Strona główna Grup dyskusyjnych
Pomoc | Zaloguj się
Wiadomość z dyskusji Andrzej Cechowicz
Piszesz do grupy typu Usenet. Wiadomości wysyłane do grupy tego typu będą widoczne dla każdego w internecie.
Twoja odpowiedź nie została jeszcze wysłana.
Opublikowanie postu powiodło się
see_you  
Wyświetl profil
 Więcej opcji 5 Gru 2005, 13:40
Grupy dyskusyjne: pl.soc.polityka
Od: "see_you" <seefiveyou@@gazeta.pl>
Data: Mon, 5 Dec 2005 13:40:47 +0100
Lokalna: Pon 5 Gru 2005 13:40
Temat: Andrzej Cechowicz
Ktos podal linka, ale artykul zasluguje na pelen przedruk.
see_you

Byłem uczniem Ojca Dyrektora
Wojciech Bojanowski 05-12-2005, ostatnia aktualizacja 02-12-2005 17:36

Na szkoleniu: - Musicie uważać na Polską Agencję Prasową. Jeżeli zdarzy się tak, że informacje są niegodne podania,
szukamy innych w "Naszym Dzienniku"

Niektórzy z nas sami nazywają się rydzykantami. Naszym celem jest głoszenie prawdy. Dzień kończymy o 21 wspólną modlitwą
przy figurze Matki Boskiej Fatimskiej: "Uczyń ze mnie posłuszne narzędzie w Twoich dłoniach, o Matko Chrystusa i Matko
Kościoła, dla ratowania dusz ludzkich w Ojczyźnie naszej i w całym świecie. (...) Maryjo, Gwiazdo Ewangelizacji, prowadź
nas, prowadź Radio Maryja, bądź jego Opiekunką".

Anioł Pański

Droga do Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu zaczyna się w kancelarii proboszcza. Trzeba od niego
dostać pozytywną opinię na piśmie. Krok drugi to formularz zgłoszeniowy. Wpisuje się do niego również dane osobowe
wszystkich członków najbliższej rodziny łącznie z ich wykształceniem i miejscem pracy.

Czerwiec. Portier otwiera mi czarną żelazną furtkę. Na placu przed szkołą stoi wysoka rzeźba Chrystusa. Rodzice wachlują
się "Naszymi Dziennikami" i przestępują z nogi na nogę. Ojciec Tadeusz Rydzyk ma ciepłe, miękkie dłonie. Szczerze i
szeroko się uśmiecha. Wita każdego z osobna, poklepuje po plecach, każdego pyta o imię i miejsce zamieszkania. Zapamięta
to i wykorzysta przy nadarzającej się okazji. - No to miał pan długą drogę z tego Śląska, panie Wojtku. Cieszę się, że
pan jest - powie do mnie trzy miesiące później.

Na pytania komisji odpowiadam jako szósty. O literaturze w 20-leciu, o rozbiorach, o manipulacji w mediach.

Trzeci temat jest chyba najważniejszy. Mówię, że inaczej się relacjonuje wojnę iracką w BBC i w Polsce.

- Niedokładnie o to chodzi... - krzywi się dziekan.

Mówię, że różne tytuły sympatyzują z różnymi opcjami politycznymi i że trzeba to brać pod uwagę, czytając.

- No, niedokładnie o to... - naprowadza mnie komisja - ... chodzi bardziej o sprawy takie jak Cimoszewicza, że dostał na
dzień dobry takie wysokie wyniki od skorumpowanych ośrodków badania opinii publicznej. O to, że w mediach specjalnie
przekręca się fakty. Ale będzie się pan o tym jeszcze uczył.

Zdaję. Tak jak wszyscy.

Kolega, który na egzaminie odpowiadał z eutanazji, zdziwił się, gdy pomiędzy drugim i trzecim pytaniem komisja wstała i
zaczęła się modlić. Wybiło południe, to Anioł Pański.

Właściciel wszystkich banków świata

Jestem jednym z około 130 studentów I roku w Szkole ojca Tadeusza Rydzyka. W piątkowy wieczór 30 września 2005 roku za
Toruniem z wylotówki na Bydgoszcz skręcam w lewo i po trzystu metrach widzę Blask Prawdy - kompleks Veritatis Splendor
budowany zaledwie od roku przez ojca Tadeusza Rydzyka.

Wszystko jest tu nowe, błyszczące i jeszcze niemal ciepłe. Schody niewykończone, lampka z napisem "ul. Starotoruńska 3"
miga i bzyczy. Gotowe jest już prawe skrzydło akademika. Na czterech piętrach jest 98 pokoi. Dobre warunki i tanio.
Trójki po 180 zł za osobę na miesiąc, dwójki po 250 zł i kilka jedynek za 500 zł. W jedynce mieszka Obcokrajowiec.

Przed wejściem stoi gospodarz - ojciec Tadeusz Rydzyk. Dla każdego znajdzie chwilę czasu. Rodzice się z nim fotografują.

- Musimy pomodlić się o jeszcze parę milionów, dał tyle, da jeszcze więcej - wzdycha ojciec Tadeusz. - Jeżeli Bóg, który
jest właścicielem wszystkich banków świata, nawet tych żydowskich, ześle nam pieniądze, chłopcy przeprowadzą się już w
grudniu do drugiego budynku naprzeciwko. Dziewczyny zostaną z prawej strony. Pośrodku będą sale wykładowe, pracownie
komputerowe, kaplica, aula, biblioteka, czytelnia, restauracja, sala bilardowa i studio fitness.

Student, I rok (na łóżku): - Pokoje wypasione, a ten gość jest całkiem mądrym kolesiem, tylko się za bardzo przyzwyczaił
do roli Gonza w Kościele.

Studentka, II rok (na korytarzu): - Jest tu jak w Marriotcie, pięknie! Ale media są bardzo nieprzychylne Ojcu.

Student, III rok (w kuchni): - W jakimś toruńskim tygodniku pisali, że

20 milionów to ponoć kosztowało, ale warunki idealne. Dlaczego mu dają? Są po prostu ludzie, którym zależy na
przyszłości kraju, prawdziwi patrioci. To jest tak pomyślane, że tu się kształci ludzi, którzy będą potem coś znaczyć.

Obcokrajowiec

Obcokrajowiec chciałby mieć w życiu: dobre jedzenie, fajną żonę i latać. Wszyscy w Toruniu opowiadają, że na egzamin
wstępny do Rydzyka sam przyleciał samolotem. Obcokrajowiec jest z pochodzenia Polakiem, ale wychował się na południu
Europy. Jego tata jest profesorem na zagranicznym uniwersytecie i słucha Radia Maryja, bo chce wiedzieć, co się w Polsce
dzieje. Wysłał syna na studia do Polski, żeby "obcował z ambitnymi ludźmi i wyrósł na dobrego człowieka". - W akademiku
w szkole lotniczej zalałem gaśnicą całe piętro. Super było - opowiada mi, pokazując na komputerze film ze swojego
samodzielnego przelotu nad domem mieszkającej w Polsce babci. - U Rydzyka nic nie rozwalę - zapewnia - bo moja babcia
też daje na Radio po 200 złotych.

