Publicystyka, Opinie

Tajemnice ojca Rydzyka
26.11.2002, JM
Dziesięć lat temu nieznany nikomu redemptorysta rozpoczynał budowę Radia Maryja w Toruniu z 80 fenigami w kieszeni. Dziś włada fortuną. Jak ona powstała? Dlaczego nikt jej nie kontroluje?

Tajemnice ojca Rydzyka

  • Radio Maryja: 1991 - 2002
  • Jutro dalszy ciąg reportażu
  • KOMENTARZ: Sekrety ojca dyrektora

    Siedziba Radia Maryja w Toruniu

    FOT. WITOLD BRODA

    Trudno ogarnąć wszystko, co dziś posiada ojciec Rydzyk: radio, którego słucha ponad pięć milionów osób, gazetę ogólnopolską, fundacje prowadzące działalność gospodarczą, wyższą uczelnię, telewizję, wydawnictwa. Nie jest kontrolowany ani przez władze świeckie, ani przez zakonne i kościelne. Kim jest Tadeusz Rydzyk?

    Zofia Strzałka wraz z mężem kierowała budową Radia Maryja. W urzędach załatwiała pozwolenia. Dyrektor radia, ojciec Tadeusz Rydzyk, przebywał wówczas w Niemczech. Był kapelanem w zakonie sióstr w Oberstaufen. Z panią Zofią kontaktował się telefonicznie.

    "Imperium Ojca Rydzyka" - Emisja i protesty Poniedziałkowa emisja w TVP filmu Jerzego Morawskiego "Imperium Ojca Rydzyka" spowodowała gwałtowną reakcję Radia Maryja i jego zwolenników, w tym także polityków z nim związanych. Przez ostatnie dni Radio Maryja, a także "Nasz Dziennik" próbowały nie dopuścić do emisji filmu Morawskiego, twierdząc, że zawiera on informacje fałszywe i zniesławiające. Wczoraj oświadczenie z poparciem dla Radia Maryja podpisało 34 parlamentarzystów.

    - Własnoręcznie sprzątałam pomieszczenia w przyszłym radiu. Nosiłam kafelki, doglądałam. Ojciec Rydzyk przyjeżdżał z Niemiec od czasu do czasu, przywoził marki. Wymienialiśmy je na złotówki - opowiada pani Maria. - Gdy radio zaczęło nadawać, usłyszałam, że ci, co je budowali, będą musieli odejść. Ojciec przestał mnie zauważać, traktował jak powietrze. Odeszłam. Dziś nikt z mojej rodziny nie słucha Radia Maryja.

    Pewien ojciec redemptorysta, znający stosunki w radiu, twierdzi, że Tadeusz Rydzyk twardą ręką trzyma kilku współpracujących z nim zakonników. Jeśli któryś ma odmienne zdanie, żegna się z rozgłośnią. Dla zakonników usunięcie z radia oznacza trzęsienie ziemi. Tracą wiele - ciekawą pracę, pozycję i możliwości. W 2001 roku po kilku latach pracy odszedł ojciec Robert Jasiak. Podjął studia doktoranckie na KUL w Lublinie. Mieszka w seminarium duchownym. O pracy w Radiu Maryja nie chce wspominać. Odsyła do ojca dyrektora.

    Wokół działań Tadeusza Rydzyka panuje zmowa milczenia. Głosu nie zabierają jego przełożeni z zarządu Warszawskiej Prowincji Zgromadzenia Redemptorystów, kolejni prowincjałowie zakonu wykrętnie odpowiadają nawet na pytania płynące z Episkopatu. Hierarchowie Kościoła unikają publicznych wypowiedzi o ojcu Rydzyku, by nie zadrażniać sytuacji. Są wobec jego poczynań bezradni.

    W Toruniu, w którym jest siedziba Radia Maryja, obowiązującemu tabu podporządkowali się wszyscy. Dawni i obecni pracownicy rozgłośni, wolontariusze. Nawet prokuratorów, którzy prowadzili kilka spraw związanych z działaniami ojca dyrektora, trudno skłonić do zabrania głosu.

