Lista_5000 Rzeczpospolita
22.03.02 Nr 69
A może warto przesłać ten tekst Państwa znajomym?

Adres odbiorcy (do):

Adres nadawcy (od):


Rozmowa z księdzem profesorem Stanisławem Obirkiem, prorektorem Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie

Trzeba wychodzić do świata i ludzi

FOT. JANUSZ OSTAŁOWSKI

- Jak ocenia ksiądz minione dziesięciolecie funkcjonowania wolnych mediów katolickich? Czy już sama ich liczba, 358 tytułów, i różnorodność nie pokazują zróżnicowania polskich chrześcijan?

KSIĄDZ PROFESOR STANISŁAW OBIREK: - Mogę się o tyle śmielej wypowiadać o ostatnim dziesięcioleciu, że je współtworzyłem jako redaktor pism jezuickich, takich jak "Posłaniec Serca Jezusowego" czy "Życie Duchowe". Stale też współpracuję z "Przeglądem Powszechnym" i innymi pismami katolickimi. W Polsce można zauważyć stabilizację rynku mediów katolickich - mówię przede wszystkim o pisanych. Widać, że pisma krzepną i profilują się. Istnieją pisma elitarne, takie jak "Znak", "Więź" czy "Tygodnik Powszechny", z ustalonym odbiorcą, oraz bardziej popularne, takie jak "Gość Niedzielny", "Przewodnik Katolicki" czy "Posłaniec Serca Jezusowego". Mają swoje pisma niemal wszystkie zakony - na przykład dominikanie wydają bardzo dobry miesięcznik "W drodze". Jesteśmy więc świadkami mozolnego odtwarzania prasy katolickiej po "zamrażarce" okresu komunistycznego - liczba tytułów przypomina teraz stan sprzed drugiej wojny światowej. Sama wielość pism jest bardzo dobra - potrzebna jest zdrowa konkurencja.

Oczywiście, można by jeszcze mówić o radiowych, telewizyjnych "okienkach" katolickich. Istnieje też od dziesięciu lat Radio Maryja oraz utworzony parę lat później "Nasz Dziennik" - stanowiące osobny rozdział w mediach katolickich. Niektórzy nawet zastanawiają się nad ich katolickością. Oba te media są też źródłem argumentów antyklerykalnych i antychrześcijańskich.

Chrześcijanie, duchowni czy świeccy, należąc do różnych wspólnot i kręgów kulturowych, mają odmienną świadomość historyczną, polityczną oraz religijną i wyrażają rozmaite opinie. Ale czym ksiądz tłumaczy pojawiającą się nieraz w mediach katolickich niechęć, zgoła niechrześcijańską, do dialogu?

Myślę, że trzeba pamiętać o pewnych urazach i faktach. Napisał o tym w "Rzeczpospolitej" redaktor Piotr Semka z telewizyjnego "Pulsu". Idzie czasem o chęć instrumentalnego wykorzystywania biskupów w Polsce czy za granicą, kiedy Kościół jest potrzebny - teraz na przykład chodzi o nasz akces do Unii Europejskiej. Prezydent, premier czy ostatnio brukselski komisarz ds. rolnictwa Franz Fischler sugerowali biskupom, by na przykład poparli dwudziestopięcioprocentowe dotacje dla rolnictwa. Ale przed dziesięciu laty to postkomunistyczne media biły na alarm, że na miejsce "czerwonych" przyjdą teraz "czarni". Wtedy zrodziło się Radio Maryja jako pewien rodzaj odsieczy, upominania się o swoje prawa, choć głoszone w niedobrym stylu. Ja także kiedyś myślałem, że Radio Maryja szerzy nienawiść i brak miłosierdzia, ale dzisiaj, pamiętając o wspomnianym kontekście historycznym i szerszych uwarunkowaniach, dochodzę do nieco innych wniosków.

Ale obraz świata prezentowany przez media katolickie może generować otwartość lub pewne lęki. O te ostatnie w Polsce nietrudno - jest lęk typowy dla okresu wielkich przemian, lęk o własną tożsamość, a nieraz i lęk manichejski, dopatrujący się przede wszystkim zła, w świecie i w człowieku.

Ja bym to jednak zróżnicował. W Radiu Maryja i w "Naszym Dzienniku", które się uzupełniają, wyróżniłbym, po pierwsze, tzw. głos ludu w postaci szeroko prezentowanych w gazecie listów do redakcji oraz "Rozmów niedokończonych" w radiu. Te ostatnie są zupełnie niekontrolowane w tym sensie, że ryzykuje się nawet głosy ekstremistyczne. To daje odczucie języka agresji. Ale, z drugiej strony, są także w tych mediach głosy intelektualne, związane z pewnym środowiskiem z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, które reprezentują profesor Ryszard Bender, Piotr Jaroszyński czy ksiądz profesor Krąpiec. Tu, jak się wydaje, odpowiedzią nie jest tylko lęk czy brak pojęć opisowych dla tego, co się na naszych oczach dzieje. Myślę, że dużą rolę odgrywa także nostalgia za czasem, gdy KUL wydawał się jedynym uniwersytetem, w którym broniona była prawda. Teraz więc może istnieć pewne poczucie marginalizacji i niedoceniania - stąd owe gromy rzucane na postmodernizm czy liberalizm. Wspomniane środowiska prezentują nie tyle lęk, ile raczej odwagę połączoną z uczuciem frustracji, że ich głos jest jakby przygaszony. Stąd płynie potępienie mediów o wielotysięcznych nakładach.

