NUMER 19/2008 Prenumerata!
papierowa | SMS | kartą kredytową

Kryształ rżnięty

Dwie największe machlojki Kościoła katolickiego, odkryte i opisane przez tygodnik "NIE", próbuje się przypisać lewicy. Kandydatem na kozła ofiarnego jest gdański biznesmen o komuszych powiązaniach, Andrzej Hass.

Kant Rydzyka

Tatko Rydzyk podstępnie i w oszukańczy sposób wyłudził od swoich słuchaczy znaczne pieniądze i świadectwa udziałowe. Do przekrętu posłużyła mu bankrutująca kolebka "Solidarności" – Stocznia Gdańska. W 1997 r. ogłosił zbiórkę pieniędzy na jej ratowanie. Następnie rozmyślił się i oddał ludziom szmal, ale tylko tym, którzy pisemnie go o to poprosili i potrafili udokumentować wpłatę. Szacuje się, że w wyniku tej operacji na koncie Radia Maryja pozostało kilka milionów złotych w gotówce i świadectwach udziałowych PPP. Co tatko Rydzyk zrobił z kasą? Po części udało nam się to wyjaśnić w opublikowanym w listopadzie ubiegłego roku artykule "Rydzyk na widelcu" ("NIE" nr 48/2002).

W październiku 2000 r. trzy prywatne osoby blisko związane z zakonem redemptorystów i Radiem Maryja skupiły ponad 40 proc. akcji spółki gieł-dowej ESPEBEPE. Na czele grupy giełdowych graczy stał redemptorysta ojciec Jan Król. Prawa ręka Rydzyka, zaufany człowiek od finansów, zwany "kasiarzem" rydzyjka. Część (mniej niż połowę) giełdowej gry sfinansował Polski Kredyt Bank, który udzielił Królowi i jego kompanom pożyczki. Redemptoryści i ich ludzie od października 2000 r. zaczęli rządzić giełdową spółką. Wprowadzili swoją radę nadzorczą, następnie przeprowadzili zmiany w zarządzie. W efekcie trudnych do zrozumienia w wymiarze ekonomicznym decyzji spółka zbankrutowała. Zanim to się stało, wierzytelność, którą miał ojciec Król i jego wspólnicy w Polskim Kredyt Banku, została wykupiona przez Radio Maryja. Odbyło się to za pośrednictwem należącej do PKP spółki Polkombi. Na marginesie można dodać, że interesy z Polkombi robił nie tylko ojciec Rydzyk od redemptorystów, ale i inny znany biznesmen – Bogusław Bagsik od oscylatora. Od transakcji z Polkombi Radio Maryja winno zapłacić podatek, lecz tego nie uczyniło. O fakcie tym, w ślad za naszym artykułem, poinformowaliśmy Prokuraturę Okręgową w Warszawie, która nie wszczęła postępowania, jak twierdzi rzecznik prokuratury Maciej Kujawski, nie ustalono poszkodowanego.

Kant Gocłowskiego

A oto drugi wykryty przez nas szwindel kościelny, pozornie nie związany z poprzednim. Od początku tego roku opisujemy w serii artykułów pt. "Świętych faktur obcowanie" przewały, których dopuściło się Wydawnictwo Stella Maris. "Gwiazda Morza" była do maja 2002 r. integralną częścią kurii biskupiej w Gdańsku, a następnie została przekształcona w spółkę z o.o. należącą do parafii rzymskokatolickiej pod wezwaniem św. Bernarda w Sopocie. Została powołana przez biskupa Gocłowskiego w 1989 r. W budynkach kościelnych, pod okiem biskupa, powstała jedna z najnowocześniejszych drukarni w województwie. Czarni trzepali szmal na druku, w czasach gdy to się opłacało, powielali w gigantycznych nakładach nawet pornole. W ostatnich latach przerzucili się na fałszowanie dokumentów. Stella Maris produkowała kwity, które następnie służyły innym firmom do wyłudzania od państwa podatku VAT i innych przestępstw skarbowych. Robili to bardzo nieudolnie, widocznie nie wierząc, by ktokolwiek ośmielił się skontrolować kościelną własność.

W śledztwie wyszło, że w latach 1998–2002 Stella Maris wystawiła na rzecz firm związanych z Januszem B. i Konradem K. sto fikcyjnych faktur za usługi doradcze na ok. 65 mln zł brutto. Prokuratura zarzuca Januszowi B. i Konradowi K. przestępstwa skarbowe (wyłudzone podatki m.in. VAT to24 mln zł) oraz udział w praniu brudnych pieniędzy. Janusz B. to prawnik z Trójmiasta z komuszym rodowodem. W latach 80. był etatowym pracownikiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR, człowiekiem Tadeusza Fiszbacha.