    Ojciec Golec kupuje gazetę

    W ramach rozbudowy swego medialnego imperium Tadeusz Rydzyk zapragnął mieć gazetę. Pod ręką było upadające pismo "Ilustrowany Kurier Polski" z Bydgoszczy. W 1997 roku do jego ówczesnego redaktora naczelnego Andrzeja Szmaka przyszła prezes miejscowej drukarni Jadwiga Mojzesowicz-Milewska. Oznajmiła, że Tadeusz Rydzyk chciałby kupić "IKP". - Ucieszyłem się - wspomina Szmak. - Pismo było akurat w złej kondycji. Wyglądało na to, że Rydzyk spadł nam z nieba.

    Rozmowy na temat sprzedaży pisma miały odbyć się w drukarni, u prezes Mojzesowicz-Milewskiej. Szmak czekał na sygnał od niej. Pewnego dnia nadeszła wiadomość: kupiec przybył. Redaktor naczelny stawił się na spotkanie z ojcem Rydzykiem. W gabinecie Mojzesowicz-Milewskiej siedział starszy mężczyzna w sweterku. Prezes przedstawiła gościa. Nazywał się Stanisław Golec. Po czym oznajmiła. "To właśnie pan Golec kupi gazetę".

    Stanisław Golec wyjął dowód osobisty, by potwierdzić, że on to on. Ale Andrzej Szmak był skonsternowany. Tytuł miał przecież kupić Tadeusz Rydzyk. Redaktor Szmak wspomina: - Odciągnąłem panią prezes na bok i spytałem: "O co chodzi? Miał być Rydzyk".

    Prezes wyjaśniła, że Stanisław Golec kupuje gazetę w imieniu Rydzyka. - Wtedy zapytałem: "A gdzie pieniądze?". "Pieniądze to co innego" - odpowiedziała pani prezes. Stanisław Golec podpisał z redaktorem Szmakiem stosowne dokumenty kupna- sprzedaży gazety. I odjechał. Stanisław Golec jest zakonnikiem we wrocławskim klasztorze Redemptorystów.

    Kilka dni później przyjechał do Bydgoszczy Tadeusz Rydzyk z ojcem Janem Królem, także redemptorystą pracującym w Radiu Maryja. Przywieźli pieniądze. Szmak na sprzedaż gazety ściągnął jej głównego właściciela. Finalizować zakup zaczął ojciec Rydzyk:

    "Ojcze Janie, proszę o marności".

    Ojciec Jan otworzył czarną dyplomatkę. Były tam w dużym nieładzie i niepowiązane banderolami banknoty. Wysypał pieniądze na stół. Ojciec Rydzyk sięgnął do kieszeni czarnej marynarki i wyciągnął z niej karteczkę z wypisaną kwotą.

    "Ojcze Janie, jeszcze więcej marności".

    Szmak zauważył, że głównemu właścicielowi tężeje twarz. W końcu właściciel wydobył z siebie:

    "Ojcze dyrektorze, nie mogę przyjąć gotówki. Taka transakcja musi się odbywać za pośrednictwem banku, przelewów".

    Ojciec Rydzyk - wspomina Szmak - się zasępił.

    "Jak to, przecież to kwota, którą uzgodniliśmy za gazetę" - przekonywał ojciec Rydzyk.

    - Przez kilkanaście minut ojciec Rydzyk z głównym właścicielem odpychali od siebie sterty pieniędzy na stole - opowiada Szmak.

    Ojciec dyrektor przekonywał, że w bankach pracują wścibskie urzędniczki, pytają, skąd pieniądze, dla kogo? Lepiej tego uniknąć.

    Właściciel nie przyjął gotówki. Uzgodnił z ojcem Rydzykiem, że pieniądze zostaną przekazane za pośrednictwem banku. Gdy w gabinecie odbywały się negocjacje, przed drukarnią ustawiła się ekipa publicznej telewizji zwabiona mercedesem ojca dyrektora. Samochód znany jest na Pomorzu.