Wie, że musi szanować akademik, bo - jak mówi - składały się na niego stare babki.

Po Papieżu - kapłan z Torunia

Na inaugurację roku akademickiego w Szkole, która, według słów pani prorektor, "ma kształcić ludzi silnych i odważnych -
nie chwasty", przyjechali goście z całego świata. Są cztery kamery, a wszystko można obejrzeć na żywo w Telewizji Trwam.

Witold Tomczak, eurodeputowany z LPR, przygotował przemówienie: - Ty najbardziej, ojcze Tadeuszu, znasz cenę
ewangelicznego nastawania w porę i nie w porę, mówienia "tak, tak - nie, nie". Na ten głos sumienia ataki zapewne nie
ustaną. Oszczercy bowiem dobrze wiedzą, że po nieodżałowanej śmierci Papieża Polaka w Polsce pozostał jeszcze jeden
szczególny jej obrońca: Maryjny Kapłan z Torunia.

Poseł Tomczak zachęca: - Musimy podtrzymać jego ramiona, każdy według własnych możliwości.

Hip-hop, dwa mercedesy i "Wiedźmin"

Stoimy w kolejce do dziekanatu po legitymacje.

Pierwszy student w kolejce słucha hip-hopu i przez dwa lata studiował stosunki międzynarodowe, ale mama co roku go
prosiła, żeby spróbował zdać do ojca Rydzyka.

Inny chłopak oblał egzamin z Egiptu na archeologii w Krakowie; aż się wtedy popłakał. To była jego życiowa pasja, ale
nie mógł się dogadać z profesorem.

Dalej stoi dziewczyna po katolickim liceum. Radzi nam, co robić (- Najważniejsze, żeby dobrze żyć z portierem, to
otwiera wiele drzwi). Jej tata ma dwa mercedesy - dużego i małego.

Obok niej organista - fan Sapkowskiego - zastanawia się, czy ktoś się przyczepi do jego plakatu z "Wiedźmina"
powieszonego na drzwiach.

Chłopak za mną, z zegarkiem po dziadku na ręku, boi się, że niedługo nawet barmanowi będzie mówił szczęść Boże.

Studentka I roku (w drodze do akademika): - Jakoś tak nas ciotka wciągnęła. Tata jeździ w długie trasy, a to Radio go
wycisza. I z Radia się dowiedziałam o Szkole. Na początku wydawało się, że to same modły tylko będą, ale teraz widzimy,
że są też ciekawe audycje.

- Gdzie byś chciała pracować po Szkole? - pytam.

- Nie chciałabym. Kobieta powinna w domu siedzieć. Bo teraz wszystkie dziewczyny takie zabiegane - to tu, to tam, i
nawet nie zdążą posprzątać. Może to głupie myślenie, ale ja tak mam.

Semestr nauki na studiach dziennych kosztuje 1600 złotych. Kolega z mojego piętra płaci połowę sam, połowę płacą mu
rodzice. Zarobił, rozwożąc wodę mineralną. Studentka z I roku zarobiła na całość, sprzedając w wakacje albumy o Papieżu.
Student, którego podwożę do centrum, nie dostał się na Uniwersytet Adama Mickiewicza, bo "panują tam komunistyczne
metody i jak nie dasz w łapę, to nie przechodzisz", a jego mama "cały czas by tylko siedziała w kościele i się modliła,
żeby tylko jakoś starczyło".

Najbiedniejszym studentom uczelnia zapewnia stypendia socjalne.

Tadeusz, nie darują ci

- Jeszcze Polska nie zginęła! - wita nas w auli Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej ojciec Tadeusz Rydzyk.
Cieszy się. Jest u niego tylu wspaniałych ludzi. Zebrani też się cieszą. W pierwszym dniu nauki mamy z ojcem Tadeuszem
spotkanie organizacyjne.

Na początek przypowieść: - Jeden Żyd jest tak inteligentny, że sprzeda piętnastu katolików. Jeden Grek ma tyle sprytu,
że sprzeda piętnastu Żydów, a jeden Ormianin jest taki chytry, że sprzeda piętnastu Greków. Żebyśmy przeżyli, musimy być
lepsi od piętnastu Ormian - puentuje ojciec Tadeusz. - Zaraz powiedzą, że jestem antysemitą, ale ja nie jestem. Kocham
wszystkich ludzi w Polsce.

Na scenie pojawia się dwóch studentów III roku wywołanych przez Ojca Dyrektora. Pierwszy w wakacje pracował w
Warszawskim Ośrodku Telewizji Trwam i w "Naszym Dzienniku". Dotykał wszystkiego z bliska. Drugi był operatorem w Sejmie,
obserwował na własne oczy wybory prezydenckie, odwiedzał sądy i inne instytucje. Opowiada, że nawet Jaruzelskiego
kamerował.

- By coś dobrego zrobić, trzeba się pchać. Kulturalnie, ale się pchać - zachęca, rozkładając szeroko łokcie, ojciec
Tadeusz. - Michnik jak się jąka, Urban jak wygląda, a takie kariery porobili. Wy też możecie! Ale na tych, co są wysoko,
to się pioruny walą.

Tłumaczy: - Nie darują nam wolnych mediów. Nikomu to nie jest na rękę.

Nawet Papież mu to powiedział: "Tadeusz, nie darują ci".

- Wiele razy tak mówił. Kiedyś Ojciec Święty miał już wychodzić z Sali Klementyńskiej, ale się wraca i pyta: "No i jak?
Tylko się nie daj!" - Tadeusz Rydzyk robi zaciśniętą pięścią gest taki jak Sąsiedzi na koniec odcinka w czeskiej bajce.
Mówi, że był u Papieża ponad 50 razy. Wie o nim bardzo dużo i często opowiada nam anegdotki z prywatnych audiencji, na
które nikt z zewnątrz nie ma wstępu.

16.10 Porady medyczne oo. bonifratrów

Ołtarz jest na kółkach i kiedy stoi nieużywany przy ścianie, leży na nim kartka: "Uwaga, to jest ołtarz, proszę nic na
nim nie stawiać, nie pisać na nim i niczego nie odkładać". W auli odbywają się bowiem zarówno wykłady, jak i msze
święte.

