NASZ DZIENNIK

Wielkanoc, 19-21 kwietnia 2003, Nr 93 (1589)

Dział: Myśl jest bronią

Uroczysta sprzedaż Matki
W dożywotnią niewolę Unii

W Atenach 16 kwietnia podpisano traktat akcesyjny do Unii Europejskiej. Polakowi ciężko będzie się z tym pogodzić.
Kiedy szukamy racji wszystkich kroków integracyjnych, ciągle uderzamy głową w jakiś twardy mur ciemnego fatum. Jak mogą Polacy wyrzekać się pełnej suwerenności, wolności i swobodnego rozwoju swej gospodarki, państwa, kultury, języka, życia duchowego tylko w imię magicznego hasła, że "tam będzie lepiej"? I skąd znaleźli się tacy ludzie, którzy przygotowują integrację na złych warunkach i nawołują do niej w szaleńczym amoku? Czyżby zawiódł już nas wszystkich nasz rozum państwowy, rozum historyczny, rozum polski?


Trudno to pojąć
Właściwie to zamiast naszej "unii z Unią" na partnerskich i ludzkich warunkach przygotowuje się oddanie w niewolę gospodarczą, polityczną i ideologiczną, kulturową, duchową. Dlaczego tylu ludzi ma omamy, że słyszy śpiewy cherubów nawołujących do raju ateistycznego imperium germańsko-romańskiego: władze, politycy, publicyści, media, artyści, dziennikarze, profesorowie, niektórzy duchowni?
Większość partii politycznych: SLD, UW, PO, UP, SKL, traktuje integrację jako znak czasu i dziejowe przykazanie: "Będziesz czcił bogów zachodnich jako Boga twego!". Niektóre ugrupowania dzielą się: PiS, PSL i inne. I u wszystkich niemal zwolenników akcesji wystąpiła - jak z podszeptu diabła - potężna wściekłość na tych, którzy nie chcą przehandlować naszej wspólnej Matki za srebrniki, obiecywane nie ogółowi, lecz tylko co sprytniejszym spekulantom.
Niczego w tym fatalistycznym parciu do niewoli nie można do końca pojąć:
1. Nadal naganiacze do Unii Zachodniej na złych warunkach nie podają nam racji "za" i "przeciw", nie dopuszczają do prawdziwej dyskusji, nie zapraszają fachowców i cały problem ujmują propagandowo. Zapanowała jakaś wielka niefrasobliwość racjonalna. Coraz częstszych skądinąd wystąpień w telewizji nieraz nie da się wysłuchać. Tak wielu hasłologów jest w ogóle nieprzygotowanych do wypowiedzi i myśl im się rodzi dopiero wtedy, gdy na początek rzucą trochę bełkotliwych słów. Przy tym wpadają w wertepy niekończących się zdań pobocznych, i w rezultacie puenty albo wcale nie ma, albo usiłują ją tylko łapać jak dziecko motyla.
2. Traktat kopenhaski nadal nie jest do końca przetłumaczony na język polski, owych 5,5 tysiąca stronic nikt z agitatorów ryzykantów nie przeczytał i w rezultacie cała Polska nie wie, co "tam stoi". Ale rajscy entuzjaści wołają, żeby podpisywać wszystko.
3. Nikt z władz się nie martwi, że prawo UE będzie we wszystkim nadrzędne - i nad tym traktatem ateńskim (Ateny słynęły w starożytności z prawodawstwa), i nad całym prawem polskim, łącznie z konstytucją: w dziedzinie gospodarczej i politycznej, a następnie także społecznej, socjalnej, moralnej, kulturalnej, komunikacyjnej, światopoglądowej i religijnej. Przy tym nasi katolicy muszą wiedzieć, że najwyższymi zasadami interpretacji prawa w Europie będą: tzw. demokracja, czyli władztwo jednostek najbogatszych i na stanowiskach, świeckość, ateizm, zysk materialny panujących, dostęp do rozkoszy życia dla możnych tego świata i wolność od chrześcijańskiej moralności. Etyka ewangeliczna może sobie być zachowywana jedynie w zakrystii i w prywatnym życiu wierzących.
