Retoryka Naszego Dziennika

Nasz Dziennik to jeden z najciekawszych tytułów na rynku dzienników ogólnopolskich. Jest silnie związany z toruńskim Radiem Maryja, wchodząc w skład nieformalnego "imperium medialnego ojca Rydzyka". Określenie "imperium medialne" ma charakter symboliczny, a nie prawny, bowiem brak powiązań formalnych pomiędzy różnymi podmiotami, które tworzą ten "koncern" powoduje, że trudno w sensie prawnym mówić o holdingu, grupie kapitałowej, konglomeracie itp. Jednocześnie taka struktura pozwala skutecznie obchodzić wszelkie przepisy antykoncentracyjne. Niezwykle mocne są jednak więzi nieformalne, przede wszystkim zaś powiązania personalne. 

Od 1989 roku, gdy - jak głęboko wierzymy - upadł w Polsce komunizm, po prawej stronie sceny politycznej brakowało silnego, ogólnopolskiego dziennika. "Słowo - dziennik katolicki" [ powstały w 1993 r. z przekształcenia "Słowa Powszechnego", wydawanego w latach 1947-1993 w Warszawie przez Stowarzyszenie PAX] upadł w 1997 r. Tę lukę w części wypełnił Nasz Dziennik, który wydawany jest od 29 stycznia 1998r. Wydawcą jest spółkę "Spes", formalnie niezwiązaną z toruńską rozgłośnią. Jednakże od samego początku dziennik był promowany na antenie radia jako "jedyny dziennik katolicki od czasu upadku "Słowa-Dziennika Katolickiego"". Chociaż Radio Maryja nie nadaje reklam, to na antenie pojawiał się zwiastun pod nazwą: "Dziś w Naszym Dzienniku". Po kontroli KRRiTV zmieniono nazwę audycji na "ważne informacje, artykuły, komentarze z codziennej prasy polskiej". Wsłuchując się regularnie w treść tej audycji, mogę jednoznacznie stwierdzić, że jedynym przedstawicielem codziennej prasy polskiej jest Nasz Dziennik. 

Nakład gazety nie jest znany. Szacunki wahają się od 70-300 tys. egzemplarzy. Nasz Dziennik nie należy do Związku Kontroli Dystrybucji Prasy i stąd brak wiarygodnych danych na temat nakładu. Nie jest on ujmowany w rankingach czytelnictwa miesięcznika Press. Leksykon PWN Media, z 2000r., szacował nakład na 300 tys. egz. Zdaniem Ryszarda Filasa z OBP UJ nakład ND wynosi około 70-100 tys. Joanna Cieśla na łamach Polityki w artykule "Czyj jest Nasz Dziennik?" [Polityka nr 38/2004, za: http://polityka.onet.pl] określiła go mianem "najbardziej tajemniczej polskiej gazety". W istocie niewiele wiemy o składzie redakcji, zasadach polityki redakcyjnej, finansach oraz nakładzie gazety. Pierwszym redaktorem naczelnym dziennika był Artur Zawisza (obecnie poseł PiS). Po nim pismem kierowali: Artur Górski, Tomasz Rakowski i Hubert Wołącewicz. Od 1999 r. redaktor naczelną jest właścicielka spółki Spes, wydawcy Naszego Dziennika, Ewa Sołowiej.

Przed wyborami parlamentarnymi w roku 2001 ND zaangażował się w promowanie Ligi Polskich Rodzin, pozostając zarazem w opozycji do tzw. "mediów polskojęzycznych" tj. przede wszystkim Gazety Wyborczej, Wprost, Polityki i TVP. Jeśli już przy tym jestem to warto wymienić "wrogów" katolickiej Polski, z którymi "walczy" Nasz Dziennik. W pierwszym rzędzie są to komuniści (także postkomuniści i kryptokomuniści), i cała lewica, kojarzona ze Związkiem Radzieckim i PRL-em. Dalej mamy liberałów symbolizowanych przez Unię Wolności i masonów oraz Żydów. Nasz Dziennik także bardzo źle ocenia Żydów, albo raczej ich żądzę władzy nad światem i - choćby potencjalne - roszczenia finansowe wobec Polski. Stąd bierze się czasami także krytyka USA, jako "sługusa" Izraela. Wreszcie wspomnieć trzeba o krytycznym nastawieniu redakcji do Unii Europejskiej oraz Niemiec. 