Dzisiaj na środku stoi biurko, też na kółkach. Siedzą za nim pani dziekan i pani dyrektor do spraw administracyjnych.
Prowadzą przesłuchanie, ale nie prokuratorskie, jak same uspokajają. I tak jest nerwowo, bo to "emisja głosu" - test,
który przechodzą w pierwszym tygodniu wszyscy studenci I roku. Jesteśmy podzieleni na grupy - przesłuchanie trwa prawie
cały dzień. Dostajemy kartki odbite na ksero. Są trzy rodzaje: wiersze, ramówki Telewizji Trwam i krótkie tekściki z
"Naszego Dziennika".

Czytam:

"14:30 Rozmowy niedokończone: Rolnictwo ekologiczne szansą dla polskiej wsi

16:00 Serwis informacyjny

16.10 Porady medyczne oo. bonifratrów: Miażdżyca...".

Panie mówią, że za szybko, i czytam drugi raz. Staram się jak Tomasz Lis. Panie dziękują. Dziewczyny mówią, że fajnie,
ale nie dostaję się na wywieszoną dwa dni później listę Najlepszych Dziesięciu. Oni najszybciej zaczną prace przy
mikrofonie w Radiu Maryja. Poinformowane źródła mówią, że jestem w drugiej dziesiątce.

Głośnik I

Wieczorem szukamy w pokoju śrubokrętu. Na ścianie wisi kremowy głośnik, przez który nigdy nic nie leciało. Dziwnie cyka
w nocy.

Boa i Biblia Szatana

Prorektor dr Łucja Łukaszewicz mówi o sobie, że jest wężem boa.

Ojciec Rektor mówi o niej, że nie ma nikogo tak oddanego sprawie: - Wkłada w pracę całe swoje serce, a zarabia mniej niż
4 zł za godzinę. Część pieniędzy oddaje innym.

Inni mówią, że trzeba się do niej przyzwyczaić i uważać. Na czym polega bycie wężem boa, tłumaczy na korytarzu
rodzicom: - Jak córka będzie spała, przyjdę i powiem jej, co o niej myślę. Państwu też powiem.

Rodzice nie pytają, dlaczego zamierza nękać ich córkę podczas snu.

Z okazji inauguracji roku akademickiego prorektor opublikowała w "Naszym Dzienniku" modlitwę:

"Wezwałeś mnie, Panie, do uczenia.

Sama niewiele mogę.

Pukam do Ciebie natarczywie.

Bądź skrzydłem, które chroni młodzież przed kłamliwymi świadkami.

Wywróć bramy podejrzeń, nieufności.

Bądź skrzydłem wszystkich ich lotów.

Niech ich mowa będzie ołowianym gobelinem słów".

Prorektor Łukaszewicz pilnuje porządku. Kiedy miarka się przebierze, Boa zaczyna działać. Dzwoniła już do rodziców
dziewczyny z III roku, żeby zapytać, czy wiedzą, że ich pociecha spotyka się z chłopakiem. - Nie wolno się na terenie
uczelni całować, trzymać za rękę i przytulać - opowiada koleżanka. - Wytłumaczyła nam, że szkoła to nie miejsce na takie
wybryki.

Studentka III roku: - Stałam kiedyś na przystanku przytulona do chłopaka. Akurat ze szkoły wychodzi ojciec Rydzyk. "Kupa
mięsa z hormonami" - usłyszeliśmy.

W wywiadzie z Ojcem Dyrektorem przeprowadzonym przez Stanisława Krajskiego, który czytam do poduszki, znajduję
rozwinięcie tej myśli: "Kochać to nie znaczy róbta, co chceta. Dla propagujących to hasło nie ma żadnej zasady, nie ma
miłości, tylko są góry mięsa z hormonami".

Prorektor jest panną i mieszka razem z kotką w mieszkaniu w bloku, tam, gdzie większość pracowników Szkoły i Telewizji
Trwam. Chodzi w szarej plisowanej spódnicy. Po pierwszym tygodniu jest przekonana, że po akademiku krąży Biblia Szatana.

Głośnik II

W głośniku nie ma podsłuchu. Ale I rok nadal jest nieufny: - Skąd Boa tyle wie? Że byliśmy na dyskotece w czwartek, że
wracaliśmy taksówkami nad ranem? Obcokrajowiec uczy się słowa "konfidenci".

Słoiki z kompotem truskawkowym

Na żółtym budynku przy ulicy św. Józefa wymalowany jest kilkumetrowy wizerunek Matki Boskiej osłaniającej dłońmi
satelitę.

Gdy przekroczyłem próg siedziby Radia Maryja, poczułem się jak w domu. Starsza pani powitała mnie uśmiechem, jest ciepło
i przytulnie. Od razu pojawia się jednak typowy dla domu problem. Nie mam kapci. Obiecuję się poprawić. Przypinam sobie
pomarańczową plakietkę "Praktykant Radia Maryja".

Sercem Radia jest kaplica na parterze, można się w niej modlić przy obrazie namalowanym przez krewną autora kopii
wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej, która peregrynuje po Polsce. W większości studiów i reżyserek stoją figury
Matki Boskiej Fatimskiej, takie same jak w Szkole i w akademiku.

Szara elektroniczna karta otwiera mi wszystkie drzwi. Mijam dwie palmy i drzwi z napisem: "Proszę uprzejmie zapukać,
wejść po usłyszeniu >proszę < lub >Ave Maria <".

Docieram do newsroomu. Siedzi w nim chłopak w góralskich kapciach. Posługuje w Radiu od dwu i pół roku, zajmuje się
stroną internetową i praktykantami. Mówi, że za wypłatę da się wyżyć. Ale niedługo będzie musiał założyć swoją firmę i
to ona będzie świadczyła Radiu usługi. - Większość ludzi pracuje tu na takich zasadach - opowiada. - Jest też oczywiście
wielu wolontariuszy, między innymi panie na portierni. No i studenci.

Dziewczyna z redakcji informacyjnej tłumaczy mi: - Słuchasz i przepisujesz, spacją zatrzymujesz. Powodzenia.

Zakładam słuchawki. Zaczyna się tak: "...Mąż jest niepijący, niepalący, bardzo zacny człowiek. Jeszcze nawet hantle
stoją w tyle za fotelem, jeszcze mój małżonek hantlami wieczorem się gimnastykuje...".

Jestem na 16. stronie. 57. minuta nagrania. Całe nagranie ma 2 godziny i

5 minut. Archiwizuję "Audycję dla małżonków i rodziców" z 8 lutego 2005. Efekt mojej pracy będzie można zobaczyć w
internecie.

"...lecz niestety: w dniu tłustego czwartku został potrącony przez samochód. I to już po raz drugi. Trzy lata temu
został potrącony 200 metrów od naszego domu...".