4. Człowiek zdroworozsądkowy ciągle nie może zrozumieć, jak to może być, że PSL i niektóre inne ugrupowania, mające bronić racji gospodarki rolnej, godzą się spokojnie na niszczenie polskiej gospodarki rolnej i przez Zachód, i przez swoich drapieżników, popierają treści umowy kopenhaskiej, nie zabezpieczają sensownego obrotu ziemią polską, i nadal trzymają się kurczowo klamki u drzwi władzy, choć wychodzi na jaw, że rolnictwo polskie zostało oszukane, że według podpisanego w Atenach traktatu urzędnicy zachodni będą mogli jednostronnie zmieniać przepisy co do naszej gospodarki rolnej i według artykułu 23 Polacy nie będą mogli nabywać ziemi, nawet u nas, a jedynie nie-Polacy. Nie da się pojąć takiej zdrady wsi polskiej. Cała tragedia, że w naszym państwie nie dopuszcza się do głosu właściwych fachowców.
5. Według Karty Praw Podstawowych z Nicei, Konwent Unii Europejskiej miał uchwalić do końca marca 2003 roku obowiązujący wszystkie 25 państw Unii rodzaj konstytucji. I nie uchwalił. A więc nie wiemy, jaka będzie Unia. Znamy tylko niektóre prawa gospodarcze. Kandydacka dziesiątka "drobnicy" nie jest dopuszczona do układania owej konstytucji, rzekomo "demokratycznej", tylko po cichu coś tam pichcą grupki masonów i socjaldemokratów. Mimo to nasze władze każą nam podawać w ciemno kark pod nieznaną konstytucję, przygotowywaną bez udziału wybranych przez Naród reprezentantów. Jak można to zrozumieć?
6. Nie sposób też pojąć mitologicznego ducha niektórych ludzi Kościoła, którzy każą nam z góry słuchać pokornie przyszłej konstytucji, choć ta - tyle co wiemy - będzie antyrzymska, bez odwoływania się do Boga, bez wzmianki choćby jednym słowem o religii lub o chrześcijaństwie, nie przyznaje Kościołowi żadnych praw na forum Europy (por. Amsterdam,
2 X 1997 r.), odrzuca jawnie etykę chrześcijańską i operuje skrajnie materialistyczną koncepcją człowieka. Po co nam tacy nowi przełożeni? Już dosyć mamy rodzimych ateistów. Jak mogą niektórzy biskupi zmuszać nas do oddawania czci "Bogini Europie". "Nawracaniu" możnych panów masonów, często będących na szczytach władzy w Europie Zachodniej, może i mogłyby się poświęcić jakieś święte i wybitne jednostki, ale nie cały 38-milionowy Naród, w dodatku w połowie emerytowany, bezrobotny i skrajnie ubogi. Nie wolno korzystać z motywów religijnych do kpienia sobie z Narodu.
7. Również nie można sobie wytłumaczyć, dlaczego tak dużo polityków i dygnitarzy, świeckich i duchownych, nienawidzi Radia Maryja, "Naszego Dziennika", "Niedzieli", "Głosu", "Naszej Polski" i innych mediów polskich, tylko dlatego, że nie chcą się one poddać pod jarzmo "poprawności politycznej" i bronią wolności słowa polskiego, przy tym owi apostołowie postępu liberalistycznego milczą co do mediów plugawych, zdradzieckich, niszczących ciało i duszę Narodu. Może to próba zagłuszenia sumienia, że media polskie mówią o Polsce jako o Matce, że mówią przyjaźnie nie tylko o samych Żydach, lecz także o Polakach: o robotniku, rolniku, żołnierzu, o świętych polskich, o naszych bohaterach, o Golgocie Wschodu, a także o Polsce bezrobotnej, obrabowanej, oszukanej, niszczonej, z zakneblowanymi ustami... Działań przeciwko Polsce nie można zrozumieć bez udziału w nich mocy szatańskich. A że szatan szaleje, widać to wyraźnie po wojnie w Iraku, gdzie w polowaniu na jednego człowieka głosiciele "demokracji" kaleczą i zabijają "w nowoczesny sposób" dzieci, kobiety i starców.