Nasz Dziennik jest najczęściej opisywany jako gazeta skrajnie antyunijna, przeciwna integracji europejskiej, antysemicka, nacjonalistyczna i ksenofobiczna, bardzo ostro potępiająca chociażby Czesława Miłosza czy Wisławę Szymborską, natomiast gorąco popierająca takie postaci, jak Edward Moskal (śp. prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej) czy Jan Kobylański (milioner, sponsor Radia Maryja). Niewątpliwie środowiska liberalno-laickie mogą stawiać redakcji Naszego Dziennika liczne zarzuty o nietolerancję, nacjonalizm, itp., ale muszą też pamiętać, że i one nie mają monopolu na jedyny prawdziwy opis świata. Konstytucyjnie zagwarantowana wolność słowa sprawia, że na rynku medialnym funkcjonują i Nasz Dziennik i Trybuna. Jaki zatem jest obraz świata według Naszego Dziennika? Przedstawię to na kilku przykładach.

Casus 1: Szczyt nicejski na łamach Naszego Dziennika

W grudniu 2000 roku na szczycie Rady Europejskiej w Nicei wynegocjowano traktat reformujący wspólnotę i ustalający wstępne warunki rozszerzenia UE na wschód. Redakcja Naszego Dziennika bardzo poważnie potraktowała ten temat. Spośród 62 tekstów o tematyce unijnej, jakie ukazały się w grudniowych wydaniach dziennika niemal połowa (dokładnie 26) dotyczyły właśnie szczytu w Nicei. Należy od razu zaznaczyć, że występuje znacząca różnica między tekstami informacyjnymi, a publicystyką. Ta ostatnia koncentrowała się bardziej na sprawach o charakterze etycznym i moralnym, przede wszystkim poddając krytyce Kartę Podstawowych Praw Unii Europejskiej.

7 grudnia 2000r., w relacji na pierwszej stronie Nasz Dziennik komentuje wizytę kanclerza Niemiec w Warszawie, który "przyznał jedynie, że będzie to [rozszerzenie - przyp. PM] możliwe od 2003r." [Walaszczyk M. "UE ponad narodami", Nasz Dziennik, 7 XII 2000, s.1,3.]. Do wypowiedzi Gerharda Schroedera odniósł się w komentarzu "Wizyta adwokata" Andrzej Szlęzak: "Schroeder zadeklarował, że Niemcy nadal będą adwokatem Polski w sprawie przyjęcia do Unii Europejskiej. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że ten adwokat zachowuje się tak jak adwokaci w czasach stalinowskich; zamiast wnosić o uniewinnienie (czytaj - przyjęcie do UE jak najszybciej), prosi o łagodny wymiar kary (czytaj - musicie poczekać jeszcze kilka lat." [Szlęzak A. "Wizyta adwokata", Nasz Dziennik, 7 XII 2000, s.3.]. 

W kilku linijkach tekstu autor zdołał sformułować bardzo negatywne konotacje wobec tematu integracji. Odwołanie się do skojarzeń z okresem stalinowskim może skłaniać czytelników do refleksji, że także Unia Europejska jest co najmniej niezbyt praworządną instytucją, zaś udział w niej "od zawsze wrogich Polsce Niemców" tylko ten przekaz wzmacnia. Informacja o wizycie kanclerza Niemiec została zawarta w wydaniu, które zapowiadało także rozpoczynający się w tym samym dniu szczyt w Nicei. 