- Tu uszy nieraz bolą od tych słuchawek - przerywa mi koleżanka.

- A ile się przepisuje całą audycję? - pytam.

- Nieraz cały tydzień. Jak byłam na praktykach przez wakacje, to przepisałam jedną całą i zaczęłam drugą.

- A w ciągu jednej czterogodzinnej wachty ile przepisujesz?

- Z 10 minut audycji, ale jest różnie.

- I czy to jest fajne?

- Może być.

Ja przepisałem w sumie 30 minut, ale miałem jedną piosenkę, więc mniej roboty.

Po trzech godzinach pojawia się pan w koszuli w kratkę i zwykłych kapciach. Pyta mnie o tego w góralskich, który się mną
opiekuje. We trzech przenosimy z piwnicy Radia Maryja regał i dużą, srebrną, zamykaną na klucz lodówkę firmy Zanussi dwa
piętra wyżej. W piwnicy jest jeszcze bardziej domowo. Są kiszone ogórki, ziemniaki, kasza i cały regał słoików z
kompotem truskawkowym.

Olejnik zawsze zaprasza Olejniczaka

- Tutaj się nauczycie wszystkiego - zagaduje mnie w kuchni przy zupce chińskiej starszy student - pracy przy konsolecie,
przy mikrofonie. Dostaniecie kamery po 16 tysięcy, żeby pojechać, zrobić sondę, pod tym względem jest świetnie.
Sprawdzał podobno kiedyś ktoś, że żeby się dostać na tygodniowe praktyki w TVP, potrzeba 16 tysięcy, albo nie wiem, może
18.

- Jak, trzeba?

- No zapłacić, a siedzi się w jednym pokoju i przekłada papiery. Nic się nie można nauczyć.

- Tu można?

- To jest dobre o tyle, że otwiera oczy na wiele rzeczy. Tego się nie zauważa, ale jest bardzo dużo manipulacji w
mediach. Jak jest debata w "Jedynce", to zawsze podsumowuje ktoś z Platformy albo z SLD. A Olejnik zawsze zaprasza tylko
Olejniczaka i innych, to samo z ekspertami, których się prosi o komentarz.

- Olejnik różnych zaprasza.

- To prawda, ale wygląda to stronniczo bardzo. Tu można czytać różne tygodniki, "Politykę" i inne, "Wyborczą", ale fakty
się tam często podaje nie z agencji, niesprawdzone, mało rzetelne. A "Nasz Dziennik" o wiele większą przykłada do tego
wagę. Tam czyta się prawdę. Chodzi o to, żeby wychować dziennikarzy, ludzi, którzy chcą głosić Prawdę.

Umysł jeszcze nieukształtowany

W bibliotece jest większość opiniotwórczych dzienników i tygodników. Na półce stoi jednak książka, której nie można
wypożyczyć, ale nie dlatego, że jest tylko jeden egzemplarz. Przekonuje się o tym student I roku, który znajduje na
półce "Czarnoksiężników Hitlera". Dowiaduje się od bibliotekarki, że jego umysł nie jest jeszcze ukształtowany i książka
może mu poważnie zaszkodzić. Zostawił ją w bibliotece profesor i tylko on może do niej zaglądać.

Nie znajdziesz kobiety

W pokojach na trzecim piętrze dziewczyny prasują kolegom komże na niedzielę. Do mszy służą rotacyjnie poszczególne
roczniki.

Na pierwszym piętrze chłopcy oglądają zdjęcia z Taizé i Kolonii.

Zdarzało się, że chłopcy oglądali w internecie zdjęcia pornograficzne, ale to się skończyło. Po kilku dniach internet
został zablokowany. Najdotkliwiej przekonała się o tym chyba dziewczyna pisząca pracę licencjacką o kobiecie upadłej.
Wyszukiwarka nie pokaże jej już żadnych stron ze słowami "kobieta" i "dziewczyna".

Wieczorem jeden z ojców redemptorystów zagląda do lodówek w pokojach. - Żeby mieć pewność, że dobrze chłodzą - tłumaczy.

W pokoju Obcokrajowca trwa dialog międzykulturowy. Żubrówka, malibu, wino i kilka piw. Przerywa go niespodziewanie
ojciec Waldemar - duszpasterz akademicki. Wyczuwa na korytarzu dym i rekwiruje alkohol wart

80 złotych.

Ojciec jest jak starszy brat. Odwiedza nas czasem wieczorem i opowiada o dziennikarstwie. Ma niski głos, którego dobrze
się słucha. Kiedyś zostawił u kolegi na biurku kartkę: "Nieporządek wokół Ciebie świadczy o nieporządku w Tobie". Zanim
tamten wrócił z weekendu ktoś dopisał na dole: "i chuj?".

Obcokrajowiec nic nie rozumie: - Chciałem księdzu powiedzieć, że na pierwszych zajęciach z katolickiej nauki społecznej
dowiedziałem się z encykliki "Rerum novarum", że Kościół chroni własność prywatną - mówi przy łazience. - Nie wiem,
dlaczego o dwunastej w nocy Kościół wchodzi do mojego zamkniętego od wewnątrz pokoju i zabiera mi moją własność.

Strużki na policzkach Leppera

Miałem już wcześniej kontakt z radiem, więc razem z Obcokrajowcem i kilkoma innymi osobami uczestniczę w szkoleniu dla
bardziej zaawansowanych pracowników redakcji informacyjnej.

- Będziemy wspólnie opracowywać 11 serwisów informacyjnych dziennie. Będziemy tworzyć niezależne media, w których nie
będziemy bać się mówić prawdę! - zapowiada ojciec Waldemar. - Musicie uważać na PAP - dorzuca. - Czasem podaje tylko,
dokąd jeżdżą komuniści albo gdzie się modliła żona Kwaśniewskiego. U nas panuje zasada SMS: sens - muzyka - sens. Dla
nas najważniejsza jest treść. Jeżeli zdarzy się tak, że informacje są niegodne podania, szukamy innych w "Naszym
Dzienniku". Do dyspozycji mamy też korespondentów z całego świata, między innymi Lyon, Madryt i Rzym.

Notuję: 1. Mieć oczy szeroko otwarte. 2. Czytać między wierszami. 3. Być czujnym.

- Jeżeli ktoś puści mi nie taką informację, to ja sam podam go do sądu, wyrzucę z Radia i ze Szkoły - ostrzega ojciec
Waldemar. - Napiszę o nim w gazetach i skażę na śmierć cywilną. Radio staje się coraz bardziej wiarygodne, ludzie
poznają się na prawdzie.

Ojciec podaje nam kolejny w tym tygodniu przykład kłamstwa: - Wczoraj był w Radiu Lepper. Wyjechał o 23.00, a wszyscy
dziś piszą o nocnym spotkaniu w Radiu Maryja.

