Sposoby manipulacji w artykułach publicystycznych 
"Naszego Dziennika"

Kolejnym ciekawym i pełnym wyszukanych środków manipulacji tekstem jest, umieszczony w dziale "Za i przeciw Unii Europejskiej", krótki artykuł Piotra Wojnickiego "Normalność a la UE" ("ND" z 14 listopada 2001). Oczywista ironia zawarta w tytule ma za zadanie już na wstępie zohydzić i ośmieszyć Unię w oczach czytelnika. Wrażenie to podtrzymane jest przez lid, w którym czytamy:
"Polityczni komisarze Unii Europejskiej już dzisiaj zastrzegają sobie swobodę dla politycznego manewru w rokowaniach z Polską".
W tym miejscu autor zaczyna budować, wszechobecną w omawianym tekście, atmosferę zagrożenia - delikatnie na razie sugerując, że unijni negocjatorzy już teraz planują jakieś niejasne manewry w rozmowach z naszym krajem. W pierwszej części artykułu, zatytułowanej Wszystko pod kontrolą, autor kontynuuje zastraszanie czytelników: 
"Pojawiły się publiczne wypowiedzi z kręgów UE, że kraje ubiegające się o członkostwo w Unii muszą liczyć się, ze względu na zagrożenie ze strony międzynarodowego terroryzmu, z koniecznością spełnienia tzw. wyższych wymagań. O jakie wymagania chodzi, nie wiadomo, można się ich tylko domyślać. (…) Ze względu na tzw. bezpieczeństwo Unia Europejska będzie kontrolować wszystko, poczynając od ministerstwa spraw wewnętrznych, zagranicznych, poprzez resort gospodarki, a na resorcie środowiska kończąc".
Oczywiste - wobec zamachów z 11 września - podwyższenie poziomu środków ostrożności, zwłaszcza na granicach, posłużyło tu Wojnickiemu do nakreślenia wizji nadzorującej wszelkie przejawy życia społecznego organizacji, jakby żywcem wyjętej z książek Huxleya czy Orwella. Z uwagi zaś na fakt, że owe niepokojące wyższe wymagania nie są tu wystarczająco sprecyzowane, tym bardziej przerażającą postać przybrać mogą w wyobraźni odbiorców tekstu. Sformułowanie ze względu na tzw. bezpieczeństwo sugeruje, że zagrożenie terrorystyczne stanowi tylko pretekst dla zmiany polityki UE. Druga część artykułu opatrzona jest śródtytułem Skandale z żywnością
"W krajach Unii Europejskiej ministerstwa rolnictwa i gospodarki żywnościowej coraz częściej muszą tuszować skandale spowodowane zatrutą żywnością. (…) jest niezdrowa, skażona chemicznie, często pozostałościami ciężkich metali".
W tym miejscu pojawia się - niezgodna oczywiście z rzeczywistością (w Unii Europejskiej obowiązują bardzo surowe normy dotyczące produktów spożywczych, których np. polskie wyroby często nie spełniają) - wzmianka o zatrutej rzekomo w krajach "piętnastki" żywności. Zwraca uwagę użycie - dosyć mocnego w tym kontekście - słowa zatruta. Rządy państw UE zostają oskarżone o tuszowanie skandali, czytelnik może więc odnieść wrażenie, że prawdziwa sytuacja zachodnich konsumentów jest jeszcze gorsza. Nie koniec jednak na tym:
"To samo dotyczy wody pitnej. (…) Nie ma metody, aby usunąć rozpuszczone w niej substancje chemiczne. UE nie ujawnia, jak picie skażonej wody wpływa na zdrowie człowieka".
Autor, zacietrzewiwszy się w narzekaniach na jakość unijnej wody, zapomina najwyraźniej, że - jak wiadomo - i u nas sprawy te nie przedstawiają się najlepiej (o ile nie znacznie gorzej niż w krajach "piętnastki"). Co zaś się tyczy ostatniego z przytoczonych wyżej zdań - UE nie ujawnia, jak picie skażonej wody wpływa na zdrowie człowieka, ponieważ nie jest medycznym ośrodkiem badawczym i do jej zadań nie należą tego typu dociekania, nie zaś ze względu na sugerowaną przez Wojnickiego skłonność do ukrywania przed społeczeństwami państw członkowskich prawdy. Kontynuujmy jednak:
"W Unii Europejskiej dramatycznie wzrosła zachorowalność na raka, w tym np. mężczyzn na raka prostaty. Coraz więcej osób ma poważne kłopoty z układem krążenia. O przyczynach tego wzrostu niewiele się mówi - brak jest danych, badań się nie prowadzi. Głośne skandale z zatrutą żywnością (…) są wyciszane, a tzw. konsumenci, bombardowani dzień i noc kłamliwą reklamą, szybko zapominają o przyczynach swoich chorób".
W tym miejscu wizja autora "Normalności a la UE" zbliża się niebezpiecznie do telewizyjnego serialu "Z archiwum X" - oto więc żywność jest zatruta, liczba ofiar się powiększa, wybuchają skandale, a "government denies knowledge"... Ostatnia część artykułu, zatytułowana Geszeft z polską wodą pitną omawia kwestie własności wodociągów w krajach Unii: 
"Wielkie koncerny przejmują wodociągi. (…) Połowa wodociągów wielomilionowego Berlina nie należy już do miasta. Koncerny dyktują też cenę metra kubicznego wody pitnej. Zagraniczne firmy są zainteresowane wodociągami w Poznaniu i we Wrocławiu"
Najciekawszy w tym fragmencie jest oczywiście przytoczony wyżej śródtytuł - słowo geszeft, kojarzące się jednoznacznie z - postrzeganą przez czytelników "ND" z niejaką obawą - przedsiębiorczością żydowską, w sposób zamierzony przez autora nastraja negatywnie do poruszanej problematyki (podobny trick zastosowano w innym artykule - "O 'żydokomunie' w Trójce" Waldemara Moszkowskiego, gdzie protesty radiosłuchaczy przeciw zaproszeniu do audycji Programu III PR znanego antysemity i rewizjonisty Holocaustu - Jerzego Roberta Nowaka, określono mianem rejwachu, wyrazu pochodzącego z języka jidysz). Interesujące jest też samo zastosowanie wspomnianego śródtytułu do fragmentu tekstu, gdzie o polskiej wodzie mowa jest tylko w ostatnim zdaniu i to w kontekście jedynie zainteresowania, przejawianego przez zachodnie koncerny, poznańskimi i wrocławskimi wodociągami - Wojnicki chce, rzecz jasna, za pomocą tego przejaskrawienia spotęgować atmosferę grozy. Nastraszenie czytelników wydaje się zresztą jedynym celem tego dosyć eklektycznego i pozbawionego myśli przewodniej artykułu. 

