się do innej narodowości niż polska, bo
obowiązuje przecie każdego elementarna solidarność w obliczu nieszczęścia."

>> nienawiść do Polaków. W książce "Rodzinna Europa" wyznaje szczerze, że
>> kształtowała się w nim "obsesyjna nienawiść" do polskości, która się w nim

> RE s. 101

Właśnie nie do polskości, najwyżej do "polskości", a zapewne do Ciemnogrodzian
tylko. W książce Majdy cytat jest o kilka słów dłuższy: "Obsesyjna nienawiść do
wyznawców idei Narodu" - a więc nie do polskości.

Kontekst:

" Mam przed sobą w tej chwili tę scenę: w oknie klasy wiosenne słońce,
ćwierkają wróble, 1 maja. Nauczyciel francuskiego (nazywany Skarpetką, bo raz
zdarzyło mu się zamiast chustki do nosa wyciągnąć z kieszeni brudną skarpetkę)
patrzy na mnie podejrzliwie, kiwa palcem, podchodzę do jego stolika
rozczochrany, dwunastoletni. "Co tam masz?" Z kieszeni wystają mi widełki
rogatki czy, jak się mówi inaczej, procy. "Do czego ci to?" "Żeby bić Żydów" -
próbuję nadać głosowi twarde, męskie brzmienie. W jego zmrużonych oczach jest
chłodna refleksja, jakby patrzył na zwierzę. Robi mi się gorąco, czuję, że
jestem czerwony jak burak. Konfiskuje broń.
Czyżby ta broń miała służyć przeciwko Jaszce i Sońce? Wcale nie. Żaden
konkretny człowiek nie był moim przeciwnikiem. Nosiłem w sobie abstrakcję, twór
bez twarzy, zbitkę pojęć zaopatrzonych znakiem minus. Co więcej, odczuwałem ją
nie jako moją własną, ze mną zrośniętą, ale obcą, i wstyd zajścia z
nauczycielem gnębił mnie tym dotkliwiej, że nagle, niemal w olśnieniu, odkryłem
rzeczywistego sprawcę i podżegacza. Był to jeden z moich krewnych, bardzo
przeze mnie lekceważony. Z chwilą kiedy skojarzyłem mój występ z jego
politycznymi perorami przy stole, kiedy niby nie słuchałem, ale słuchałem,
wszelkie hasła narodowców musiały przywoływać odtąd jego żałosna osobę.
Jednakże, jak się zdaje, w moim względnie lekkim przebiegu tej grypy, która
mnie uodporniła i przekształciła się nieco później w niemal obsesyjną nienawiść
do wyznawców idei Narodu, odegrały role inne, bardziej złożone czynniki. [...]"

>> stopniowo pogłębiała, bo o czasach studenckich, gdy kształcił się na polskim
>> uniwersytecie w Wilnie, także wyznał: "nie znosiłem polskich nacjonalistów".

> RE s. 104

W książce Majdy jest chyba całe zdanie, z którego pochodzą te słowa. Trudno
żeby mądry człowiek lubił głupków z ONR-u...

>> Kierując się ta awersją do Polaków, wstąpił tam nawet do lewicowego
>> ugrupowania, o czym pisze we wspomnianej książce: "Ku tej lewicy (...)
>> popchnął mnie nie marksizm, ale mój opór wobec narodowych obskurantów" (tak
>> często nazywa Polaków).

> RE s. 106

" I niewątpliwie lewica zagrażała "dobrze myślącym", bo robiła wysiłki, żeby
burzyć przegrody. Jej zasługą był na przykład "Wieczór poezji buntu", na którym
recytowano rewolucyjne wiersze polskie, litewskie, białoruskie, a mały krawczyk
dosłownie zamagnetyzował nabitą jak nigdy salę, zmieniając w rytmiczny taniec
poemat Ernsta Tollera w jidysz. Ku tej lewicy, dość płynnej i niejednolitej,
popchnął mnie wcale nie marksizm, ale mój opór wobec narodowych obskurantów czy
może przeznaczenie, ukryte w komórkach mego ciała: jednostki, tak czy inaczej
wyłączone ze środowiska (dziedziczność znaczy tu więcej, niż się przypuszcza),
muszą swój konflikt uogólnić, bo kiedy jest nie tylko własny, ale bardziej
powszechny, przestaje poniżać. Tło urazowe, osobiste okoliczności przełamujące
model zachowania się leżały również u sedna wyboru dokonanego przez moich
przyjaciół i lewica była czymś w rodzaju ligi obolałych."