Komuch

Osobą, która ma połączyć obydwie historie, jest biznesmen z Trójmiasta Andrzej Hass. Właściciel korporacji budowlanej Doraco, armatora Euroafrica, hotelu Haffner w Sopocie i Parkowy w Szczecinie oraz kilku pomniejszych dóbr.

Hass jest komuchem. Na domiar złego obrzydliwie bogatym komuchem. I wielce ustosunkowanym. W dobie frontalnego ataku wszystkich mediów na SLD osoba Hassa jawi się jako idealny cel. Za jego pośrednictwem można trafić gdańskiego barona SLD Jerzego Jędykiewicza, kilku ministrów, a nawet prezydenta Kwaśniewskiego. Wystarczy tylko udowodnić mu jakiekolwiek przestępstwo, a resztę rozwałkuje się jak w przypadku afery starachowickiej.

Nie wiemy, kto planuje wkręcenie SLD w kościelne przewały. Mamy swoje przypuszczenia, lecz muszą one pozostać na razie tajemnicą. Dlatego musimy pisać w formie bezosobowej. Jak połączono Hassa z dwiema powyższymi aferami? Po pierwsze przypomniano, że Hass był prezesem szczecińskiej spółki ESPEBEPE. Tej, którą pośrednio kupił Rydzyk. Po drugie, że przyjaźni się z Januszem B. – tym, który brał lewe kwity ze Stelli Maris. Po trzecie, że jest bogaty. W opisywaniu życiorysu Hassa prym wiodła "Rzeczpospolita", która artykuły publikowała używając między innymi podtytułu "Korupcja w biznesie".

Andrzej Hass jest doktorem nauk ekonomicznych Uniwersytetu Gdańskiego. Jak jednak sam przyznaje, prawdziwego kapitalizmu nauczył się w praktyce. W latach 80. był doradcą ekonomicznym Tadeusza Fiszbacha. Stąd jego znajomość z Januszem B., z którym wspólnie pracował w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Działalnością biznesową zajął się w 1988 r., gdy został dyrektorem Przedsiębiorstwa Zagranicznego Dora należącego do szwedzkiego biznesmena Erica Axela Jacobssona. To Hass rozkręcił Szwedowi interes pokazując, że w Polsce opłaca się budować statki. Odszedł od Jacobssona i w 1991 r. założył własną spółkę Doraco, która przekształciła się w Korporację Budowlaną Doraco i jest dziś szóstą firmą budowlaną w Polsce, a pierwszą pod względem rentowności. Dyrektorem ESPEBEPE Hass został w 1996 r. na prośbę dyrektora BIG Banku Gdańskiego Bogusława Kotta. BIG jako główny udziałowiec szczecińskiej spółki był wówczas zaniepokojony pogarszającymi się wynikami finansowymi ESPEBEPE. Hass w latach 1996–1999 doprowadził do układu z 550 wierzycielami i wyprowadził spółkę na prostą. Odszedł, gdyż uznał, że jego zadanie zostało spełnione. Odszedł, zanim do firmy przyszli ludzie Rydzyka.

Komuszka

Wicedyrektorem do spraw finansowych w ESPEBEPE była Elżbieta Malanowska, prawa ręka Hassa, szanowany fachowiec i komuch. Malanowska była wiceprezydentem Szczecina, jest radną SLD i dyrektorem finansowym Euroafrica Shipping Lines. Malanowska wraz z dwoma innymi członkami zarządu ESPEBEPE jest oskarżona o wyprowadzenie z firmy miliona złotych pod pretekstem umowy konsultingowej ze znaną i wpływową firmą BOI (Biuro Obsługi Inwestycji). BOI należy do wspomnianych wyżej dwóch biznesmenów związanych z aferą Stelli Maris – Janusza B. i Konrada K. Przedmiotem umowy było doradztwo przy lukratywnym przetargu na rozbudowę lotniska w podszczecińskim Goleniowie. O co chodzi, trudno dociec, bowiem ESPEBEPE wygrała wart wiele dziesiątków milionów kontrakt, czyli panowie z BOI doradzali skutecznie. 3 września funkcjonariusze ABWery aresztowali Malanowską. Zrobili to w sposób bardzo ostentacyjny, o zatrzymaniu poinformowali media. Pieprzu spektakularnemu aresztowaniu dodaje fakt, że na umowie z BOI nie ma podpisu Malanowskiej, gdyż w czasie gdy ją podpisywano, była na urlopie. ABWera po zapoznaniu się z faktami musiała zatem ją wypuścić, jednak efekt został osiągnięty. O zatrzymaniu napisała "Rzepa", "Wyborcza" i prasa lokalna.