Unijnemu spotkaniu jest także poświęcona obszerna analiza "Szczyt zmagań o władzę". Obok dość wyważonego przedstawienia podstawowych konfliktów wewnątrz Unii, autor pozwala sobie na cytowanie bardzo skrajnych, antyunijnych wypowiedzi: "Tymczasem były prezydent Włoch Francesco Cossiga powiedział, że liczy na niepowodzenie szczytu, który, jego zdaniem, oznaczałby utworzenie czwartej Rzeszy niemieckiej. Zdaniem Cossigi, projekt reformy Unii, oparty na zasadzie, "im większy kraj, tym więcej do powiedzenia", zmierza do przywrócenia Niemcom centralnej roli w Europie" [PS "Szczyt zmagań o władzę", Nasz Dziennik, 7 XII 2000, s.6.]. 

Z publicystyki warto przywołać tekst: ks. prof. Czesława S. Bartnika "Czy wejście do Unii Europejskiej jest nakazem ewangelicznym?" [Nasz Dziennik, 23-26 XII 2000, s. 26]. Ks. Bartnik w całokolumnowym tekście polemizuje z krótkim felietonem ojca Tomasza Dostatniego OP opublikowanym na łamach katowickiego tygodnika katolickiego "Gość Niedzielny" z 26 XI 2000r. (nr 48) pt. "Unia Europejska a Kościół". Ks. Bartnik bezpardonowo zarzuca o. Dostatniemu stronniczość i bezrefleksyjne popieranie integracji europejskiej. Atakuje też redaktora naczelnego, z którym kiedyś współpracował, stosując ulubiony chwyt "Naszego Dziennika", czyli zarzut wspierania Unii Wolności: "Jak wytrawny i doświadczony redaktor naczelny, jakim jest ksiądz prałat Stanisław Tkocz, z którym współpracowałem długo, zanim nie przeszedł na pozycje Unii Wolności, mógł puścić taki głupi i obelżywy dla wielu tekst? Dlaczego nie zastosowano się do wysokiej dyplomacji księdza arcybiskupa Damiana Zimonia, wielkiego duszpasterza Kościoła katolickiego?". Tak jednoznaczne sformułowanie nie wymaga dalszego komentarza.

Ksiądz Bartnik dużo miejsca poświęcił też Karcie Praw Podstawowych UE. Opisując zastrzeżenia Kościoła wobec Karty autor zwracał uwagę na nieuwzględnienie przez Unię propozycji, które mają "być zabezpieczeniem przed mieszaniem religii między sobą przez Unię oraz przed ingerencją władz Unii w wewnętrzne struktury religii i wyznań. Jest to nawiązanie do patrystycznej tezy o konieczności wolności dla kościoła: "libertas Ecclesiae". Jednakże Bruksela na razie nie chce wcale przyjąć tych uzupełnień. Kategoryczny sprzeciw zgłaszają masonerie: francuska, belgijska i angielska, a rządy tych państw są w ich rękach". Bardzo często masoneria jest traktowana na łamach "ND" jako spiskowa organizacja mająca na celu niszczenie Kościoła, stąd użycie tego słowa-klucza, służy wzbudzeniu określonych, negatywnych emocji wokół Karty.

Krytyka Unii Europejskiej nie jest w Naszym Dzienniku ani absolutna, ani bezwzględna. W tym samym artykule ks. Bartnik stwierdza: 
"Integracja Europą Zachodnią dotyczy bardzo wielu płaszczyzn, nie sposób omówić ich wszystkich. Przede wszystkim należy stwierdzić, że najbardziej obiecująca wydaje się - sprawiedliwa - unia gospodarcza, technologiczna i polityczna. [...] Trzeba niezwykłej ostrożności i mądrości, żeby nie stracić polskiej i katolickiej tożsamości. Bowiem bogate centra na Zachodzie tworzą nierzadko nowy świat duchowy, sprzeczny z tradycyjnymi religiami, albo raczej przybierający postać jakiejś nowej religii sekularytycznej czy "religii europejskiej". Tymczasem chrześcijaństwo chce, żeby życie Europy oprzeć na mocnych religiach klasycznych, które, oczywiście, trzeba odrodzić" [ ks. Bartnik Czesław S. "Czy wejście do Unii Europejskiej jest nakazem ewangelicznym?", Nasz Dziennik, 23-26 XII 2000, s.28.]. 