>> Gdy w latach trzydziestych Miłosza wyrzucono z pracy w radiu wileńskim za
>> pisanie prokomunistycznych felietonów, przyjechał do Warszawy, ale polskiej

Fragment z podanego powyżej UL-a. Ale tyle się pojawia ostatnio życiorysów M.
w prasie, że o tym też jest tu i ówdzie.

"W lutym 1937 r. poeta, zatrudniony od dwóch lat w wileńskiej rozgłośni,
zawiadamiał Iwaszkiewicza: "Od pewnego czasu w >>Małym Dzienniku << ukazują się
artykuły wymyślające żydokomunie w Polskim Radio, specjalnie w radio
wileńskim". Wkrótce otrzymał wymówienie jako pracownik o złych notowaniach
politycznych, który "sprzyja mniejszościom", dopuszcza do mikrofonu żydowskich
prelegentów i białoruskie chóry. Przeniósł się do Warszawy: poparciu
istniejącej wciąż w obozie piłsudczyków "mafii liberalnej" zawdzięczał
przyjęcie do centrali Radia, gdzie pracował aż do wybuchu wojny."

Dodam (rzm) do tego, że w tamtych czasach Kościół katolicki bardzo pilnował
żeby w radio nie było np. prawosławnych mszy.

>> stolicy nie lubił, toteż powypisywał o niej paszkwile. Krytykował polski
>> patriotyzm podczas okupacji hitlerowskiej, wtedy postanowił nawet wystąpić
>> "przeciw polskiej prawowierności" ("Zaraz po wojnie"). Parę lat później w

> ZPW s. 10-11

"Piśmiennictwo danego języka stanowi jeden organizm i za swój obowiązek
uważałem zawsze troskę o zdrowie polskiej poezji w perspektywie nie lat, ale
stuleci. Źle jest, jeżeli, jak rzekł bodaj Pigoń, los kraju nakazuje strzelać
do wroga brylantami, czy też ciała poetów rzucać niby kamienie na szaniec. Ale
źle też, jeżeli historia wkłada w usta poetów głos, który niezupełnie jest ich
własny i który mógłby być inny, świadczący o tym, że przeszłość nie ma nad nimi
całkowitej władzy. Stopniowo narastał we mnie sceptycyzm, ale bariera nie
pozwalająca wyskoczyć na zewnątrz wydawała się nie do pokonania. I oto okropne
drwiny Krońskiego, których przedmiotem był polski duch romantyczny, bardzo mi
pomogły. Nagłe wyzwolenie, przełom, niby Gombrowiczowskie zastąpienie Ojczyzny
Synczyzną, przypada u mnie na rok 1943 i ma odtąd skutki wymierne w mojej
poezji, ale także w postępowaniu, bo najwyraźniej chodziło tutaj o akt
politycznego wyboru - bez niego nie umiałbym pokonać wymagań cnoty. Ten akt
wyboru oznaczał nie więcej niż otwarcie się na nieznane losy, ale za to
wyraźnie zwracał się przeciwko polskiej prawowierności. Było to radosne
wyzwolenie z przymusów obowiązku. Wtedy napisałem "Głosy biednych ludzi" i
"Świat". W tę samą linię wpisywały się późniejsze "Traktat moralny" i "Traktat
poetycki". Tym samym moje przyłączenie się do polskiej emigracji w Londynie,
czyli do ludzi o mentalności, którą w sobie przezwyciężyłem, stawało się
niemożliwe. Stwierdzając to teraz, nadaję moim artykułom z 1945 roku
psychologiczne prawdopodobieństwo."

>> książce "Prywatne obowiązki" podał swoje duchowe credo: "żeby być pełnym
>> człowiekiem, trzeba się wynarodowić". Stał się więc w dużej mierze

> PO s. 81

Na tej stronie (wydanie na które powołuje się Majda: "Pojezierze", Olsztyn
1990) nie ma takich słów. Nie ma ich też na s. 181, 61, 71 ani 91.