Ostatnim z publicystycznych tekstów "ND", o jakich chciałbym tu wspomnieć, jest mój zdecydowany faworyt, jeżeli chodzi o efektowność i sugestywność tytułu - "Szymborska, Stalin i Giordano Bruno" Stanisława Krajskiego. Jak widać, agresywna stylistyka znana z artykułów społeczno-politycznych pisma nie znika wcale, gdy mowa jest o wywołujących - zdawałoby się - mniejsze emocje kwestiach kultury. Dotyczy to oczywiście tylko sytuacji, gdy cięte pióra dziennikarzy "ND" zajmują się twórcami postrzeganymi przez redakcję jako wrogowie ideologiczni; w relacjach z quasi-kulturalnych imprez organizowanych przez Radio Maryja dominuje styl podniosły i patetyczny, pełen opisów oklasków i wiwatów na cześć Ojca Dyrektora. Wróćmy jednak do tytułu tekstu Krajskiego - pojawiające się tu zestawienie nazwisk Wisławy Szymborskiej i Józefa Stalina ma wywołać u czytelnika przekonanie o rzekomych powiązaniach łączących naszą największą poetkę z totalitarną ideologią komunizmu (Szymborska w latach pięćdziesiątych wydała faktycznie kilka tomików utrzymanych w poetyce socrealistycznej, ale później odcięła się zdecydowanie od tego okresu swej twórczości, co podkreślono chociażby w uzasadnieniu werdyktu przyznania jej Nagrody Nobla w 1996 r. i co znajduje pełne odzwierciedlenie w późniejszych wierszach oraz - wzorcowej wręcz - postawie etycznej poetki; redakcji "ND" ta zmiana poglądów wydaje się jednak najwyraźniej nieszczera i kunktatorska, tym bardziej zaś, że noblistka nie ukrywa sympatii dla znienawidzonej przez środowiska "maryjne" Unii Wolności). Na pierwszy rzut oka niezrozumiałe wydaje się umieszczenie w tytule również Giordana Bruna, ale jak się dowiadujemy z dalszej części artykułu - Giordano Bruno głosił dokładnie to, co później masoneria, a więc dołączenie jego osoby do wyżej wymienionej dwójki można uznać za w pełni uzasadnione... Z lektury artykułu Krajskiego, będącego właściwie dość prymitywnym paszkwilem na Szymborską, możemy dowiedzieć się ponadto, że była ona nadzwyczaj gorliwa w służbie zbrodniczego totalitaryzmu, z garstką podobnych jej intelektualistów domagała się przyspieszenia wykonania wyroków na krakowskich księżach, pisała wiersze wymierzone w katolicyzm, jest prekursorką Grossa (znienawidzonego przez skrajną prawicę autora książki "Sąsiedzi" o zbrodni w Jedwabnem) i najprawdopodobniej posiada rozległe powiązania z wolnomularstwem; pisząc o autorytecie noblistki, autor używa znamionującego ironię cudzysłowu. Na komentowanie powyższych rewelacji szkoda doprawdy tuszu.

Tak więc podsumowując wszystkie wcześniejsze rozważania, należy stwierdzić, że poziom nasycenia publicystyki "Naszego Dziennika" treściami zmierzającymi do wywierania wpływu na poglądy czytelników jest bardzo wysoki. Autorzy artykułów nagminnie stosują różnorakie metody manipulacji, wśród których niekiedy napotkać można prawdziwe perełki sztuki przekonywania. Z uwagi zaś na fakt, że gros odbiorców pisma stanowią osoby słabo wykształcone i nie do końca orientujące się w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej - a tym samym bardziej podatne na indoktrynację, wpływ wywierany przez inteligentnie i pomysłowo argumentujących swe racje dziennikarzy może być naprawdę znaczący.

1 - 2 - 3 - 4

(c) Rafał Kuś 2002 & rydzyk24.net 2005