Próba przeszczepu
świadomości
Każdy Polak zaczyna dziś rozumieć, m.in. w związku ze "sprawą Rywina", że po Okrągłym Stole społeczeństwo polskie dostało się pod przywództwo swoistych sióstr syjamskich, które urodziła i wykarmiła Wilczyca Moskiewska, jak Remusa i Romulusa, założycieli Rzymu, i z których jedna jest jeszcze czerwona, a druga już bardziej różowa. Ale te zrośnięte siostry stanęły dziś wobec nie lada problemu: tak razem nie mogą dłużej żyć ani rządzić Polską, ani prowadzić nas do Pałacu Zachodu. Któraś musi zostać poświęcona na rzecz drugiej. I zaczęło się. Na czele różowych staje prezydent, ofiarowując najgłębszą przyjaźń Ameryce i otrzymując całą potęgę środków od lobby żydowsko-amerykańskiego, a także uzyskując większe poparcie światowe i kościelne. Na czele czerwonych staje premier, który jednak musi szukać odwodów i w tradycjach partyjnych i narodowych, zawierając, oczywiście, pakt o nieagresji między rządem a Kościołem. Obydwaj wszakże widzą jedyny ratunek w oddaniu Polski Zachodowi, choć przywódca czerwonych chce - paradoksalnie - więcej Polski i dlatego on raczej zasługuje na poparcie społeczne. W każdym razie staje problem, który z tych dwóch stawi nas przed Brukselą, jak wódz rzymski ważnych jeńców przed senatem po zwycięskiej bitwie z barbarzyńcami. Podobne problemy pojawiają się prawie we wszystkich byłych demokracjach ludowych, gdzie również zwyciężają raczej różowi, powiązani z Ameryką. Państwa te nie mogą o własnych siłach dźwignąć się w czasie globalizmu ponadnarodowego.
Dziś wszakże nie wystarczy tylko przywieść jakieś społeczeństwo do Brukseli. W czasach prymatu ideologii należy przekształcić całą świadomość danego kraju, żeby on stanowił "jedną duszę". I oto powiedzmy symbolicznie, w Polsce zderzają się obecnie trzy świadomości: historycznie polska, powiedzmy biała, czerwona - postkomunistyczna i różowa - liberalno-żydująca. Polska jeszcze takich zawiłości nie przechodziła. Głównie społeczeństwu polskiemu chce się przeszczepić w miejsce świadomości białej świadomość różową lub czerwoną. Dziś dominuje w świecie walka intelektualna. Jeśli więc wygra u nas świadomość czerwona, to na salony europejskie będzie wprowadzona Polska, która się przedstawi następująco: "Oto ja, córka czy wnuczka rewolucji październikowej z Kraju Przywiślańskiego". Wtedy odpowiedzą jej: "Dobrze, idź do czeladzi, tam ci dadzą zajęcie!". Jeśli zaś wygra świadomość różowa, to przedstawi się mniej więcej tak: "Oto ja, mieszkanka byłych ziem polskich, cioteczna Ameryki i narzeczona Izraela". Odpowiedzą jej: "Witamy, zapraszamy do pomocy w kuchni!".
Tymczasem trzeba zauważyć, że w Polsce od Magdalenki przewagę strategiczną uzyskuje siostra różowa. Jej strategiczne szlaki znaczą: reprywatyzacja Kościoła, Karmel, Żwirowisko, kara kłamstwa oświęcimskiego, Jedwabne i inne "pogromy", przemilczanie zbrodni na Wschodzie, kult wszystkiego, co żydowskie w mediach, literaturze, sztuce, filmie, hańbienie wszystkiego, co polskie, podporządkowywanie sobie Polonii we wszystkich krajach, ataki ideowe na polskość, na powstania wyzwoleńcze, na Armię Krajową, na Bataliony Chłopskie, na "Wolność i Niezawisłość", szkalowanie Polski w całym świecie i inne. I takie odzieranie Polski z szaty godowej trwa ciągle, choć niekiedy i przy pomocy różnych ugrupowań, zwłaszcza masońskich: ciągłe zarzucanie nam wszystkim rzekomego antysemityzmu, przedstawianie ziem polskich jako kolebki plemion germańskich (np. cmentarze Gotów), głoszenie, że ocalali profesorowie krakowscy za okupacji byli agentami gestapo, że na terenie Francji grupa polityków polskich ze Stanisławem Cat-Mackiewiczem chciała utworzyć rząd kolaborujący z Hitlerem przeciwko komunistom i Żydom. Do tego dochodzi także rozbijanie Kościoła i rozluźnianie jego związków z Narodem i kulturą. Prawie każda wielka postać historyczna jest "odbrązawiana", tzn. przedstawiana w jakimś aspekcie bardzo ujemnym (np. że J. Słowacki był narkomanem i chorym psychicznie), a wielu osobom "oszczędzonym" przypisuje się pochodzenie żydowskie (np. A. Mickiewiczowi, J. Piłsudskiemu). Robi się to w myśl zasady, że w Polsce nie było i nie ma niczego dobrego i Polska nie zasługuje na posiadanie własnego państwa (np. pesymistyczna szkoła krakowska). W Ameryce od dawna do dziś przedstawia się często Polaków i ludzi polskiego pochodzenia jako kompletnych idiotów. Wszystko to robi się dla budowania "nowej" polskiej samoświadomości. A wszystkie nasze rządy po roku 1989 nie przeciwdziałają temu, po prostu są zastraszane.