Casus 2: Celtyckie "nie" dla UE

Siódmego czerwca 2001 roku w Irlandii, odbyło się referendum, w którym 529 tysięcy, spośród niecałego miliona głosujących, tj. 54 procent, opowiedziało się przeciwko przyjęciu Traktatu Nicejskiego. Frekwencja wyniosła wówczas 33 procent. Nasz Dziennik dość obszernie komentował to wydarzenie, nader istotne dla procesu integracji europejskiej.

Krzysztof Warecki w całostronicowej analizie "Niepokorni Wyspiarze" [Nasz Dziennik, 20 VI 2001, s.12.], przedstawia możliwe scenariusze działań, w jego przekonaniu niedemokratycznych, które zamierzają podjąć Komisja Europejska i rząd Bertie Aherna, aby zmusić Irlandczyków do "zagłosowania zgodnie z wymogami politycznej poprawności" podczas ponownego referendum. Przywołując wcześniej już podawane przez dziennik wypowiedzi unijnych i irlandzkich polityków autor zapowiada, że "w najbliższym czasie Irlandczycy zostaną poddani zmasowanemu procesowi prania mózgu ("rzetelnemu" informowaniu), któremu towarzyszyć będzie moralny szantaż w postaci obwiniania ich o to, że poprzez swój egoizm skazują na biedę i poniżenie miliony ludzi z Europy Środkowo-Wschodniej, uniemożliwiając im wejście do strefy dobrobytu i stabilności" [Nasz Dziennik, 20 VI 2001, s.12.].

Równie interesujące są dwa teksty opublikowane na ostatniej stronie "Naszego Dziennika" 12 czerwca. W swoim felietonie Mariusz Węgrzyn jednoznacznie porównuje decydentów unijnych do kierownictwa Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego posługując się takimi określeniami jak "komisarz UE ds. rozszerzenia zadekretował w swej nieskończonej mądrości", czy "potwierdził dekret Verheugena swoim wszechwładnym ukazem szef (Gensek?) Komisji Europejskiej Romano Prodi" [Węgrzyn Mariusz "Demokracja socjalistyczna", Nasz Dziennik, 12 VI 2001, s.16]. Do doświadczeń okresu komunizmu odwołuje się także Maciej Nowak w komentarzu "Etat dla Humera". Proponuje on, nader cynicznie, aby jako "europropagandzistów" zatrudnić "wybitnych specjalistów, którzy głosili potrzebę związku z ZSRR" [Nowak M. "Etat dla Humera", Nasz Dziennik, 12 VI 2001, s.16]. Obaj autorzy ewidentnie poruszają strunę resentymentów komunistycznych i aby zniechęcić do Unii przywołują, jako europejskie wzorce, radzieckie metody propagandy i doktrynę ograniczonej suwerenności Breżniewa.