>> kosmopolitą, ale Litwa była dalej głównym źródłem jego osobowości, toteż z
>> dużym uwielbieniem pisał o niej w swoich książkach. Swoje poglądy po
>> megalomańsku gloryfikował, stąd cała jego twórczość ma charakter
>> autobiograficzny. Faktem jest tylko, że do Polski i do nas Polaków czuł
>> spotęgowaną awersję, co w wierszyku "Natura" oficjalnie wyznaje: "Na jakże
>> długo starczy mi nonsensu Polski". I taki stosunek do nas dominuje w jego
>> twórczości.

> Wt2 s. 37

"Traktat poetycki":

"Na jakże długo starczy mi nonsensu
Polski, gdzie pisze się poezję wzruszeń
Z ograniczoną odpowiedzialnością?"

>> Znany (?) jest także stosunek Miłosza do polskiego katolicyzmu...

>> - Miłosz wielokrotnie wypowiadał się w sposób negatywny o polskim Kościele,
>> który w ciężkich dla nas czasach propagował i umacniał patriotyzm. W książce
>> "Rodzinna Europa" napisał: "Przyrzekłem sobie, że nie zawrę nigdy przymierza
>> z polskim katolicyzmem (...), czyli że nie poddam się małpom". Natomiast w

> RE s. 93

Wyjaśnia to akapit na s. 84:

" Chomik, kurcząc się ze wstrętu na dźwięk mutujących głosów i dostrzegając
grzech w dymie tytoniu, miał, przyznajmy to, sporo racji. Niewinność kończy
się, kiedy pojawia się j a , czyli stara pycha upadku: "Będziecie jako bogowie
znający złe i dobre". Nigdzie nie uwydatniła się ona wyraźniej niż w niedzielne
ranki. Różne okoliczności złożyły się na to, że jako uczniowie wyższych klas
zamiast do kaplicy szkolnej chodziliśmy w niektórych miesiącach na mszę do
kościoła św. Jerzego. Był to kościół uczęszczany przez tzw. dobre towarzystwo.
Po wyjściu z niego odbywała się defilada na deptaku. Oficerowie salutowali,
mecenasowie i doktorzy rozdzielali ukłony, kobiety pokazywały swoje uśmiechy,
futra i kapelusze. Posuwając się w tym tłumie albo stojąc na skwerku, byłem
naładowany nienawiścią aż do pęknięcia. Człowiek, moim zdaniem, coś znaczył
tylko poprzez swoja namiętność - do przyrody, myślistwa czy literatury, byle
wkładał w to całego siebie. Ale to były małpy. Jakiż jest ich sens? Po co
istnieją? Wzbijałem się na jakąś boską wysokość i trwałem nad nimi jak nad
preparatem. Rodzą się, sekunda, umierają i żadnego śladu. Spójrz no na ich
mizdrzenie się, intryżki, wzajemne względy, zabiegi o pieniądze i pokazanie
się. Nic poza tym w nich nie ma. Owijałem się w samego siebie, powołanego, jak
sądziłem, do wielkich zadań. Czyli traktowałem ich jak r z e c z y ."

>> "Traktacie teologicznym" tak zbezcześcił Matkę Bożą Częstochowską: "Pochodzę
>> z kraju, gdzie Twoje sanktuaria służą/ umacnianiu narodowej ułudy i
>> uciekaniu się pod Twoją obronę, pogańskiej bogini, przed najazdem/
>> nieprzyjaciela". Takich i innych antypolskich i antykatolickich wypowiedzi

> TT

>> Miłosza podaje więcej w swojej książce, do której odsyłam chcących pogłębić
>> swoją wiedzę na ten temat.

>> Jest Pan Profesor mieszkańcem Krakowa, królewsko-stołecznego grodu, którego
>> radni obdarzyli Czesława Miłosza tytułem honorowego mieszkańca miasta, a
>> jeden z prezydentów wyposażył nawet w mieszkanie o sporym metrażu, opłacane
>> na dodatek pieniędzmi z kieszeni podatników. Zapewne znajdą się jacyś radni,
>> którzy zapragną jeszcze nadać jakiejś krakowskiej ulicy imię zmarłego poety.
>> Czy zdaniem Pana Profesora nie jest bulwersujące, że społeczeństwo, które
>> zostało wydziedziczone z narodowego majątku i popada przez to w coraz
>> większą pauperyzację, zmuszone jest do gratyfikowania i honorowania takich
>> osób, które programowo wręcz godzą w wartości bliskie sercu każdego Polaka?