Zamazywanie polskiej świadomości
Tymczasem świadomość polska jest rozbijana, ciemnieje i popada w defetyzm. Oto niektóre tego przejawy.
Zachwaszcza się i jest zagrożony język polski. Wszędzie coraz więcej angielskiego, mimo że operujący nim w mediach nie znają go bardzo dobrze.
Atmosfera ogólna zaczyna przypominać tę, jaka towarzyszyła wygnańcom zza Buga i ciągnącym w nieznane na Zachód. I nasz pociąg na Zachód jedzie, jak w filmie "Doktor Żiwago": przez ruiny polskie, spaleniska, głód i śmierć. Kierownicy naszego pociągu zachowują się jakby nie byli nasi. A nie radzą sobie. Chcą, aby tylko dojechać, przynajmniej do Berlina. Miliony ludzi stoją i patrzą na pociąg tej śmietanki nieme, smutne. Coraz większe bogacenie się oligarchów, bale dobroczynne czy "rozpusta dobroczynna" nie ratuje tych milionów bezrobotnych, obrabowanych, biednych, zepchniętych na margines życia Polski. Nie dla nich są wiwaty w wagonie restauracyjnym na cześć geniuszu germańsko-romańskiego.
Smutkiem napawa poziom dyskusji publicznych na istotne tematy polskie. Większość dyskutantów łże w żywe oczy, często łamie wszelkie prawa poznania i logiki. Zbyt często zabierają głos ludzie nieprzygotowani i wtedy mówią chaotycznie, sprzecznie i mało na temat. U wielu właściwa myśl rodzi się dopiero w trakcie mówienia. Na początku mają tylko chęć mówienia w ogóle, potem zaś łapią puentę. Prowadzący zaś wywiady i polemiki zbyt często nie czekają na uchwycenie sensu i pytają dalej.