Casus 3: "Wymuszone "YES!"" - drugie referendum w Irlandii

Nasz Dziennik bardzo obszernie i emocjonalnie komentował przyjęcie przez Irlandczyków Traktatu Nicejskiego w drugim referndum. Jeszcze przed głosowaniem redakcja opublikowała dwa listy "do Irlandczyków". Oba autorstwa eurosceptyków, zachęcające obywateli Zielonej Wyspy do głosowania przeciwko traktatowi. Przytoczmy fragment pierwszego z nich, z 15 października, który podpisali posłowie LPR:
"Może to zdziwi Irlandczyków, ale jeżeli Polska zostanie wepchnięta do Unii, będzie jedynie dopłacać do tego "interesu". Czy ktoś Was o tym poinformował? Co Irlandczycy powiedzieliby, przykładowo, na propozycję, aby ich rolnicy otrzymywali tylko 25 procent tych dopłat bezpośrednich do rolnictwa, które otrzymują rolnicy pozostałych krajów Unii? A to właśnie proponują rzekomo "najbardziej przyjaźnie" nastawione do Polski czynniki Unii. Jak sądzicie - co Polacy o tym myślą? Takich przykładów jest niestety zbyt wiele. Tu, w Polsce, eurofanatycy głoszą, iż Irlandia cały swój dobrobyt zawdzięcza Unii Europejskiej, bez której byłaby krajem nędzy. Wy pewnie lepiej od nas wiecie, co o tym sądzić. Nawet, jeżeli Waszym największym irlandzkim marzeniem jest przyjąć Traktat Nicejski, a potem rozszerzyć Unię, to prosimy Was o jedno - abyście tego nie czynili w imię pomocy Polsce!" ["Do naszych przyjaciół Irlandczyków", Nasz Dziennik, 15 X 2002, s.4].

Prawdziwe pomieszanie informacji i publicystyki, z dużą dozą emocji "wybuchło" w Naszym Dzienniku, po ogłoszeniu ostatecznych - korzystnych dla zwolenników przyjęcia traktatu - wyników referendum. "Ulegli propagandzie" to jednoznaczny tytuł na pierwszej stronie wydania z poniedziałku 21 października 2002r. 
"Wielotygodniowa kampania propagandowa, manipulacje wszystkich wpływowych mediów, naciski Brukseli i państw UE okazały się skuteczne. W sobotnim referendum 63 procent Irlandczyków - według ostatecznych wyników - tym razem opowiedziało się za przyjęciem Traktatu Nicejskiego. - To mroczny dzień dla demokracji w Irlandii i Europie - tak wynik głosowania skomentowali przeciwnicy traktatu. Nikt z nich nie ma wątpliwości, że irlandzcy wyborcy ulegli groźbom, presjom i oszustwom ogromnej części sceny politycznej" [Wesołowski P. "Ulegli propagandzie", Nasz Dziennik, 21 X 2002, s.1,7] - tak zaczyna się relacja Piotra Wesołowskiego z Dublina. 

W swojej relacji autor posługuje się słownictwem mającym narzucić skojarzenie irlandzkiej kampanii informacyjnej z metodami propagandy radzieckiej. Warto przywołać jeszcze jeden, dosadny cytat: "Pozytywny wynik drugiego plebiscytu miała zapewnić zmasowana akcja propagandowa z udziałem większości mediów i rządzących partii, obietnice bez pokrycia, strach przed karą ze strony rozgniewanej Brukseli, a przede wszystkim potrzeba umożliwienia przystąpienia do Unii krajom kandydującym" [Wesołowski P. "Ulegli propagandzie", Nasz Dziennik, 21 X 2002, s.1,7].
Ostatnia, bardzo obszerna, analiza wyników referendum i wypowiedzi polityków została zamieszczona w niedzielnym felietonie "Wszedłeś między wrony..." [Jaskólska J.M. "Wszedłeś między wrony...", Nasz Dziennik, 26-27 X 2002, s.19]. Autorka przywołuje optymistyczne wypowiedzi europejskich i polskich polityków, które puentuje odwołując się do doświadczeń Austrii po dojściu do władzy FPOe Joerga Heidera. Sugeruje, że gdyby Irlandczycy po raz drugi odrzucili traktat "Irlandia byłaby czarną owcą i tak jak wtedy Austria szantażowana, straszona sankcjami". Dlatego Jaskólska przedstawia tezę, że "możliwość wyrażania woli przez obywateli to zawracanie głowy, fasada, nic więcej. Decyzja Irlandczyków sprzed roku, którzy jako jedyni ze wspólnoty mieli wyrazić swoją wolę w kwestii rozszerzenia Unii w referendum, nie została uszanowana, od razu zaczęły się kombinacje. Znowu publikowano w Irlandii naciągane sondaże, na szczycie Unii w Sewilli latem br. wydano deklarację zapewniającą Irlandczyków, że przyjęcie Traktatu z Nicei będzie dla nich korzystne" [Jaskólska J.M. "Wszedłeś między wrony...", Nasz Dziennik, 26-27 X 2002, s.19]. 