Malanowska z pewnością dobrowolnie zgłosiłaby się na przesłuchanie. Czy aresztowanie jej nie jest przypadkiem wywieraniem presji? Warto dodać, że działający ostatnio zgodnie z syndromem oblężonej twierdzy SLD, zanim zapoznał się ze sprawą, już przeprowadził nad Malanowską sąd kapturowy. Inne partie, zanim wyprą się kogoś, żądają dowodów, ukończenia śledztwa, postawienia zarzutów. SLD reaguje teraz ślepo i histerycznie po każdej prasowej enuncjacji, jeśli opublikuje ją "Rzepa" albo "Wyborcza". I nie dotyczy to wyłącznie Malanowskiej.

Inicjator

Jedyną osobą oficjalnie oskarżającą o cokolwiek Hassa jest dr inż. Sławomir Kosmalski. Na podstawie jego opowieści "Rzepa" opublikowała cykl artykułów przeciw Hassowi. Kosmalski nagadał gazecie, że w zmowie z Hassem działają szczecińscy politycy, prokuratorzy i adwokaci, których biznesmen kupuje.

Tymczasem okazuje się, że główny informator "Rzepy" nie jest obiektywny ani nie lśni uczciwością. Kosmalski był dyrektorem przedstawicielstwa ESPEBEPE w Berlinie. Hass zmusił go do odejścia, gdy zorientował się, że w księgowości coś się nie zgadza. Ponieważ Kosmalski zaczął wysyłać do różnych instytucji paszkwile na Hassa, ten zlecił dokładną kontrolę niemieckiego przedstawicielstwa. Wyszło, że Kosmalski przez kilka lat prowadził w Niemczech podwójną księgowość i narżnął firmę na około 500 tys. marek. Dopuścił się nawet
tak prymitywnych chwytów jak fałszowanie rachunków z najdroższych polskich i niemieckich hoteli czy fałszowanie list płac i nagród robotników zatrudnionych na zagranicznych budowach. Sporządzony przez Prokuraturę Okręgową w Szczecinie akt oskarżenia przeciwko Kosmalskiemu liczy 74 strony! Od rzeczniczki prasowej Hassa dowiedzieliśmy się, że jeśli "Rzepa" nie odszczeka zarzutów, sprawa ląduje w sądzie.

Były funkcjonariusz UOP: – Słyszałem o sprawie Hassa jeszcze w 2001 roku. To miała być akcja szykowana na wybory 2001/2002, ale coś nie wyszło. Czy to służby rozpracowują Hassa? Coś pan? Dziecko? A nie widać?

Andrzej Hass: – Jestem od jakiegoś czasu zastraszany. Różni, niby życzliwi ludzie, sugerują mi, że powinienem wyjechać z kraju. Jeśli komuś się wydaje, że na pół roku przed wstąpieniem do Unii Europejskiej przestraszę się i ucieknę albo zrobię jakąś inną głupotę, to się grubo myli. Ja nie mam nic na sumieniu. Dziwię się tylko, że rządząca krajem lewica pozwala na takie szopki. To, że się przyjaźnię z Januszem B. i że zatrudniam Malanowską, jeszcze o niczym nie świadczy. Elżbieta jest świetnym fachowcem, a przyjaciół mam różnych i nie zostawiam ich w biedzie.

* * *

To ludzie ojca Rydzyka poprzez nieudolny zarząd i brak nadzoru rozpieprzyli ESPEBEPE. To biskup Gocłowski jest odpowiedzialny za działalność Stelli Maris. Prokuratura umarza postępowanie o przestępstwo skarbowe, mimo że dostała od nas dowody czarno na białym. Nic również nie słychać o ewentualnej odpowiedzialności abepe Gocłowskiego za lewiznę z jego drukarni. Za to do dwóch kościelnych szwindli próbuje się przypiąć związanego z lewicą biznesmena. Można wszak w ten sposób upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: odwrócić uwagę
od kościelnych malwersantów i pochlapać błotem lewicę. Chytre, nie?

Autor : Andrzej Rozenek

powrót na poprzedniš stronę wyœlij do znajomego wersja do druku


Urban | tydzień z głowy | haj - lajf | wieści z kruchty | NIEwarto | telewizornia |
HołdPress | po święconej ziemi | wieści gminne i inne | krajowe życie światowe | spis artykułów


Najlepiej oglądać pod Microsoft Internet Explorer 6 / Netscape 8 / Opera 9
Wszelkie prawa zastrzeżone.