- Tak dzwonił, tak się chciał umawiać, że w końcu się zgodziłem - tłumaczy nam następnego dnia podczas Apelu
Jasnogórskiego ojciec Tadeusz. - Musiałem z nim jednak szczerze porozmawiać. Przewodniczący to dobry człowiek. Opowiadał
mi, że od szóstego roku życia przyjmował regularnie komunię świętą, a jego matka była głęboko wierząca. Na koniec
rozmowy, ściszonym głosem: - Kiedy przewodniczący Lepper dostał ode mnie kopię obrazu Matki Boskiej Nieustającej Pomocy,
po jego policzkach pociekły dwie takie strużki.

Taki sam obraz dostał Jarosław Kaczyński.

Na koniec szkolenia czytamy wskazówkę odnośnie do redagowania newsów: "Uważa", "myśli", "jego zdaniem" są wynikiem
postmodernistycznych trendów relatywizujących prawdę i są często podawane w PAP i KAI. Prawda jest jedna i niezależna od
czyjegoś zdania i opinii. Dlatego należy rzetelnie podawać informacje, używając słów "stwierdził", "powiedział", "mówi".

W archiwum Radia Maryja na trzecim piętrze przechowuje się 19 tysięcy wycinków prasowych. We wszystkich pisze się o
Radiu Maryja. Głównie źle. Ojciec Waldemar żartuje, że najwięcej o Radiu można się dowiedzieć z "Rzeczpospolitej" i
"Gazety Wyborczej". Wyliczył, że w tej ostatniej teksty o Radiu pojawiają się średnio co 1,5 dnia.

Wychodząc, mijam na ścianie ogłoszenie: "Dla wszystkich posługujących w Radiu Maryja: Podczas Apelu Jasnogórskiego
przyjmujemy postawę stojącą i poprzez modlitwę łączymy się z duchową stolicą Polski".

Z Kobylańskim po Ameryce

We wtorek o 21.30 na mszy w holu akademika: - W rzece pływają różne ryby - zaczyna kazanie ojciec Tadeusz Rydzyk. -
Słabe i śnięte ryby płyną z prądem. Tylko te najsilniejsze płyną pod prąd, w górę rzeki. Płyną do jej źródła, a tym
źródłem jest prawda.

W środę spotykam dwóch studentów II roku, którzy pakują do firmowej skody octavii dwa statywy, komplet oświetlenia i
dwie kamery. Mają poważne miny. Jadą na firmowej benzynie do Poznania robić dla Telewizji Trwam materiał o zdrowym
odżywianiu. Sami wymyślili temat, napisali scenariusz i sami nakręcą zdjęcia.

Studentka III roku (w holu Radia Maryja): - Trzeba się wkręcać we wszystko, jak się tylko da. Do Telewizji cały czas
potrzeba ludzi. Kolega z filmówki z Łodzi pierwszy raz po IV roku

dotykał kamery. Tu wszyscy już na I roku sami realizujemy programy, montujemy, zbieramy materiały z Reutersa.

Studentka II roku (przy kawie): - Właśnie dlatego warto było przyjść do tej szkoły. Co roku ktoś jedzie za darmo na dwa
tygodnie do Urugwaju. Jest taki sponsor Radia - Kobylański. Bierze zawsze jedną osobę i zwiedza z nią całą Amerykę
Południową. Jak na gościnne wykłady przyjeżdżają profesorowie z zagranicy, to też biorą studentów ze sobą. Ostatnio do
Oslo i Zurychu. Jest poseł Witold Tomczak i posłanka Urszula Krupa z Parlamentu Europejskiego i inni posłowie w Polsce i
oni zapraszają naszych studentów na praktyki. Nigdzie nie znajdziesz takich możliwości.

Student I roku (w swoim pokoju): - Nie przeszedłem sprawdzianu emisji głosu, ale jak poprowadziłem różaniec, to babki z
recepcji były pod wrażeniem. Wiem, że mogę się tu rozwijać. Liczy na mnie cała rodzina, ale bardziej to mi zależy, żeby
udowodnić wszystkim zazdrosnym kolegom, że coś zrobię. Nie wstydzę się pracować w Trwamie.

Ojciec Tadeusz (w auli): - To są wszystko wspaniałe dzieła, które wy sami tworzycie. Jak się wciągniecie, nie będziecie
mieli czasu wyprać skarpetek.

W ciągu trzech lat studenci odbywają przynajmniej 600 godzin praktyk. Pracują w Parlamencie Europejskim, Sejmie,
redakcjach "Naszego Dziennika", "Źródła" i "Niedzieli", przede wszystkim jednak w Telewizji Trwam i Radiu Maryja.

Student I roku poprowadził już swój pierwszy własny program w Telewizji. Mówi, że Polsat i TVN też muszą to oglądać,
żeby wiedzieć, co się dzieje. Może go zauważą i zaproponują pracę, jak sobie będzie dobrze radził. Jak nie, zostanie tu.

Wytrawni rydzykanci mają w pokojach po kilkanaście plakietek i akredytacji z wydarzeń i uroczystości, które medialnie
obsługiwali.

Ganiać tych z TVN-u

Stacja TVN nie jest lubiana. Boimy się jej. Kadra co jakiś czas przypomina, my się uczymy. TVN chce zniszczyć Radio
Maryja, nie można im na to pozwolić. W niedzielę 2 października w programie "Uwaga!" TVN pokazuje materiał o Radiu
Maryja i ojcu Rydzyku. Ojcu zarzucano w nim głównie niejawność finansów Radia, a Szkole nieprofesjonalną kadrę.

Student, I rok: - Pewnie przez to, że Śmigłemu-Rydzowi za dobrze idzie, tak go atakują. Nikt nie chce, żeby ksiądz miał
w Polsce taką pozycję.

Student, II rok: - Mówią, że Rydzyk manipuluje. Dobry jest, jako jedyny ma odwagę mówić prawdę. Dobrze wie, kto kradnie,
a oni się tego boją.

Studentka, III rok: - Niedługo nas będą palcami wytykać. Nie przejmujcie się tym. Będziecie mieli filozofię, logikę,
pedagogikę mass mediów. To są narzędzia, którymi będziecie umieli rozszyfrować wszystkie sztuczki i mechanizmy
manipulacji. Na początku aż się oczy przeciera ze zdziwienia. To rodzaj szoku. Potem widzi się o wiele więcej - nawet w
zwykłych wiadomościach. Wszędzie. Nauczą cię odpierać ataki takich szuj. Ta szkoła daje unikatową możliwość
kształtowania się w prawdzie.