>> - Dobrze, że Pan poruszył ten problem, bo to duże nieporozumienie, że władze
>> Krakowa tak uhonorowały Czesława Miłosza. Honorować i rozmaicie nagradzać
>> powinno się tylko wielkich patriotów, którzy dużo dobrego zrobili dla
>> Polski. Tymczasem ten Litwin-noblista w swojej twórczości powypisywał stosy
>> paszkwili na nasz kraj i jego mieszkańców. Ale domyślam się, że
>> przedstawiciele władz Krakowa dlatego tak nagrodzili Miłosza, że nie
>> przeczytali jego książek i nie zapoznali się z jego obelgami rzucanymi pod
>> adresem Polaków. Przykre jest dla nas i to, że jego utwory tłumaczy się w
>> innych krajach. Co sobie pomyślą o nas reprezentanci różnych narodów, gdy
>> będą czytać paszkwile tego noblisty o naszym kraju?

>> Środowisko przyjaciół i klakierów związanych ze zmarłym literatem wystąpiło
>> już z ideą pochowania go w podziemiach (Krypcie Zasłużonych) paulińskiego
>> kościoła Na Skałce, drugim po Wawelu narodowym Panteonie. Czy wziąwszy pod
>> uwagę awersję Miłosza do polskiego katolicyzmu i jego niechętny stosunek do
>> naszego Narodu, nie byłaby to perfidna próba zbezczeszczenia narodowego
>> sacrum i profanowania naszych świętości? W tym miejscu aż prosi się, by
>> powtórzyć za panią Łucją Łukaszewicz, prorektor toruńskiej Wyższej Szkoły
>> Kultury Społecznej i Medialnej: "Wara od tego wszystkiego, co dla Polaków
>> stanowi sacrum!".

>> - W krakowskim kościele Na Skałce spoczywają wielcy patrioci, m.in. Jan
>> Długosz, Wincenty Pol, Józef Ignacy Kraszewski, Teofil Lenartowicz, Adam
>> Asnyk, Stanisław Wyspiański i wielu innych, którzy całe życie przepracowali
>> dla dobra Polski, budując swoją twórczością różne wartości dla naszego
>> Narodu. Byłby to skandal, gdyby wśród nich znalazł się Miłosz, który nasze
>> narodowe wartości dyskwalifikował i bezcześcił. Ale jest jeszcze u nas dużo
>> rozumnych ludzi, którzy nie dopuszczą, żeby wśród naszych wybitnych
>> patriotów pochowanych Na Skałce znalazł się paszkwilant polskości, który
>> marzył, żeby "wysadzić Polskę w powietrze".

>> Dziękuję za rozmowę.
>> Marek Żelazny


W sumie:
- dwie bardzo krytyczne interpretacje poglądów Brylla podane jako poglądy
własne Miłosza
- wyrywanie połówek i ćwiartek zdań z kontekstu
- wciskanie, że polskość jest tym samym co krytykowany przez M. obskurantyzm
- w wielu przypadkach to już nie złośliwość, ale niezdolność do zrozumienia
tekstu
- rozpacz nad niszczonym i wpędzonym w ślepą uliczkę krajem Majda interpretuje
jako niechęć do tego kraju
- wciskanie miłości do Hitlera, podczas gdy chodzi o lekceważenie nazizmu
- krzyczenie na Miłosza za to, że pamięta o kraju skąd pochodzą jego przodkowie
- Litwie - i starał się działać na rzecz wyrwania tego kraju z łap Rosji
Sowieckiej
itd. itp.

Przy tym Majda twierdzi, że Miłosz, prawnik z wykształcenia, nie ma
kwalifikacji do zajmowania się historią literatury. Mam wrażenie, że nawet
astronom po dobrym uniwersytecie ma lepsze kwalifikacje niż Majda.

Jeszcze powinienem coś napisać o stylu całej książki Majdy, zwłaszcza rozdziału
o Miłoszu i technice (znanej) dawania odporu. W Wolnej Chwili.

R.
--
Spory w przekładaniu ideału etycznego na procedury praktyczne pociągające za
sobą wywieranie gwałtu na zaistniałej sytuacji społecznej kończyły się
niekonkluzywnie. - prorektor Łucja Łukaszewicz