    - "Co robić?" - zapytał ojciec dyrektor - wspomina Szmak.

    Prezes Mojzesowicz-Milewska poradziła, aby mercedesem spod drukarni ruszył ojciec Jan i odciągnął ekipę telewizji. Szef Radia Maryja wsiądzie do samochodu redaktora Szmaka i wyjedzie przez halę drukarni tylną bramą.

    - "To jak w amerykańskim filmie", ucieszył się ojciec Rydzyk - wspomina Szmak.

    Tak też się stało.

    Ojciec Stanisław Golec jest proboszczem w parafii przy wrocławskim klasztorze Redemptorystów. Formalnie to on nabył "Ilustrowany Kurier Polski". Jakie zdobył doświadczenie jako właściciel gazety?

    - Co, ja byłem właścicielem? Po jednym dniu ją przekazałem - mówi ojciec Golec.

    Ojciec Rydzyk posłużył się ojcem Golcem, aby uniknąć rozgłosu przy zakupie gazety.

    Fundacje jak zasłony dymne

    We Wrocławiu przy ulicy Wiwulskiego 7, w pobliżu klasztoru Redemptorystów, fundacja Lux Veritatis związana z Radiem Maryja posiada trzy wille. W dwóch już wykończonych ojciec Rydzyk urządził studia telewizyjne i montażownie. Ekipy filmowe realizują filmy dokumentalne i rocznicowe. Kasety są rozprowadzane po kraju i sprzedawane. Kierownikiem powstającego ośrodka telewizyjno-filmowego zwanego Telewizją Maryja jest ojciec Golec.

    Minimalizuje znaczenie ośrodka telewizyjnego: - Trochę mu patronuję. To dopiero zalążek. Może w przyszłości powstanie telewizja, ale w Toruniu.

    Lux Veritatis, tak jak inne fundacje, pozwala ojcu Rydzykowi utrzymywać, że Radio Maryja jest nadawcą społecznym i nie prowadzi działalności gospodarczej. Warto prześledzić historię tej fundacji.

    27 kwietnia 1998 roku w kancelarii notarialnej Teresy Janeczko w Warszawie stawiło się trzech mężczyzn: ojciec Tadeusz Rydzyk z Torunia, ojciec Jan Król z Warszawy (redemptorysta pracujący w Radiu Maryja) i ojciec Stanisław Kwiatkowski z Torunia (emerytowany redemptorysta, współzałożyciel rozgłośni). Ustanowili fundację Lux Veritatis. Jako siedzibę wybrali Wrocław, budynek przy ulicy Wittiga 10 (znajduje się tam Archidiecezjalny Instytut Akcji Katolickiej). Później fundacja przeniosła się na sąsiednią ulicę Wiwulskiego 7.

    Majątek fundacji stanowiło 10 tysięcy złotych; 6 tysięcy przeznaczono na działalność gospodarczą. Na majątek zrzucili się założyciele: ojciec Rydzyk - 6 tysięcy złotych, ojciec Król - 2 tysiące, ojciec Kwiatkowski - 2 tysiące. Spośród siebie wyłonili prezesa - Tadeusza Rydzyka. Członkami zarządu zostali Jan Król i Stanisław Kwiatkowski. Dyrektorem - Stanisław Golec.

    W 1999 roku fundacja zakończyła działalność zyskiem wynoszącym ponad 250 tysięcy złotych. Rok następny przyniósł ponad 300 tysięcy złotych strat. W tym czasie wartość majątku wzrosła do ponad pięciu milionów złotych (kamery, stoły montażowe, kopiarki, sprzęt elektroniczny itp).