Ciągnie się nas na Zachód laicki, który w dużej mierze zdradził chrześcijaństwo, przynajmniej na niwie publicznej, spychając religię do prywatności. Etyka chrześcijańska nie funkcjonuje ani w państwie, ani w życiu socjalnym, ani w gospodarce, ani w kulturze, ani w polityce. Na przykład Amerykanie w Iraku stosują wyraźnie tylko etykę starotestamentalną. Na Zachodzie powróciły dawne kodeksy niechrześcijańskie: wolno prześladować, uciskać, oszukiwać, zabijać, wyniszczać ludność i narody, byle głosić, że to wszystko "w imię demokracji". Ciągnie się nas na Zachód, gdzie z roku na rok narastają postmodernistyczne - w duchu Nietzschego - ataki na Kościół katolicki: na jego mocną wiarę w Boga, na jego sakramenty, na naukę o rodzinie, na naukę o nieśmiertelności... Przypuszcza się coraz silniejsze ataki na prymat papieski, kwestionowane są odkrycia archeologiczne pod bazyliką Piotrową, świadczące o grobie św. Piotra, atakuje się instytucję konklawe, które wybiera Papieża, czyni się podtekstowe zabiegi, by następnym Papieżem był jakiś wielki filosemita, i póki co we wszystkich mediach euroatlantyckich są zauważani tylko hierarchowie filosemici. Są kwestionowane przedstawicielstwa Stolicy Apostolskiej przy ONZ, przy agendach UE, nuncjatury itp. Ważny przedstawiciel świadomości czerwonej, p. Marek Dyduch, sekretarz SLD, wygłosił znowu tezę, że "Kościół tłamsi ludzi". Jego współtowarzysze żachnęli się, że wypalił nie w porę. Ludzie świadomości białej zauważyli, że jest on zwiastunem tego, co będzie z Kościołem polskim, gdy SLD otrzyma rolę gubernatorską w Polsce z ramienia Unii. Jest jednak w tym i coś dobrego, a mianowicie człowiek ten obnażył oszustwo SLD w modus vivendi z Kościołem. Jest więc prawdopodobne, że jeśli Kościół polski wejdzie do UE pod wodzą SLD, to czy nie będzie musiał "się sprywatyzować", a może nawet zejść całkiem do podziemia. Jak w tym świetle wyglądają duchowni, zachęcający Polaków do Unii, bez kontroli i rewizji pertraktacji prowadzonych przez SLD, a także wcześniej przez niektórych masonów polskich? Traktat akcesyjny w jego sferze moralnej, religijnej i duchowej powinien był być ściśle konsultowany z władzami Kościoła i z katolikami polskimi. Katolicy polscy nie są ani bezwolnym stadem, ani towarem dla polityków.
Obawiamy się bardzo jeszcze jednego. Oto rozbiła nas kompletnie, materialnie i duchowo tzw. transformacja z komunizmu na postkomunizm. A co będzie z nami po jeszcze jednej "transformacji" z chaosu polskiego na anonimowość europejską? W tym nowym monstrum europejskim tyle jest obszarów niewiadomego i nieokreślonego. Grozi nam dalsza degradacja życia materialnego i duchowego. Jakże będzie iskrzyło np. na łączach między instytucjami polskimi a europejskimi! Jakaż to będzie walka o funkcje, stanowiska, urzędy, wpływy, informacje, w ogóle o wyższe miejsce w obustronnej komunikacji między "regionami" polskimi a europejskimi na płaszczyźnie gospodarczej, socjalnej, kulturalnej, politycznej, obyczajowej, ekologicznej...! Związanie całego naszego państwa z superpaństwem zachodnim to nie jest jakaś tylko wymiana wycieczek turystycznych. To muszą być związki ściśle zinstytucjonalizowane.
Ponadto po dalszym osłabieniu naszego państwa, prawa, ładu i dyscypliny odegrają swoje fortissimo wszystkie gangi, mafie, grupy przemytnicze, no i korupcja. Wprawdzie u nas na skutek odrzucenia moralności chrześcijańskiej przez całe dziesięciolecia mamy już korupcję niemal wszędzie, przyłapani dziwią się, że tego nie wolno, ale po tzw. integracji korupcja sięgnie zenitu. Wszystko stanie się "europejskie", a więc "nie nasze". Toteż oszustwa wszelkiego rodzaju, kradzieże, rabunki, napady, przekręty staną się raczej "sportem" niż przestępstwem. Straszna jest ta rezygnacja polityków z państwowości polskiej, rezygnacja z klasycznych funkcji państwowych i gospodarczych, i wyższych.
A zatem, czy po to, żeby dostać pomoc dla odbudowania naszego życia polskiego, musimy naszą Matkę, Polskę, oddać w ogóle na służącą lub nawet ją przehandlować i to raczej jedynie za stołki dla grup pseudopolityków? Czy nie potrafimy naszego Domu Polskiego dźwignąć z ruin sami - z troską, miłością, pracowitością, uczciwością i moralnością, właśnie we współpracy i z państwami Unii, i ze wszystkimi narodami? Nasi politycy chyba nie wiedzą, co to znaczy wolność. A może ci starsi nie byli ludźmi wolnymi? Przecież bez wolności wszystko zamiera. Czy normalny człowiek może skazywać siebie, swoje dzieci i wnuki, swoją Matkę - na dożywotnią niewolę?
ks. Czesław Bartnik

www.naszdziennik.pl