Metabzdura

Okładka (10K)    Przenieśmy się o sto lat w przyszłość. Polski nie ma już od lat 50 - stała się zlepkiem euroregionów, wchłoniętych przez ultraliberalną i skorumpowaną Unię Europejską. Nielegalne na jej terytorium Radio Maryja nadaje programy dla wschodu i reszty świata. Rozszerzona eutanazja bywa przymusowa na żądanie członków rodziny i wobec chorych, uznanych za przypadki beznadziejne. Przeciwnicy Unii tajemniczo znikają bez śladu lub giną w zamachach. Policja krwawo tłumi protesty i stacza regularne bitwy z rozwydrzoną młodzieżą. Ugodowo nastawiony Kościół chyli się ku upadkowi - na jednego księdza przypadają dwie parafie. W Watykanie demonstrują sataniści. Jedyną oazą katolicyzmu pozostaje niepodległa Słowacja.
   Oto świat debiutanckiej powieści Stanisława Krajskiego Narodziny Metanoi, Pierwszego "z przynajmniej piętnastu [sic!] tomów powieści-rzeki". I trzeba przyznać, iż jest to debiut wstrząsający. Autorska inwencja wręcz poraża (minęło sto lat, a w Europie nadal podstawowym środkiem przekazu pozostaje telewizja; niektórzy tylko mają komórki, czasem nawet z dostępem do internetu! Ulubiony serial dzieci narratora/głównego bohatera zaś to poczciwy Alf.), opanowanie języka zadziwia, a wyrafinowane chwyty stylistyczne zwalają z nóg. Cóż to dla autora choćby zmienić sposób narracji, (koniec czwartego rozdziału: "Obudziłem się o świcie..." Początek następnego: "W pierwszy dzień kalendarzowego lata Wawrzyniec i Jadwiga siedzieli na tarasie". Dodajmy do tego, że osoba budząca się o świcie ma na imię Wawrzyniec i jest żonata z Jadwigą, a wszystko stanie się jasne.), zastosować opisowe porównanie ("Rudy, nasz kundel, wielkie bydlę, jak mawia moja żona Jadwiga, skrzyżowanie dorsza z kangurem" - skądinąd niespotykany to raczej opis kobiecej urody), wprowadzić zgrabne powtórzenie ("- Posłuchajmy, co ma do powiedzenia kardynał Życik - powiedział ksiądz Adam, uśmiechając się nadal tajemniczo./ - Ksiądz Adam nadal uśmiecha się tajemniczo - zauważyła zawsze spostrzegawcza Zocha.") Przyprawmy to wszystko szczyptą oryginalnej interpunkcji i zrozumiemy, czemu lektura debiutu pana Krajskiego sprawiać może pewne trudności nawet wytrawnemu czytelnikowi.
   W Narodzinach Metanoi jesteśmy świadkami przemiany duchowej Wawrzyńca, stopniowego przeglądania na oczy i podjęcia męskiej decyzji, co i jak powinno się zmienić. Co prawda liczba szczęśliwych przypadków może wystawić na próbę cierpliwość nawet najbardziej łatwowiernego czytelnika - przypadkowo poznany w Rzymie ksiądz okazuje się bratnią duszą i przyszłym papieżem, przygodny znajomy z Monte Saint Angelo (do której to miejscowości rodzina wybrała się dzięki przypadkowej uwadze, rzuconej przez innego przypadkowo poznanego księdza) okazuje się milionerem-patriotą i natychmiast oddaje swój majątek w służbę Sprawy. Dzięki majątkowi i kontaktom umierającego pana Jana zostaje wykupiona ziemia i zarejestrowana fundacja Metanoja, mająca prowadzić prawdziwy katolicki uniwersytet, a przychylny nowy papież tworzy niewielką diecezję o tej samej nazwie. Przyszłość wygląda obiecująco.
   W tym miejscu kończy się pierwszy tom Metanoi - Sagi przyszłości. Przyznam szczerze, że kiedy go przeczytałam, nie wierzyłam, by kiedykolwiek ukazały się dalsze części dzieła. O, kobieto małej wiary! Przecież sam autor napisał skromnie we wstępie, iż niezależnie od zainteresowania czytelników, może opisze dalsze życie swoich bohaterów, "bo i ciekawe i wplecione w ważne wydarzenia". Tom drugi, Miłość i zbrodnia, wprowadza mnóstwo nowych postaci - studentów, a właściwie początkowo kandydatów na studentów filozofii na uniwersytecie Metanoi. Obserwujemy ich w drodze do celu (czasami trudnej i niebezpiecznej - prześladowania policyjne nie ustają), podczas rozmów kwalifikacyjnych i integracyjnych warsztatów filozoficznych na Słowacji. Nawiasem mówiąc, w scenie rozmowy kwalifikacyjnej z jedną z dziewcząt autor zdołał mnie zaskoczyć. Oto panienka inteligentna, rozsądna, która w dodatku na pytanie o swój patriotyzm odpowiada cytatem z Kwiatów Polskich Tuwima. Na szczęście zdumienie nie trwa długo:

   "- Szczera, otwarta, wrażliwa, myśląca (...) Ale nie jest to chyba szczyt naszych marzeń.
   - No nie. To myślenie Tuwimem wcale mi się nie podoba."
   W relacji z wycieczki na Słowację zwracają uwagę głównie szczegółowe sprawozdania z kolejnych restauracji i kawiarni. Tu też właśnie objawia się dodatkowy walor edukacyjny książki - przyszły turysta nie tylko dowie się, co warto zjeść i wypić, ale i pozna nazwy oryginalne, gdyż Krajski w opisie potraw posługuje się piękną mieszaniną polskiego i słowackiego: "Wawrzyniec poprosił o zupę czosnakovą, bryndzowe haluszki (...), czerwiene klasztorne wino i Brzoskvinovkę". "Dunia zamówiła sobie krwisty befsztyk, Wawrzyniec pstrąga z rusztu, Tomek prażony syr z tatarską omaczką, Blondynka smeszany mes..."
   Trzeba przyznać, że w drugim tomie autor nie stosuje już tak porażających chwytów stylistycznych. Natomiast jego interpunkcja staje się jeszcze osobliwsza: "Tak, więc co miałem robić." "Szukają, więc nowego sensu...". W sumie jednak pracuje nad sobą albo znalazł redaktora (stwierdzić się tego nie da, bo wydawca nie podaje ani nazwisk ewentualnych redaktorów, ani autora okładki, co wzmaga podejrzenia, że została ona - podobnie jak pierwsza - skomponowana za pomocą zestawu klipartów w prostym programie graficznym. Swą prostotą pasuje zresztą do treści: mamy amorka i przebite strzałą serce (miłość) i kajdanki (zbrodnię). Czegóż chcieć więcej?)
   I wszystko byłoby piękne - ot, grafomania z pretensjami, wydana na szczęście na koszt autora - gdyby nie to, że ktoś nieświadomy może przypadkiem sięgnąć po tę książkę i nie daj Boże na jej podstawie wyrobić sobie zdanie o całej polskiej fantastyce. A to już może być groźne.

Paulina Braiter

Stanisław Krajski: Narodziny Metanoi, Agencja SGK 1999, s. 159; Miłość i zbrodnia, Agencja SGK, 2000, s. 200.



Do spisu recenzji | Do następnej recenzji