Prorektor (po wykładzie): - Ganiać tych z TVN-u, bo przychodzą, pytają, czy się jest z akademika zadowolonym, wy
mówicie, że tak, a oni puszczą tak zmontowane, że wyjdzie, że nie. Lepiej nic nie mówić.

Golf "szóstka"

Tadeusz Rydzyk jeździ zielonym golfem. - To niesamowita historia, pewnie nie uwierzycie - opowiada nam na parkingu przed
szkołą - dostaliśmy ten samochód od człowieka, który przyszedł do mnie kiedyś po tym, jak opuściła go żona. Całe życie
mu się zawaliło. Dałem mu różaniec i kazałem się modlić. Po jakimś czasie ten człowiek wygrał "szóstkę" w totka. I ten
samochód nam kupił.

Zielony golf zajeżdża często pod akademik. Ojciec oprowadza gości i sponsorów, zagląda do pokojów, zagaduje.

Na wszelki wypadek

Do pokojów puka się szyfrem. Wpuszcza się swoich. Zanim komuś da się fajkę, trzeba się pytającemu dobrze przyjrzeć.

- Jak na mieście ktoś pyta, jak jest w Szkole, lepiej nie narzekać - radzi kolega.

- Dlaczego?

- Na wszelki wypadek.

Jak lew

Minął tydzień w Szkole ojca Rydzyka. Niebieskooka studentka I roku mówi mi, że odchodzi. Opowiada, że w weekend
przyjechał do niej chłopak, bał się, że w Rydzykowni piorą mózgi. Pokłócili się. - Tak zaczęłam bronić tego wszystkiego,
jak lew, że wszędzie kłamią, manipulują, boją się, bo my tu wiemy, kto kradnie. Nagle sama się przestraszyłam tego, co
mówię. W pokoju mam dwie dziewczyny z II roku, co cały czas słuchają Radia Maryja. Na pierwszym roku też zastanawiały
się mocno, czy nie odejść, były bardzo sceptycznie do wszystkiego nastawione. Ale teraz weszły w to na całego.

Studenci starszych lat są wobec nas nieufni. Od dziewczyny z II roku dowiaduję się, że nie podoba im się, że niektórzy
przeklinają.

To, z którego roku jest student, można łatwo rozpoznać po tym, jak mówi o ojcu Rydzyku. Na I roku: Śmigły, Smardzyk,
TeDe lub po prostu Rydzyk. Rok II i III mówi o "ojcu" lub "ojcu Tadeuszu".

Kultura medialna i taniec towarzyski

Tydzień trwa tutaj od wtorku do piątku lub od wtorku do soboty, to zależy. Co dwa tygodnie z różnych ośrodków
akademickich przyjeżdżają profesorowie. Można spotkać profesorów KUL: Piotra Jaroszyńskiego, Henryka Kieresia,
eurodeputowanego Mirosława Piotrowskiego i byłego posła Jana Łopuszańskiego, który wykłada międzynarodowe stosunki
polityczne i gospodarcze.

Po trzech latach nauki otrzymuje się stopień naukowy licencjata. Jeżeli zbierze się więcej profesorów, ruszą studia
uzupełniające magisterskie.

Obecność na wszystkich zajęciach jest obowiązkowa, listy są wprowadzane do komputera, by zawsze można było sprawdzić,
kogo kiedy nie było. Na zajęciach z angielskiego analizujemy oprócz podręcznika żywoty świętych i historię Kościoła. Na
niemieckim pani profesor wita nas "Grüss Gott!".

Pytam starszego kolegę, czy z profesurą można dyskutować. - Można, ale to tak, jakbyś jeździł gołą dupą po nieheblowanej
desce. To są przecież doktorzy, profesorowie, oni mają wszystko w głowie!

Postrachem I roku jest ksiądz Wiesław Różański. Wymagający i surowy. Prowadzi ćwiczenia i wykłady z katolickiej nauki
społecznej. To na jego zajęciach Obcokrajowiec przeczytał encyklikę Leona XIII. II rok radzi się przykładać. Zaliczyć
jest trudno.

Program pierwszego semestru uzupełniają: socjologia, retoryka, filozofia, historia powszechna, pedagogika, podstawy
informatyki i kultura medialna - przedmiot prowadzony przez ojca Rydzyka. Korzysta się na nim z książki biskupa Adama
Lepy. Przedmiot ma uwrażliwić na manipulację, jaka dokonuje się w mediach, otwiera oczy. - Kiedy polityka chcemy pokazać
ze złej strony, wystarczy wybrać niekorzystne tło - opowiada mi starszy kolega, który zaliczył na czwórkę - albo
sfilmować jego głowę z wianuszkiem mikrofonów wkoło. Źle to wygląda.

Zamiast wychowania fizycznego od tego roku wprowadzono taniec towarzyski, "żeby przyszłe elity umiały odpowiednio się
zachować".

Posługa przy kamerze

Człowiek w szarej kamizelce z mnóstwem kieszeni to pan Andrzej. Przez wiele lat pracował w TVP. Jak zdradza prorektor,
to najdroższy pracownik szkoły, za dzień pracy dostaje 500 złotych. Pan Andrzej uczy nas, jak ustawiać światło, i
opowiada o kamerze. Przygotowujemy prowizoryczne studio i przeprowadzamy casting na spikera. Siadam, dwie lampy świecą
mi w oczy, czytam z tablicy napisany kredą tekst: "Serdecznie witamy i pozdrawiamy wszystkich widzów. Zapraszamy na
cykliczną audycję >U babci Lusi <. Gościem będzie pani prof. dr hab. Katarzyna Kwiatkowska".

Ojciec Piotr ze srebrnymi spinkami w mankietach ogłasza, że dla najlepszych zorganizowany zostanie kurs. W Telewizji
Trwam jest teraz na spikerów duże zapotrzebowanie. Ci, którzy źle wypadli, nie martwią się. W poniedziałek 16
października będzie spotkanie dla chętnych do posługi przy kamerze.

Tatra

Obcokrajowiec uważa, że Szkoła za bardzo ingeruje w jego życie prywatne. Kiedy przy płocie szkoły pije z puszki piwo
Tatra, podchodzi do niego dziekan i wyrzuca go za to ze Szkoły. Po raz pierwszy.

Arabowie

Student, I rok (nad Wisłą): - Trwam to beznadzieja, wygląda jak u jakichś Arabów. Musimy się zdobyć na odwagę i im to
powiedzieć. Bo tylko powieszą szmatę i zaświecą lampy jak na dyskotece i ktoś gada. To jest za mało dynamiczne, my
musimy tam wejść i to rozruszać, tak, żeby się to dało oglądać.