    Ojciec Rydzyk podczas pielgrzymki młodych słuchaczy Radia Maryja na Jasną Górę

    KADR Z FILMU "IMPERIUM OJCA RYDZYKA"

    W maju 2001 roku Sąd Rejonowy Wrocław Fabryczna wezwał zarząd fundacji do uzupełnienia dokumentów, m.in. o akt potwierdzający tytuł prawny do trzech willi przy ulicy Wiwulskiego 7. Dokumenty nie zostały dostarczone. Działka, na której one stoją, jest własnością fundacji Nasza Przyszłość, także powołanej przez ojca Rydzyka. Fundacja ta działa w Toruniu i Szczecinku (m.in. prowadzi tam szkołę). Nasza Przyszłość kupiła nieruchomość przy ulicy Wiwulskiego przed rokiem 1997. Gdyby do sądu wpłynęły żądane dokumenty świadczące, że Nasza Przyszłość wynajmuje nieruchomość fundacji Lux Veritatis, wyszłoby na jaw, iż właściciel trzech willi wartych kilka milionów złotych, czyli ojciec Tadeusz Rydzyk, wynajmuje je sam od siebie.

    Pieniądze w reklamówkach

    Od dwóch lat przed Sądem Rejonowym w Bydgoszczy toczy się proces o kradzież pieniędzy Radia Maryja. 237 tysięcy marek zginęło w 1995 roku z bydgoskiego mieszkania Stefanii B., emerytki, wolontariuszki w toruńskim radiu. Śledztwo ujawniło dziwne mechanizmy obrotu finansami w Radiu Maryja.

    Dzień przed kradzieżą ojciec Rydzyk wezwał do swego gabinetu w Radiu Maryja wolontariuszkę Irenę W. (powiedział później prokuratorowi, że nie znał nawet jej nazwiska). W aktach sądowych jest zeznanie wolontariuszki: "Po wejściu do gabinetu ojciec dyrektor otworzył szafę. Wyjął z niej czarną, sztywną teczkę. Otworzył ją. W teczce zobaczyłam pieniądze. Ojciec wyjął z szafy reklamówkę i wkładał do niej pieniądze z teczki. Nie liczył pieniędzy. Po włożeniu pieniędzy ojciec dyrektor zwinął reklamówkę i włożył do innej reklamówki. Ile jest tych pieniędzy? - spytałam ojca dyrektora. Ojciec Rydzyk poszukał karteczki i powiedział: 237 tysięcy 500. Zapisałam tę kwotę na karteczce".

    Irena W. wyruszyła z Torunia ze znajomymi ich małym fiatem do Bydgoszczy. Worek - reklamówkę z pieniędzmi trzymała na kolanach. Myślała, że jest tam 237 tysięcy złotych, gdyż ojciec dyrektor nie wymienił nazwy pieniędzy. Nie bała się. Z zeznań w aktach: "Wiedziałam tylko, że muszę tych pieniędzy pilnować, dowieźć je i oddać".

    W Bydgoszczy zawiozła pieniądze do mieszkania na ósmym piętrze w bloku nauczycielskim, w którym mieszka Stefania B., i tam przekazała przesyłkę. Gospodyni rozwinęła reklamówkę i wyjęła pieniądze. Irena W. nie znała się na zagranicznych pieniądzach. Z akt: "Te miały banderole, chyba były prawdziwe. Liczyłyśmy je". Okazało się, że pieniędzy jest mniej, niż wolontariuszka zapisała u ojca dyrektora. Zamiast 237 tysięcy 500 było 217 tysięcy 500, ale nie złotych, lecz marek.

    Stefania B. włożyła marki do reklamówki, którą postawiła na podłodze. Następnego dnia, pod nieobecność w mieszkaniu właścicielki, pieniądze od ojca Rydzyka zginęły. Nie było śladu włamania. Policja długo nie mogła wpaść na ślad sprawców.

    - A ojciec dyrektor potrzebował jednego popołudnia, by ustalić sprawcę - mówi Stefania B.

    Podejrzanym okazał się wolontariusz Radia Maryja, student teologii. Stefania B. uczyła go w swoim mieszkaniu niemieckiego. Podrobił klucze, bo zapewne wiedział o przesyłanych co pewien czas pieniądzach ojca Rydzyka.

    Stefania B. zeznała, że z pieniędzmi od ojca dyrektora wielokrotnie wyjeżdżała do Niemiec po zakup sprzętu dla Radia Maryja. W wyjazdach towarzyszył jej Piotr R., elektronik, współpracownik toruńskiej rozgłośni.