W sumie jest to więc raczej nieumiejętność nawiązania dialogu oraz syndrom charakterystyczny dla ludzi odrzuconych. Ale ma pani rację, pewnie istnieje także lęk przed zachwianiem własnej tożsamości religijnej. A lęk zawsze budzi agresję. Złośliwi mówią, że skoro wspomniane media mają tak wielkie poczucie misji, to dlaczego boją się z nią wejść do Europy?

Ksiądz często współpracuje z mediami świeckimi - jakie są księdza doświadczenia?

Nie czekajmy na zbawienie - tu się zbawiajmy. Trzeba wychodzić do świata i ludzi. Nigdy nie odmawiam, jeżeli ktokolwiek poprosi mnie o rozmowę. Wypowiadałem się w "Przeglądzie", we "Wprost", w "Rzeczpospolitej" oraz w "Gazecie Wyborczej", z którą współpracowałem najczęściej. Uważam, że obecność w tych gazetach elementu religijnego jest potrzebna i bardzo pozytywna, bo jest tym, czym chrześcijaństwo jest w świecie: obecnością. Zresztą nie wyobrażam sobie poważnej dyskusji o wartościach europejskich bez dyskusji na temat chrześcijaństwa.

Wiem, że także ludzie świeccy bardzo cenią sobie obecność czynnika religijnego w świeckich mediach. Ja zaś swojej współpracy z nimi nie postrzegam bynajmniej jako zagrożenia dla mojej tożsamości religijnej - wręcz przeciwnie, to jest kontakt partnerski: mam poczucie wspólnego poszukiwania prawdy, naszej komplementarności. To jest łaska: uczymy się od siebie nawzajem, ale także nawzajem się nawracamy, to jest - czynimy się lepszymi.

Czy w tych kategoriach postrzega ksiądz informację "Rzeczpospolitej" o arcybiskupie Paetzu?

Dokładnie tak. Media świeckie z większą swobodą podejmują tematy, które dla mediów katolickich mogą być krępujące. Ale dotychczasowe reakcje przedstawicieli hierarchii, takich jak arcybiskupów Gocłowskiego i Życińskiego czy biskupa Pieronka, potwierdzają dobroczynny wpływ mediów na instytucję Kościoła. Dziś zresztą zaciera się dawny, drastyczny podział ma media świeckie i media katolickie.

Na pewno jednak ważny jest język, jakim się posługujemy. Żartuje się, że listy Episkopatu są pisane językiem eskimoskim. A Kościół powinien mówić językiem współczesnego człowieka oraz przemyśleć język religijny, gdy mówimy o Bogu i człowieku.

Media katolickie mogą budzić pewną niechęć, ponieważ pokazują owo napięcie, jakie istnieje między prawdą Boga a prawdą świata i różnego rodzaju ludzkich doświadczeń, jak mówił Hans von Urs Balthasar...

Ja bym tu po jezuicku rozróżnił - z jednej strony Balthasar, świecki teolog, uważany za najlepiej wykształconego człowieka dwudziestego wieku. Ma rację, mówiąc, że media katolickie są nastawione bardziej na Boga, na transcendencję, że bardziej oceniają, w jakim stopniu świat się do nich zbliża, w jakim stopniu odpowiada na wezwanie Boga. Ale też obracanie się tylko w środowisku ludzi mediów katolickich czy tylko chrześcijan grozi zubożeniem i nieraz nieświadomie prowadzi do arogancji. Kontakt z moimi przyjaciółmi, którzy są agnostykami, zawsze mi to uświadamiał. Często na przykład nie dostrzega się, że niewierzący może z godnością wejść w tajemnicę śmierci, że może szukać pewnego imperatywu wewnętrznego. Dziś przyszedł moment, kiedy wierzący musi otworzyć oczy i zobaczyć, jak bliźni radzi sobie ze swoimi problemami. Bo i świat stał się otwarty - okazało się, że pobożni są na przykład Żydzi oraz muzułmanie, a nie tylko katolicy. Przyszedł więc moment uczenia się pokory względem własnej religii oraz światopoglądu.

Czy media katolickie, biorąc udział w trwającym dziś procesie oczyszczania pamięci Kościoła, nie muszą wciąż dojrzewać do komunii ze światem, skoro Ewangelia mówi, że w takiej komunii jest stale Bóg?

W nawiązaniu kontaktu ze światem pomóc nam może z jednej strony pontyfikat Jana Pawła II, z jego głębokimi analizami świata. Jan Paweł zresztą stale się uczy - w papieskiej Radzie Socjologicznej, która opracowuje raporty o stanie świata, grono ekspertów składa się głównie z ludzi niewierzących - jedynym kryterium jest kompetencja. To rzuca światło na język, jakim się papież posługuje. Wszyscy czekają na jego wizytę w Polsce, bo potrzebny jest głos ponad podziałami. Są też światli biskupi, na przykład zmarły biskup Jan Chrapek, który dał przykład owocnego dialogu ze światem, czy arcybiskup Józef Życiński, który angażował się w obchody Dnia judaizmu w Lublinie, a ostatnio wzywał, by wierni raczej pomagali bliźnim, niż fundowali pomniki. Bo człowiek w potrzebie jest podstawowym sprawdzianem naszej wiary, tak zresztą uczy Chrystus. Ratuje więc nas tylko powrót do Ewangelii - i oby media katolickie popularyzowały takie postawy.

Rozmawiała Anna Jarmusiewicz


Dolna mapa
| Bez polskich znaków |

| Dzisiejsze wydanie | Z ostatniej chwili | Archiwa | Serwis Prawny | Regiony | Ogłoszenia | Księgarnia
| Galeria | Ścieżki | Instytucje, urzędy | Początek | Rzeczpospolita | Zespół | Poczta | Prenumerata |

Opracowanie Centrum Nowych Technologii, (C) Copyright by Presspublica Sp. z o.o.