W przerwie między zajęciami ojciec Tadeusz oprowadza studentów po studiu, które zbudował za, jak wyliczyły mu gazety, 8
milionów złotych. Studio ma 500 metrów kwadratowych. Są w nim osobne reżyserki dla dźwięku i obrazu. Najlepszy sprzęt na
świecie.

Ojciec Tadeusz Rydzyk: - Przepraszam was bardzo, że to studio jest takie skromne, przepraszam. Mam jednak nadzieję, że
to nie koniec, w planie są jeszcze dwa studia. Mniejsze.

Telewizja Trwam działa od czerwca 2003 roku. Program można oglądać w kablówkach, przez satelitę i w internecie. Przez
całą dobę. Na całym świecie.

Dyszel w głowie

Jednym z pierwszych programów emitowanych z nowego studia jest "Kalejdoskop młodych" - program dla młodzieży robiony
przez studentów szkoły i reklamowany: "Rozmawiamy na każdy temat".

Wszyscy mają makijaż, nie wolno go zmywać wodą, bo się niszczy skóra. Najdokładniejszy mają prowadzący. Inni mają
średni.

Pan z reżyserki: - Pamiętajcie, żeby mówić profesor Kaczyński i magister Tusk. Pamiętajcie o zawyżonej frekwencji.
Pamiętajcie o dziadku w Wehrmachcie.

Światła gasną, zaczyna się. - Czy to, co oglądamy na ekranach telewizorów, to komunikowanie czy manipulacja? - pytają
retorycznie prowadzący.

Studenci:

- Większość mediów jest w rękach wydawców z Niemiec. Tusk ma poparcie wśród finansjery - wielkich wydawnictw, jak Agora.

- Mówiło się o maybachu ojca Rydzyka. Wszyscy wiemy, że to kłamstwo. Nikt tego nie prostował, nie odwoływał. Ludzie
dalej w to wierzą.

- Spójrzcie - prezydent prowadzi politykę zagraniczną: Tusk to antypolskość, ukłon w stronę Niemiec. Będziemy wschodnim
landem Niemiec.

- Dla mnie jest irytujące to, co przedstawia pan Tusk, bo jest za aborcją, eutanazją i komunizmem.

Prowadzący: - Mamy gościa, na linii Stanisław Michalkiewicz.

Michalkiewicz: - Najważniejszym narzędziem propagandy są media. Media robiły wszystko, by wbić ludziom do głowy, kto
wygra w tych wyborach.

Telewizja przetrenowała te techniki wiosną tego roku, przy okazji śmierci Jana Pawła II. Sprawdzono, jak można wpływać
na wielkie masy ludzi. Był w tym ukryty cel.

Dzwoni pani Elżbieta: - Trzeba mieć dyszel w głowie i oddać głos na prawicę. I być z Polską!

Do bitu

Obcokrajowiec po rozmowie z ojcem Tadeuszem Rydzykiem nie zostaje wydalony. Ma się poprawić. Po kilkanaście minut
dziennie puka do niego kierownik akademika, żeby ściszyć muzykę. Obcokrajowcowi to nie przeszkadza, pod warunkiem że
kierownik puka do bitu.

Telefon dzwoni u babci

U mojej babci zadzwonił telefon. Prorektor Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej powiedziała jej, że wnuka nie
było rano na angielskim. I że ma już dwóję. I że się o niego martwi, bo ułożył z zapałek napis TUSK. Ktoś inny położył
obok tego napisu znicze i ozdobił liśćmi.

Babcia ma 83 lata i zaczęła się niepokoić. Ja mam 21 lat i zaczynam się wkurzać. A było to tak. W rocznicę śmierci ks.
Jerzego Popiełuszki pojechaliśmy odprawić w lesie, gdzie go porwano, mszę. Jadą z nami kamery Telewizji Trwam. Dostajemy
świeczki, z których na koniec ułożymy krzyż. To wydarzenie, jak każde inne związane ze szkołą, będzie oprawione
medialnie.

Podczas prób śpiewu i innych przygotowań modlimy się za nowego prezydenta i za dobre wybory Polaków.

- Za Kaczora - słyszę z boku, więc postanawiam wyrównać szanse - z trzynastu zapałek układam "TUSK".

Po chwili ktoś dokłada z ośmiu zapałek "OK!", trzej inni dokładają do napisu cztery zapalone znicze, a koleżanka robi
ramkę z liści dębu.

Następnego dnia winni wzywani są do pani prorektor na rozmowę. Idę na ochotnika i przepraszam. Proszę, by nikogo z mojej
rodziny nie niepokoić. Prorektor ma inne zdanie.

Bongo

Obcokrajowiec obudził się o 11.27. Miał 17 nieodebranych połączeń z uczelni i jedną wiadomość nagraną przez prorektor w
poczcie głosowej: "Zawiadomiliśmy polską i zagraniczną policję oraz zagraniczną służbę wojskową". Kierownik akademika
znalazł u Obcokrajowca szklaną fajkę wodną. Tak zwane bongo. Teraz wszyscy, którzy mieli z Obcokrajowcem cokolwiek
wspólnego, powinni zgłosić się do pani prorektor. Kto zgłosi się sam, może liczyć na jej łaskę i złagodzony wymiar kary.

Rozpoczynają się poszukiwania "satelitów Obcokrajowca". Po czwartkowej mszy świętej, w której uczestniczy zawsze cała
społeczność akademicka, prorektor podchodzi do mównicy i podnosi do góry cztery zadrukowane kartki. Ku przestrodze
pokazuje studentom tak zwane wilcze bilety: "Student I roku wyrzucony za zachowanie niegodne studenta. Uprasza się o
nieprzyjmowanie na żadną uczelnię wyższą w Polsce".

- Co oni z tym robią? - pytam koleżankę.

- Jak kogoś wywalą, to podobno rozsyłają to w Polskę i nigdzie takiego nie przyjmą.

Prorektor zawiesza głos: "W szkole był kiedyś... Już kiedyś... Diler... Wyrzucono go... A za kilka tygodni delegacja z
wieńcem pojechała... Na jego pogrzeb... Został zamordowany w Warszawie".

Prorektor mówi, że diler został wy-znaczony przez międzynarodową grupę do rozprowadzania narkotyków w WSKSiM.

Obcokrajowca większość zaczyna traktować jak trędowatego. Lepiej z nim nie rozmawiać, lepiej na niego nie patrzeć.
Rozdzwaniają się telefony. Wszyscy konsultują się ze wszystkimi. Iść do Boa, nie iść. Problem jest duży, bo z
Obcokrajowcem kontakt miała większość studentów I roku.