    Piotr R. prowadzi w bloku na jednym z bydgoskich osiedli zakład naprawy sprzętu elektronicznego. W oknie wisi emblemat Rodziny Radia Maryja. Początkowo udaje, że nie wie, o co chodzi, gdy pada pytanie o jego pracę w Radiu Maryja. Po chwili jednak mówi:

    - O niczym nie powiem bez zgody ojca dyrektora.

    Prokuratura zaczęła odsłaniać mechanizm krążenia pieniędzy z Radia Maryja. Ojciec dyrektor zazwyczaj przekazywał do Bydgoszczy kwoty w złotówkach. Grupa emerytek prosiła w kantorach o przygotowanie na wymianę dużych kwot w markach, potem przychodziły z reklamówkami wypełnionymi złotówkami. Wymienione marki przynosiły do Piotra R. lub wpłacały na jego konto dewizowe.

    Prokuratura śledzi interesy zakonnika

    Piotr R. pobierał pieniądze i należącym do Radia Maryja fordem transitem jechał wraz ze Stefanią B. do Niemiec. Marki przemycał przez granicę. Sprzęt nabywał w berlińskiej firmie Alfred Knitter GmbH. Były to m.in. czasze anten satelitarnych. Wracał przez przejście w Kołbaskowie, skąd wysyłał zazwyczaj faks do ojca Rydzyka o treści: "Czekać będę do odprawy około dwunastu godzin. Proszę o modlitwę". Po przejściu sprzęt przywoził do rozgłośni w Toruniu.

    Ojciec Rydzyk kierował do urzędu celnego pismo: "Zwracam się z prośbą o zwolnienie z opłat celnych sprzętu antenowego przywiezionego z Niemiec, daru dla Radia Maryja od przyjaciół w Szwajcarii. Z góry dziękuję. Szczęść Boże! Bóg zapłać". Do podania dołączał zaświadczenia od Towarzystw Wspierania Radia Maryja w Szwajcarii, Niemczech i Włoszech potwierdzone w polskich placówkach dyplomatycznych, że sprzęt jest darem dla toruńskiej rozgłośni.

    Prokuratura bydgoska podjęła dwa śledztwa. Pierwsze - o nielegalny wywóz pieniędzy Radia Maryja za granicę bez zezwolenia dewizowego, i drugie - o niepłacenie przez Radio Maryja opłat celnych i posługiwanie się fałszywymi aktami darowizny. Oba śledztwa na wiosnę tego roku umorzono "wobec braku ustawowych znamion czynu zabronionego" i "wobec przedawnienia ścigania". Dochodzenia prokuratorskie dotyczyły tylko jednego wyjazdu Piotra R. do Berlina - tuż po kradzieży pieniędzy z mieszkania Stefanii B. Kilkunastoma wyjazdami po sprzęt, podczas których dochodziło do podobnych "czynów zabronionych" - przemycania przez granicę olbrzymich kwot marek i dolarów - bydgoska prokuratura nie zawracała sobie głowy. Takim sposobem budowano Radio Maryja.

    Stefania B. zeznała, że znała numer konta dewizowego Piotra R. i stale zasilała je pieniędzmi Radia Maryja. Wpłacała na przykład trzykrotnie po 30 tysięcy marek w 1995 roku, w następnym - 30 tysięcy marek, 40 tysięcy dolarów, 50 tysięcy dolarów. Emerytka pobierała niekiedy pieniądze w złotówkach od ojca Rydzyka. Z akt: "Wpłacałam je kilkakrotnie na swoje konto. Wymieniałam na marki lub dolary i zawoziłam do Torunia. Przekazywałam ojcu dyrektorowi. Raz było to dwa miliardy starych złotych".

    Piotr R. wywoził pieniądze za granicę i przywoził do kraju - jako dary - anteny, samochody (na przykład audi), wóz transmisyjny itd. W prokuraturze zeznawał: "90 tys. dolarów przekazałem księdzu Rydzykowi od razu, a z 30 tys. marek rozliczyłem się z ojcem, gdy wróciłem ze sprzętem. Około 17 tys. marek zwróciłem ojcu Rydzykowi, a od ojca Jana M. (także pracującego w rozgłośni) wziąłem 57 tys. zł na zapłacenie odprawy celnej".