Tekst "Wszedłeś między wrony..." ilustruje rysunek, na którym do polskiego chłopa zwraca się urzędnik: "Pan komisarz nie tyle o dopłatach, ile o obowiązkowych kontyngentach...". Ten rysunek, jednoznacznie odwołujący się do obowiązkowych kontyngentów żywności z czasów okupacji niemieckiej, chyba najdosadniej podsumowuje stanowisko redakcji "Naszego Dziennika", która swoje poglądy wyraża nie tylko w antyunijnej publicystyce, ale też dopuszcza łamanie zasady bezstronności w tekstach informacyjnych.

Casus 4: holenderska klinika aborcyjna

Niejako w tle sporu o referendum w Irlandii Nasz Dziennik pisał o irlandzkiej walce o ochronę prawa do życia dzieci poczętych. W wydaniu z 11 czerwca 2001 r. pojawia się pierwsza wzmianka o tym, że w połowie czerwca do Irlandii przypłynie statek "Sea Change" - pływająca pod holenderską banderą klinika aborcyjna [KWM "Statek śmierci", Nasz Dziennik, 11 VI 2001, s.5]. W dzienniku z 16-17 czerwca, bezpośrednio po relacją ze szczytu w Goeteborgu, pojawiła się informacja, że "Organizatorzy umieszczonego na statku holenderskiego szpitala aborcyjnego, który przybył do portu w Dublinie w czwartek wieczorem, ze względów prawnych zrezygnowali w piątek z wydawania pigułek wywołujących poronienie" [WP "Zwiną żagle?", Nasz Dziennik, 16-17 VI 2001, s.7]. W tekście pojawiła się również wzmianka o tym, że "w Irlandii zabijanie dzieci nienarodzonych jest w zasadzie nielegalne".

Wątek holenderskiego statku jeszcze dwukrotnie pojawił się w "Naszym Dzienniku". 20 czerwca na pierwszej stronie pojawiła się dość obszerna informacja, że "Aurora" - bo tak nazywa się ten statek - opuściła wybrzeża Irlandii i teraz zamierza płynąć do Polski i Malty, aby "kontynuować krucjatę na rzecz prawnej dopuszczalności aborcji". W artykule pojawia się też wypowiedź przewodniczącej organizacji "Kobiety na falach" Rebeki Gomperts, organizatorki tej akcji, która - jak pisze autor tekstu - "stwierdziła cynicznie, że sama obecność "Aurory" u irlandzkich wybrzeży zwróciła uwagę opinii publicznej na "łamanie praw człowieka wobec kobiet irlandzkich, które nie mogą dokonać aborcji"" [KWM ""Jutrzenka" moralnego upadku", Nasz Dziennik, 20 VI 2001, s.1]. Autor pyta retorycznie o łamanie praw człowieka wobec nienarodzonych dzieci, dodając jednocześnie, że w Irlandii ochrona życia od poczęcia jest wpisana do konstytucji. Do planów "Aurory", odwiedzenia Polski nawiązuje Jan Kowalski w felietonie "Łódka bęc!" [Nasz Dziennik, 30 VI - 1 VII 2001, s.21]. Nasycenie emocjami tego tekstu jest bardzo duże: "U wybrzeży Irlandii pojawił się holenderski statek pasażerski zaadoptowany - przez grupę cwaniaczków bez sumienia, zdegenerowanych lekarzy i zwolenniczek wolnej miłości bez zobowiązań - "na klinikę aborcyjną"". Wyliczając, że na obronę przed Holendrami nie możemy liczyć, ani ze strony jednostek obrony wybrzeża, ani Greenpeace, autor proponuje, aby "poprosić Ruskich z Bałtijska, by jakiś ciężko opancerzony rybacki trawler z ich bazy, płynąc w poszukiwaniu ławic lipcowych śledzi u naszych wód terytorialnych, przez zwykłą nieuwagę obsługi postawił oprócz sieci na łodzie podwodne jeszcze jedną samotną niezidentyfikowaną minę morską na kursie nieproszonych holenderskich gości". Widać, że autorowi nie brak ironii, gdyż Bałtijsk jest bazą wojennej floty rosyjskiej, zaś proponowanie celowego pozostawieniu miny morskiej wydaje się postawą mało chrześcijańską, gdy gazeta chce uchodzić za medium katolickie. 