Przypominam sobie, że byłem kiedyś u Obcokrajowca na pizzy i wie o tym ojciec Waldemar. Kolega przypomina sobie, że trzy
tygodnie temu pożyczał Obcokrajowcowi notatki. Łamie się. Wiele osób uprzedza rodziców o ewentualnych telefonach ze
Szkoły. Nie wiadomo, kto jest zadżumiony. Jakieś dziewczyny zgłaszają się do pani prorektor i opowiadają, że były kiedyś
u Obcokrajowca, ale dawno i tylko przez chwilę.

- Źle pani patrzy z oczu - dwiaduje się jedna z nich od prorektor Boa. - Widziała pani pewnie, że spoglądam na panią
podejrzliwym wzrokiem. Proszę się nie tłumaczyć. Ja mam swoje informacje, ale dobrze, że pani przychodzi.

Pukanie do pokoju Obcokrajowca trwa kilka godzin. Wyłączają mu prąd i wodę. Wychodzi. - Myślałem, żeby zobaczyć, co
jeszcze mi zrobią - mówi. - W sumie było nieźle. Miałem jeszcze trzy butelki mineralnej i baterie w laptopie, pograłbym
z dwie godzinki w "Herosów", ale już nie chciałem ich wkurzać.

Imieniny

- Matka Przenajświętsza niech osłoni Ojca swoim płaszczem - drżącym głosem mówi jeden z sześciu ojców koncelebrujących
mszę świętą z okazji imienin Tadeusza Rydzyka. Przypadają one 28 października, w dniu świętego Judy Tadeusza - tego od
spraw beznadziejnych. - On jest naszym profesorem i wychowawcą - kontynuuje ojciec koncelebrans. - Jesteśmy tu, by
wyrazić wdzięczność za jego miłość do Ojczyzny i do ludzi. Niech krytyka dodaje mu sił. Niech Ojciec doczeka, żeby
wszyscy dziennikarze służyli prawdzie.

Ojciec dostaje duży bukiet róż. Pierwszy z siedmiu. Dalej w kolejce z bukietami stoją pracownicy Radia - dziękują za to,
że Ojciec jest ojcem. Dalej przedstawicielki Rodziny Radia Maryja. Następna w kolejce jest pani w kostiumie, która
oprócz bukietu ma jeszcze małą papierową torebkę, a w niej symbol wiernego ojcu Podkarpacia.

- Oczywiście to jest wszystko trochę na wyrost - peszy się solenizant. - Mamy radio, telewizję, mamy dziennik. Czy to
nie jest piękne? Każdy może to stworzyć.

Po chwili: - Pomódlmy się za rodzinę, której na imię Polska!

Po mszy idziemy do nowego studia. Odbędzie się tam multimedialne przedstawienie-niespodzianka dla ojca Tadeusza oparte
na scenariuszu pani prorektor. Przygotowania trwały tygodniami, a w ostatnim szczególnie przybrały na sile. Wszystko ma
być zapięte na ostatni guzik. Rok temu była straszna klapa. Wszystkie mikrofony zaczęły piszczeć i - jak się opowiada -
Ojciec Dyrektor był bardzo niezadowolony. Niepewność wzmaga wykorzystana w przedstawieniu muzyka heavymetalowa, której
ojciec nie znosi. Ale trzeba go rozruszać - pani prorektor nie traci nadziei. Światła gasną.

Zmęczony tańcem heavymetalowiec kładzie się spać na ziemi. Na ekranie w tle migawki z historii Polski - okupacja,
Powstanie Warszawskie, stan wojenny. Metala budzi dziewczyna. Razem sklejają złamany krzyż, pierwotnie przeznaczony na
rozpałkę. Na koniec fragment dramatu napisanego przez Karola Wojtyłę. Zakochani chłopak i dziewczyna to nadzieja na
przyszłość - pokolenie JP II. Zapalają się reflektory. Ojciec wstaje i bije brawo. Sukces.

Do przodu

Kompleks Veritatis Splendor to tylko początek wielkiego dzieła pod nazwą "Polonia in Tertio Millennio". W przyszłości
powstać ma tu jeszcze dom opieki dla osób starszych, hospicjum dla przewlekle chorych, Muzeum Osiągnięć Narodu Polskiego
oraz Centrum "Ewangelium Vitae", którego celem będzie ochrona życia ludzkiego od momentu poczęcia aż do śmierci.

Uruchamiany ma być nowy kierunek - informatyka.

- Ministerstwo proponowało kierunek pomoc społeczna, ale co tam... - macha ręką ojciec Tadeusz. - Trzeba do przodu,
kupimy komputery i wszystko zrobimy.

Rewolucja

W poniedziałek po ogłoszeniu wyniku drugiej tury wyborów prezydenckich odprawiamy mszę. Ojciec Tadeusz: - Patrzę na was,
jaka tam za tymi twarzami rewolucja. Ilu takich ludzi jest? To, co się stało z Polską, to cud - ja to porównuję z
przełomem roku '80. Wtedy na ulicach stały czołgi, dziś są to media i spece od manipulacji.

Ojciec cieszy się, że od teraz możliwe staną się dla studentów WSKSiM praktyki w rządzie. W sobotę 5 listopada Szkołę
odwiedza premier Kazimierz Marcinkiewicz, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i koordynator ds. służb specjalnych
Zbigniew Wassermann. W programie na żywo w Telewizji Trwam studenci zadają pytania politykom.

Studenci I roku na razie nie mogą zadawać pytań, bo nie są jeszcze odpowiednio do tego przygotowani.

SMS

Jakiś czas temu dostałem SMS-a: "Wojtuś, prosimy cię, wróć do nas! Z kim ja tańczyć będę?".

Odpowiadam teraz: Jeszcze zatańczymy, obiecuję ci. Jeżeli będziesz jeszcze chciała. Proszę cię, przekaż to wszystkim:
wbrew temu, co się może wam wydawać, ja też dużo się nauczyłem w WSKSiM. Popłynąłem do źródła, w górę rzeki, a tym
źródłem jest prawda. Bo starałem się napisać prawdę. Dziękuję wam za zaufanie. Starałem się go nie nadużywać. Jeżeli
czujecie się urażeni tym, co napisałem, bardzo was przepraszam. Trzymajcie się.

Dziękuję też ojcu Rydzykowi, ojcu Waldemarowi i Obcokrajowcowi za to, że mogłem ich choć trochę poznać.


    Odpowiedz autorowi    Przekaż  
Aby wysyłać wiadomości, musisz się zalogować.
Musisz najpierw dołączyć do grupy, aby publikować w niej wiadomości.
Zaktualizuj swój pseudonim na stronie ustawienia subskrypcji przed wysłaniem wiadomości.
Nie masz wymaganego pozwolenia, aby publikować wiadomości.

Utwórz grupę - Grupy dyskusyjne - Google - strona główna - Warunki korzystania - Polityka prywatności
©2008 Google