    Z ręki do ręki, bez liczenia

    Prokurator Jarosław Swat z bydgoskiej prokuratury był porażony krążeniem pieniędzy z ręki do ręki, przenoszeniem plików banknotów przez emerytki w reklamówkach, przekazywaniem bez pokwitowań, przeliczeń itd. Wystosował pismo do ojca Rydzyka, w którym poprosił o podanie danych personalnych osób zajmujących się w Radiu Maryja księgowością. Ojciec dyrektor odpisał: "Rozgłośnia posiada swoją rachunkowość, ale odmawiam ujawnienia danych w tym zakresie".

    Stefania B. w swej kawalerce, z której zginęły pieniądze Radia Maryja, jest przypadkowo. Stale przesiaduje w biurze Radia Maryja w parafii przy pobliskim kościele. Zbiera tam ofiary.

    - Ludzie przekazują na radio po pięć, po dziesięć złotych miesięcznie. Są też tacy, co ofiarowują większe kwoty. Ja to przewożę do Torunia i oddaję w radiu - mówi Stefania B.

    Nie wie, czy są księgowane i na jakich zasadach przyjmowane.

    - Mnie nie obchodzi, co dalej się z tymi pieniędzmi dzieje - mówi Stefania B.

    Emerytowana nauczycielka żyje skromnie. Dorabia tłumaczeniami z niemieckiego tekstów technicznych, na przykład tłumaczy instrukcję obsługi kamer cyfrowych. Jest pełna uznania dla ojca dyrektora, że nigdy jej nie wypomniał, iż to z jej mieszkania zginęły pieniądze rozgłośni, że nie podejrzewał, iż sobie je przywłaszczyła.

    - Ojcu Rydzykowi wyznałam kiedyś, że jako dyrektorka szkoły podstawowej należałam do partii. Nie odrzucił mnie i trzyma w radiu. Wdzięczna mu za to jestem - mówi Stefania B. - Dalej zbieram pieniążki i nic się nie zmieniło.

    Pracujący w radiu wolontariusz odczytuje na antenie imienne podziękowania za ofiary pieniężne.

    - Tylko na początku dawano nam wykazy z nazwiskami ofiarodawców i kwotami, jakie przekazywali na wsparcie radia - mówi. - Teraz do odczytania przed mikrofonem otrzymujemy suche nazwiska darczyńców. Wysokość ofiar jest ukrywana.

    Pieniądze, jakimi obraca ojciec Rydzyk, łatwość, z jaką je zdobywa, może dobrze o nim świadczyć jako biznesmenie. Wielu duchownych, zakonników jest tym jednak wstrząśniętych i oburzonych. Ojciec Jerzy Galiński, redemptorysta, mieszkający w pobliżu Monachium, znający Rydzyka od wielu lat, mówi: - Ojciec Rydzyk przeprowadza milionowe transakcje finansowe bez uprzedniego zezwolenia władz zakonnych i kościelnych.

    Rydzyk powinien na wydatkowanie poważnych sum pieniędzy za każdym razem otrzymywać zgodę przełożonych.

    - Kwoty, jakimi operuje ojciec Tadedusz, daleko przekraczają kompetencje ojca prowincjała wraz z jego radą, ale również ojca generała zakonu Redemptorystów w Rzymie - mówi ojciec Galiński. - Z całą pewnością wymagają one zezwolenia Stolicy Apostolskiej.

    JERZY MORAWSKI

    Współpraca Mariusz Staniszewski, "Słowo Polskie", Wrocław

  • Aby odczytać cały artykuł prosimy wykupić dostęp bądź zalogować się.
    Uwaga Od 20 kwietnia ulegają zmianie zasady dostępu do Serwisów „Rzeczpospolitej” przez sms. Wejdź sprawdzić na www.rp.pl/dostepsms