Podsumowanie

Podsumowując wszystkie wcześniejsze rozważania, należy stwierdzić, że poziom nasycenia informacji, a szczególnie publicystyki Naszego Dziennika, treściami zmierzającymi do wywierania wpływu na poglądy czytelników jest bardzo wysoki. Nasz Dziennik buduje bardzo prosty obraz świata: biało-czarny: źli i dobrzy. Dobrzy to Polacy-katolicy, którzy winni bronić świętej wiary katolickiej, przeciwko której spiskują przede wszystkim: Żydzi, masoni i Unia Europejska, a wspiera ich postkomuna, która "nawróciła się" z posłuszeństwa Moskwie na Brukselę.

Oceniając siłę przekonywania pisma trzeba pamiętać, że znaczną część czytelników stanowią osoby słabo wykształcone, niezbyt dobrze odnajdujące się w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej, wręcz marginalizowane i skazywane na polityczny niebyt.
Według Katarzyny Ignatowicz: "radiu [Maryja - przyp. PM] udało się dotrzeć do ludzi, którzy wcześniej pozostawali na marginesie życia społecznego, czuli się osamotnieni, byli sfrustrowani, bali się nowej rzeczywistości, mieli zły kontakt z otoczeniem, wielu z nich uważano za "dewotów'. Dzięki Radiu Maryja ludzie ci znaleźli się we wspólnocie i przekonali się, że obok są inni w takiej samej sytuacji, podobnie myślący. Policzyli się i zorganizowali. Dowiedzieli się, że to oni mają rację, a reszta świata się myli w ocenie rzeczywistości. Przekonano ich, że mają do spełnienia misję - muszą bronić wiary, kościoła, ojczyzny" [Katarzyna Pokorna-Ignatowicz: Antyunijne imperium ojca Rydzyka. Od Radia Maryja do Telewizji Trwam, Studia Medioznawcze 5 (13) 2003, s.195]. 

To twierdzenie można chyba odnieść także do czytelników Naszego Dziennika, którzy w większości stanowią również audytorium toruńskiego radia. 

Na łamach miesięcznika Rodzina Radia Maryja redakcja Naszego Dziennika reklamuje swoją gazetę hasłem: "WARTO WI(E)DZIEĆ WIĘCEJ" - może faktycznie warto wiedzieć więcej o środowisku Radia Maryja, telewizji Trwam i Naszego Dziennika, aby nie tylko ich krytykować, ale starać się także zrozumieć… 


Artykuł stanowi część referatu "Współczesna propaganda narodowo-katolicka na przykładzie retoryki Naszego Dziennika", wygłoszonego podczas IV Ogólnopolskiego Forum Młodych - "Manipulacja i propaganda polityczna", zorganizowanego przez Koło Młodych Politologów PWSZ w Legnicy.

(c) Rydzyk24.net 2005